Skandaliczna decyzja warszawskiej prokuratury, która wypuściła na wolność mężczyznę zatrzymanego podczas piątkowego Marszu Milczenia. Uzbrojony w nóż napastnik chciał zaatakować Roberta Bąkiewicza. Jak ustalił portal Niezalezna.pl, nożownik to Damian G. - recydywista, wcześniej karany za przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu, któremu wprawdzie prokuratura postawiła zarzuty, ale pozwoliła... wyjść na wolność. "Gdyby chodziło o kogoś innego, zapewne by zastosowano surowsze środki" - mówi nam Bąkiewicz, który nawet nie został powiadomiony o zwolnieniu bandziora. Ustaliliśmy również, że napastnik miał na sobie koszulkę z logo ugrupowania, które nie ukrywa prokremlowskich sympatii.
W piątek ulicami Warszawy przeszedł Marsz Milczenia, podczas którego modlono się za duszę zamordowanego przez imigrantów na granicy polsko-białoruskiej żołnierza Mateusza Sitka oraz wyrażono poparcie dla wszystkich mundurowych pełniących służbę w obronie Ojczyzny.
W trakcie wydarzenia doszło do interwencji policjantów, którzy zatrzymali uzbrojonego w nóż mężczyznę; funkcjonariusze nie mieli wątpliwości, że celem ataku miał być Robert Bąkiewicz.
- Powiedział, że chce mnie zaj**ać. Nie wiem, dokąd dąży ta eskalacja nienawiści w Polakach, ale jeśli tak dalej pójdzie, to naprawdę niedługo się nawzajem pozabijamy - mówił tuż po tym zdarzeniu Bąkiewicz.
Z kolei na antenie Telewizji Republika Bąkiewicz dodał, iż sytuacja mogła być inspirowana "ze względu na niechęć polityczną".
- Od wielu lat jestem medialnie, politycznie i sądowo-prawnie zaszczuwany przez drugą stronę sporu politycznego. Jestem dehumanizowany, jest mi odbierana godność ludzka
- zaznaczył. Dodając, że w związku z atakiem złożył zeznania.
Jak ustalił portal Niezalezna.pl, agresorem był Damian G. - recydywista, wcześniej karany za przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu, któremu prokuratura postawiła zarzuty i... wypuściła wolno. Poprzestano jedynie na dozorze policyjnym oraz zakazie zbliżania się do Bąkiewicza.
On sam nie ukrywa oburzenia, bo choć teoretycznie jest w tej sprawie pokrzywdzonym, to nawet nie został powiadomiony o zwolnieniu nożownika. A przecież ryzyko kolejnego ataku jest bardzo poważne.
"Gdyby chodziło o kogoś innego, to zapewne by zastosowano surowsze środki polityczne" - komentuje polityk, który nawet nie został przesłuchany przez prokuratora.
To jednak nie wszystko. Dowiedzieliśmy się, że podczas piątkowego incydentu napastnik miał na sobie koszulkę z logo pewnego ugrupowania. Nie wiemy, czy jest jego członkiem, ale to może mieć istotne znaczenie. Chociażby przy wyjaśnianiu motywów działania sprawcy. Znamy nazwę partii, ale celowo nie będziemy jej podawać. Na jego stronie można znaleźć m.in. odezwę sprzed roku, w której krytykowane są działania Polski wobec Rosji i Białorusi. Autor wręcz domagał się, aby prowadzić przyjazną i partnerską politykę z Kremlem i Mińskiem.