Ogromny stres, gigantyczne obciążenie obowiązkami, kiepska atmosfera, a przede wszystkim fatalne warunki finansowe. To realia obecnej pracy urzędników sądowych. Niestety, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że w najbliższej przyszłości nie będzie lepiej.
– Grozi nam wszystkim, że do pracy w wymiarze sprawiedliwości – patrząc na wakaty w dużych ośrodkach i niewielkie grono kandydatów zgłaszających się na konkursy – będą przychodziły jedynie osoby, które nie znalazły zatrudnienia gdzieś indziej. To jedna z najgorszych opcji, jaka może być
– ostrzega Dariusz Kadulski, wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa i Prokuratury.
– Sądy działają tylko dlatego, że wciąż jeszcze mamy doświadczonych, odpowiedzialnych pracowników, ale ich jest z różnych powodów coraz mniej
– dodaje.
Złamane porozumienie
Oczywiście, dyskusja o zbyt niskich zarobkach urzędników sądowych i pozostałych pracowników toczy się od dawna, ale pojawiła się szansa, że chociaż jeden problem zostanie rozwiązany. W lutym zawarto bowiem porozumienie płacowe – pomiędzy Ministerstwem Sprawiedliwości a związkami zawodowymi. Ustalono m.in., że urzędnicy sądowi będą zarabiać minimum 5500 zł brutto, a pozostałe osoby (na stanowiskach pomocniczych) co najmniej 5000 zł brutto.
– W porozumieniu zapisano również, że ministerstwo sprawiedliwości dostosuje do jego treści właściwe rozporządzenie
– wyjaśnia Dariusz Kadulski.
Dlatego szokiem był dokument opublikowany 4 czerwca. Zgoła odmienny od wcześniejszych ustaleń, czyli ze znacznie niższymi kwotami. Mało tego – według ministerialnego rozporządzenia pensja zasadnicza osób na co dzień pracujących w sądach miała być… poniżej pensji minimalnej!
– Zostaliśmy zaskoczeni tym, co zobaczyliśmy w Dzienniku Ustaw, bo opiniowaliśmy projekt rozporządzenia. Na tamtym etapie wszystko było w porządku. Nagle jednak się zmieniło, bez żadnej informacji
– słyszymy.
Nieoficjalnie porozumienie z lutego teoretycznie miało obejmować wszystkich pracowników sądów, a więc również tych z sądów wojskowych. Kłopot w tym, że resort Bodnara nie skonsultował tematu z Ministerstwem Obrony Narodowej, a ono – gdy po fakcie dowiedziało się o ustaleniach – stwierdziło, iż nie ma pieniędzy na zmiany. Czy podczas negocjacji MS
sugerował związkowcom, że może być problem z MON? – Nie sygnalizowano – stwierdza wiceprzewodniczący sadowej Solidarności.
Czy to oznacza, że związkowcy zostali oszukani, skoro co innego wynegocjowano, a co innego opublikowano w rozporządzeniu? – Unikam sformułowań emocjonalnych, bo fakty są stabilniejsze. Mogę się jednak domyślać, że ministerstwo obrony zostało zaskoczone, skoro nie uczestniczyło w porozumieniu. Ale czy związki powinno to interesować? Zawartych umów należy dotrzymywać – podkreśla Dariusz Kadulski.
– Równocześnie dlaczego pracownicy sądów wojskowych mieliby zarabiać istotnie mniej niż w powszechnych? Chcąc ratować sytuację, resort sprawiedliwości miał wydać – jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie – wytyczne dla dyrektorów sądów powszechnych, aby jednak stosowali zapisy porozumienia, choć różnią się one od rozporządzenia. To nie koniec bałaganu wykreowanego przez ministerstwo Bodnara. Bo jakiej treści umowy (stawki?) będą podpisywane z nowymi pracownikami? Zapewne taki galimatias nie przyciągnie rzeszy kandydatów.
