Pacjenci, którzy chcieli skrócić czas oczekiwania na operacje musieli wpłacić 10 tys. zł na Fundację Pomocy Transplantologii. Od niektórych żądano okazania potwierdzenia przelewu zanim zostali przyjęci na oddział. Skandaliczne praktyki miały miejsce w szpitalu, którego szefem był wówczas Tomasz Grodzki, obecny senator Koalicji Obywatelskiej. „Gazeta Polska Codziennie” oraz portal Niezalezna.pl dotarły do informacji zawartych w akcie oskarżenia.
Osoby, które trafiały do doktora Krzysztofa K., zmagały się z otyłością. Życie części z nich było zagrożone.
Wielu pacjentów dowiadywało się od lekarza, iż na zabieg oczekuje się wiele miesięcy, a nawet kilka lat. Następnie padała – jak twierdzi prokuratura - propozycja wpłacenia 10 tys. zł na Fundację Pomocy Transplantologii, co znacznie skróci czas oczekiwania. Z ustaleń śledczych wynika, że pod różnym pretekstem: cele statutowe fundacji, fundusz szpitalny, dopłata do operacji, cegiełki, konieczności zakupu sprzętu chirurgicznego, remont szpitala…
Bardzo często doktorowi K. wystarczała deklaracja dokonania wpłaty, aby wyznaczył wcześniejszy termin operacji. Zanim jednak ktoś został przyjęty na oddział musiała być ona zaksięgowana lub co najmniej okazane potwierdzenie przelewu.
Nie brakowało osób, które chcąc zdobyć pieniądze, zaciągały długi, brały kredyty, sprzedawały samochody. Szefem szpitala w był wówczas były marszałek senatu Tomasz Grodzki. On jednak zarzutów nie usłyszał.
Jedna z pacjentek potrzebująca szybkiej operacji usłyszała, że najbliższy termin może być za 2 lata. Oczywiście, pojawiła się też propozycja wpłaty na fundację. Kobieta poprosiła o możliwość rozłożenia na raty, ale doktor K. nie wyraził zgody. Dlatego zadłużyła się u przyjaciół i wtedy wyznaczono jej termin zabiegu po trzech miesiącach od wizyty.
☀️Wakacje powoli się kończą
— GP Codziennie (@GPCodziennie) August 20, 2024
✅Nie zapomnij więc o letniej promocji #GPC! Skorzystaj z atrakcyjnej oferty i ciesz się dostępem do rzetelnych informacji ➡️ https://t.co/5oUNtNfQBb pic.twitter.com/OMvtD07mdf