W pierwszym, historycznym meczu Miedzi z Śląskiem w ekstraklasie, emocje zakończyły się już po pierwszej połowie, w której wrocławianie strzelili aż cztery gole. Po przerwie zespół trenera Tadeusza Pawłowskiego dorzucił jeszcze jednego gola i pewnie zdobył trzy punkty. Legniczanie natomiast zanotowali szóste spotkania bez wygranej. Ostatni raz beniaminek wygrał w innym derbowym spotkaniu z KGHM Zagłębiem Lubin (2:0) 2 września.
Trener Miedzi Dominik Nowak mówił przed meczem, że będzie chciał, aby to jego zespół dyktował warunki na boisku i miał inicjatywę. Skończyło się na zapowiedziach. Od pierwszej minuty to Śląsk był częściej przy piłce i dominował. Gospodarze zupełnie nie radzili sobie z pressingiem rywali i nie tylko mieli problemy z przedostaniem się pod pole karne wrocławian, ale nawet z wyjściem z własnej połowy.
Wojskowi atakowali, ale przez pierwszy kwadrans nie mieli pomysłu, jak rozbić zagęszczoną obronę Miedzi. Udało się to dopiero w 15. minucie. Marcin Robak zagrał w pole do wbiegającego Roberta Picha, którego pchnął Paweł Zieliński i sędzia odgwizdał rzut karny. Do piłki podszedł Robak i Śląsk prowadził 1:0.
Minutę później było już 2:0. Legniczanie wznowili grę od środka boiska, szybko stracili piłkę, którą Śląsk wstrzelił w linię obrony rywali. Defensywa gospodarzy zupełnie się pogubiła i po podaniu Damiana Gąski do siatki z bliska trafił Michał Chrapek.
To były szybkie dwa ciosy, po których Miedź została zupełnie rozbita. Legniczanie spisywali się nadal fatalnie a Śląsk nacierał. Zespół trenera Nowaka pierwszą groźną sytuację stworzył po stałym fragmencie gry dopiero po 28. minutach gry, kiedy szanse na kontaktowego gola miał Borja Fernandez. Legniczanie wywalczyli w tej akcji rzut rożny, po którym stracili piłkę, Śląsk wyprowadził kontratak i było 3:0, bo Robak w sytuacji sam na sam z Łukaszem Sapelą nie dał szans bramkarzowi rywali.
Minęło kolejnych pięć minut i Miedź była już na deskach. Wrocławianie cofnęli się na własną połowę, oddali piłkę legniczanom i kontratakowali. Po jednak z takich akcji i błędzie obrońców gospodarzy Dorde Cotra popędził lewym skrzydłem i mocnym uderzeniem podwyższył prowadzenie Śląska.
Trener Nowak nie czekał i już w przerwie dokonał dwóch zmian. Na boisku pojawili się Łukasz Gargula oraz Henrik Ojamaa i gra legniczan zaczęła wyglądać lepiej. Gospodarze potrafili dłużej utrzymać się przy piłce i na połowie Śląska, a także stworzyli sobie pierwszą dogodną sytuację bramkową. Po dośrodkowaniu Wojciecha Łobodzińskiego gola mógł zdobyć Fabian Piasecki, lecz trafił wprost w Jakuba Słowika.
Legniczanie atakowali, ale po przetrzymaniu szturmu, również Śląsk zaczął ponownie przedostawać się pod pole karne przeciwników. Sytuacje nie były tak groźne jak w pierwszej połowie, ale i tak udało się ponownie trafić do siatki, w czym była duża zasługa Sapeli. Mateusz Radecki zdecydował się na indywidualną akcję i śmiało wbiegł w pole karne Miedzi. Wydawało się, że nic z tego nie będzie, bo pomocnik Śląska za daleko wypuścił sobie piłkę. Bramkarz gospodarzy jednak tak łapał piłkę, że nabił Radeckiego i zrobiło się 5:0.
Więcej emocji już w Legnicy nie było. W końcówce meczu trener Pawłowski zdjął z boiska Robaka, którego brawami pożegnali kibice obu zespołów. Napastnik właśnie w Legnicy zaczynał swoją przygodę z piłką i dzięki świetnej grze w drugoligowej Miedzi zwrócił uwagę na siebie drużyn z ekstraklasy.
Miedź Legnica - Śląsk Wrocław 0:5 (0:4).
Bramki: 0:1 Marcin Robak (15-karny), 0:2 Michał Chrapek (16), 0:3 Marcin Robak (29), 0:4 Dorde Cotra (34), 0:5 Mateusz Radecki (70).