Raz tak, raz siak
Do tego dochodzi kuriozalny problem z waloryzacją wynagrodzeń. – Choć wynika ona wprost z ustawy, to Ministerstwo Sprawiedliwości dotychczas dość dowolnie ją interpretowało – mówi wiceszef sądowej Solidarności. – W zeszłym roku pierwotnie stwierdzono, że nie będą waloryzowane dodatki funkcyjne i stanowiskowe, które przecież są stałymi składnikami wynagrodzeń. Upomnieliśmy się o to i ministerstwo wydało wytyczne dyrektorom, żeby jednak zwaloryzować również dodatki. Natomiast w tym roku MS znowu zmieniło zdanie. W efekcie mamy permanentną niekonsekwencję związaną z zagadnieniem, które tak naprawdę jest stosowaniem prawa obowiązującego i nie zależy od woli ministerstwa czy pracodawcy.
W efekcie osoby pracujące w sądach z roku na roku realnie zarabiają mniej. Także w porównaniu z innymi zawodami w sektorze publicznym. Dlatego coraz częściej podejmują decyzję o wypowiedzeniu umowy o pracę i odchodzą, na przykład do innych urzędów.
– Co roku stosowane są inne zasady, mimo że przepisy się nie zmieniają
– stwierdza związkowiec. Czy ekipa ministra Adama Bodnara przez minione półtora roku podjęła realne działania, aby coś zmienić, czy kończy się na deklaracjach?
– Podobno trwają prace nad nową ustawą, ale nie znamy jej projektu. Nikt ze strony związków na pewno go nie widział. Ma być tematem lipcowego spotkania, ale na razie nie wiem co się w nim znajdzie
– tłumaczy rozmówca „GP”. Rzekomo projekt ma być gotowy pod koniec tego roku, ale to wróżenie z fusów.
Chętni do pracy? Coraz mniej
Sytuacja w sądach powoduje, że jest coraz mniej chętnych, aby w nich pracować. O ile w małych ośrodkach problem nie jest tak dotkliwy, o tyle w dużych miastach – zwłaszcza w Warszawie, ale również choćby w Krakowie czy Poznaniu – lista wakatów rośnie.
– Kiedyś na konkurs zgłaszało się kilkadziesiąt osób na jeden etat. Dzisiaj to zaledwie kilku
kandydatów
– przyznaje związkowiec.
Co gorsza, niewielu dociera do ostatniego etapu rekrutacji.
– Czyli składają dokumenty, ale mając stereotypowe czy medialne wyobrażenie o tym, jak wygląda praca w sądzie, są bardzo zaskoczeni tym, co zobaczyli. Po pierwsze, gdy dowiadują się o stawkach wynagrodzenia, bo w ogłoszeniu się ich nie podaje
– tłumaczy nasz rozmówca. Już wtedy odpada spora grupa. Kolejna, gdy poznają realia pracy.
– Bywa nawet, że ktoś przejdzie całą procedurę, ale nie przychodzi podpisać umowy o pracę, bo złożył dokumenty w kilku miejscach i wybrał lepszą ofertę
– uzupełnia. Zwraca też uwagę na zaskakującą zmianę.
– Dawniej związki zawodowe zajmowały się przede wszystkim tym, żeby pracownika bronić przed rozwiązaniem stosunku pracy. Teraz zdarzają się telefony od osób, które pytają: „Doradźcie, jak bezpiecznie i szybko stąd się ulotnić”
– zdradza.
A nie można zapominać, że pracownicy sądów mają dostęp do wielu tajemnic, personaliów świadków, poufnych informacji gospodarczych, wrażliwych danych…
– Dlatego nie mogą to być osoby przypadkowe, brane „z ulicy”. Decydenci powinni o tym pamiętać, aby później nie czytać o skandalach w sądzie, a mam nieodparte wrażenie, że tego nie dostrzegają
– przestrzega wiceprzewodniczący NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa i Prokuratury.
Więcej w najnowszym numerze tygodnika "Gazeta Polska":
🔴 TYSIĄCE POLAKÓW BRONIĄ GRANIC - Niemcy i Tusk grożą zemstą!
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) July 8, 2025
Czytaj najnowszy numer tygodnika #GazetaPolska.
Więcej na https://t.co/OnIeddgtlv oraz w prenumeracie na https://t.co/P6zoug9c6E z dostawą przez Paczkomat @InPostPL pic.twitter.com/r94IJx2QjI