Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Ekspert: "Im mniej demonstrantów na Białorusi, tym większe ryzyko użycia broni palnej"

Im mniej Białorusinów uczestniczy w cotygodniowych demonstracjach, tym większe ryzyko użycia przeciwko nim broni palnej. Tak uważa Kamil Kłysiński - specjalista do spraw Białorusi z Ośrodka Studiów Wschodnich. Nasz ekspert dodaje, że nawet mimo wspomnianego ryzyka mieszkańcy Białorusi już nigdy nie staną się znów „ludźmi sowieckimi” – pokornymi poddanymi Łukaszenki.


Na Białorusi wciąż trwają cotygodniowe demonstracje. Uczestniczą w nich tysiące Białorusinów. Prezydent Aleksander Łukaszenka grozi, że „każdy z nich odpowie za swoje działania”. Władze go znajdą, gdyż „współczesna technika na to pozwala”. Czy naprawdę władze Białorusi posiadają aż tak zaawansowane środki śledzenia i identyfikacji obywateli, że są w stanie spełnić te groźby?

Reklama

Groźby Łukaszenki, nacisk psychologiczny, presję, pewne działania propagandowe trzeba zawsze oddzielać od tego, co rzeczywiście władze białoruskie mogą zrobić.

Na pewno demonstranci są filmowani. Być może z dronów. Na pewno z ziemi. Przez funkcjonariuszy OMON-u, milicji i innych formacji, które pacyfikują, pilnują lub po prostu obserwują demonstracje. Więc jest zapis wizerunków uczestników demonstracji. Przy czym teraz, ze względu na Covid, większość demonstrantów nosi maseczki. Więc to może być utrudnione.

Inna sprawa, że można też próbować identyfikować tych ludzi i ich lokalizację przez telefony komórkowe. A więc pewne możliwości są. Pytanie, czy władze białoruskie są w stanie to technicznie ogarnąć. Czy mają wystarczająco dużo personelu wyszkolonego w kierunku technologii cyfrowych, aby to zrobić. Tutaj miałbym pewne wątpliwości. To jeżeli chodzi o nowoczesność.

Władze białoruskie są oczywiście znacznie lepiej przygotowane, jeżeli chodzi o tradycyjne działania. I w razie czego są gotowe. Ostrzegają: mówią, że mogą zastosować brutalną siłę. Na czym się niestety znają. I tego przejawy widzieliśmy już niejednokrotnie.

Pojawiły się już groźby użycia broni palnej wobec demonstrantów. Czy one mogą być spełnione? Zwłaszcza, że widać postępujące zmniejszenie się frekwencji na cotygodniowych demonstracjach.

Myślę, że władze czekają na dalszy spadek frekwencji. Na razie liczba demonstrantów zasadniczo utrzymuje się na dość wysokim poziomie.. Nawet minionej niedzieli, kiedy było ich mniej niż tydzień wcześniej (pięćdziesiąt, sześćdziesiąt tysięcy), to był wciąż duży tłum. Taki tłum spacyfikować - nawet na Białorusi - jest trudno. Dlatego władze jeszcze grają na czas, zastraszają ludzi groźbą użycia broni palnej. Chcą prawdopodobnie w ten sposób przede wszystkim zniechęcić obywateli do chodzenia na demonstracje.

Mam zatem nadzieję, że do użycia broni palnej nie dojdzie. Szczególnie, jeżeli rozumiemy taką broń jako broń nabitą ostrą amunicją. Tego oczywiście nikt by sobie nie życzył. W najlepszym wariancie więc należałoby wspomniane groźby traktować jako formę wojny psychologicznej, odstraszania potencjalnych i rzeczywistych uczestników demonstracji.

Ryzyko jednak zawsze istnieje. Wraz ze spadkiem liczebności demonstracji ono nawet wzrasta. Władze autorytarne często mają pokusy - aby w sytuacji, kiedy sobie nie radzą innymi metodami - sięgnąć po siłę.

A jak Pan w ogóle widzi przyszłość obecnej walki przeciw prezydentowi Łukaszence? Wydaje się, że ta walka słabnie.

Ona słabnie pozornie. W białoruskim społeczeństwie dokonują się przecież poważne przemiany: poddani stają się obywatelami; wzrasta poczucie podmiotowości i obywatelskiej odwagi cywilnej.

Część osób może być oczywiście zmęczona tym, że już tyle razy wychodzili (ten kryzys trwa długo – ponad dwa miesiące) i nic się nie zmienia, bo władze nie ustępują. Nie należy też zapominać o tym, że działa coraz mniej sprzyjająca pogoda. Jeżeli jednak chwilowo ludzie mniej licznie wychodzą na ulicę, to i tak niezadowolenie społeczne jest wciąż bardzo wysokie. I dlatego Białorusini nie dadzą się z powrotem wepchnąć w ramy „człowieka sowieckiego (homo sovieticusa)”, czyli pokornego poddanego. Oni będą żądać zmian. W pewnych okresach może być ich mniej na ulicach. W pewnych okresach więcej. Ma na to wpływ wiele czynników. Ale presja społeczna i obywatelskie nieposłuszeństwo będą się utrzymywać.

Źródło: niezalezna.pl
Reklama