"Dla dowódcy jednostki wojskowej to był bardzo nerwowy i dramatyczny okres, ponieważ praktycznie niemalże na każdych lotach mieliśmy dziwne zdarzenia podjazdu niekryjących się w ogóle samochodów cywilnych na numerach 39, czyli przynależnych do obwodu królewieckiego i zatrzymywanie się po kilkadziesiąt-kilkanaście minut, przebywanie w rejonie, w którym jest zakaz poruszania się, zakaz wjazdu kogokolwiek" - ujawnia w najnowszym odcinku serialu "Reset" generał pilot Dariusz Wroński, który dowodził wówczas jednostką wojskową znajdującą się na terenie objętym małym ruchem granicznym. Umowę zezwalającą na swobodny wjazd do Polski Rosjan podpisano w grudniu 2011 r. w Moskwie.
W grudniu 2011 r. w Moskwie podpisana została umowa między Polską a Rosją o małym ruchu granicznym. Umożliwiła ona wjazd do naszego kraju rosyjskim obywatelom bez wizy.
Jak dowodzą w "Resecie" Sławomir Cenckiewicz i Michał Rachoń - mały ruch graniczny spowodował bezpośrednie zagrożenie wywiadowcze dla jednostek wojskowych znajdujących się na terenie, po którym Rosjanie mogli się swobodnie poruszać.
"Rosjanie zaczęli rozpoznawać i przerzucać tutaj operatorów ze swoich służb specjalnych zarówno pionu cywilnego, jak i wojskowego, rozpoznawać infrastrukturę krytyczną, rozpoznawać przejścia graniczne. Zaczęli docierać do żołnierzy straży granicznej docierać do nich, próbować ich werbować. Zaczęli rozpoznawać jednostki wojskowe, ruch lotniczy, to, co się dzieje w okolicach portów wojennych polskich. Mało tego, pozakładali wiele martwych skrytek, które - jak mi ktoś kiedyś powiedział - do dzisiaj są odnajdywane przez polskie służby właśnie na terenach przygranicznych do kontaktowania własnej agentury"
- mówi w serialu prof. Cenckiewicz.
Wstrząsające są słowa generała pilota Dariusza Wrońskiego, który dowodził w tamtym czasie jednostką wojskową znajdującą się na terenie objętym małym ruchem granicznym.
"Dla dowódcy jednostki wojskowej to był bardzo nerwowy i dramatyczny okres, ponieważ praktycznie niemalże na każdych lotach mieliśmy dziwne zdarzenia podjazdu niekryjących się w ogóle samochodów cywilnych na numerach 39, czyli przynależnych do obwodu królewieckiego i zatrzymywanie się po kilkadziesiąt-kilkanaście minut, przebywanie w rejonie, w którym jest zakaz poruszania się, zakaz wjazdu kogokolwiek. A tu proszę rosyjski samochód. Dwóch, trzech mężczyzn w sile wieku, ze świetnym sprzętem fotograficznym, z możliwością rejestracji. Udało nam się kilkakrotnie złapać przechwycić takich ludzi. Po wylegitymowaniu byli wypuszczani i ja nigdy nie byłem informowany o tym, co dalej z tym się działo"
- ujawnia wojskowy.
Jak przypominają twórcy "Resetu", bezwizowy ruch pomiędzy Polską a Rosją i jej obwodem królewieckim utrzymywany był do ostatnich dni rządów Platformy Obywatelskiej.
Już po inwazji na Krym Donald Tusk wypowiedział następujące słowa:
"Mały ruch graniczny nie jest zagrożony. I nikt mnie nie przekona, że wielkie zdarzenia i wielkie konflikty między Rosją a Ukrainą, konflikt o Krym miałyby wpłynąć na naszą decyzję sprzed jakiegoś czasu o otworzeniu małego ruchu granicznego. Dokładnie, bardzo precyzyjnie rozróżniamy to, co dzieje się między zwykłymi ludźmi, którzy chcą odwiedzać swoje miejscowości po obu stronach granicy, trochę pohandlować, trochę turystyki, trochę zakupów - od tego, co jest tłem i podłożem tego bardzo poważnego kryzysu".