Zdaniem publicysty ekonomicznego Rafała Wosia, sprawdziły się projekcje NBP, opublikowane wiosną tego roku. Szef banku centralnego Adam Glapiński był mocno krytykowany za to, że ma zbyt optymistyczną ocenę sytuacji z poziomem inflacji poniżej 10 proc. jesienią. Odczyt GUS za październik wyniósł natomiast 6,5 proc. - Wszyscy ci, którzy opierali się chociażby o tę prognozę, dziś mogą odczuwać satysfakcję, że mieli rację. Natomiast ci, którzy postanowili oprzeć swoje opinie tylko na motywowanym politycznie myśleniu życzeniowym, głęboko się pomylili. Z kolei opowieść o rzekomym zadłużeniu, uniemożliwiającym polski rozwój, jest tylko kolejnym politycznym straszakiem. Rzeczywistość pokazała, że nic złego się nie stało. Cóż jednak z tego, skoro w bardziej tożsamościowych mediach liberalnych jakakolwiek refleksja nie nastąpi? - zastanawia się Woś w rozmowie z portalem niezalezna.pl.
Paweł Kryszczak: Kilka dni temu Główny Urząd Statystyczny opublikował dane dotyczące inflacji w Polsce. W ujęciu rocznym inflacja spadła w naszym kraju do 6,5 proc., podczas gdy we wrześniu wynosiła 8,2 proc. (rdr). Z czego wynikały tak błędne prognozy części ekspertów ekonomicznych, którzy wskazywali na możliwą nawet 20 proc. inflację, która nas dobije w okresie wyborczym?
Rafał Woś: Ci, którzy przedstawiali takie prognozy, życzyli bardzo źle władzy jeszcze obecnej i z radością przyjmowali wszystkie informacje, które mogą tej władzy zaszkodzić, a pomóc opozycji w wygraniu wyborów. Z tego myślenia życzeniowego wyszło dokładnie przestrzelenie w prognozach inflacyjnych. Wiosną br. Narodowy Bank Polski (NBP) opublikował swoją projekcję inflacyjną - i jak dotąd sprawdza się ona bardzo dobrze. Wszyscy ci, którzy opierali się chociażby o tę prognozę, dziś mogą odczuwać satysfakcję. Natomiast ci, którzy postanowili oprzeć swoje opinie tylko na motywowanym politycznie myśleniu życzeniowym, głęboko się pomylili.
Czy kolejne błędne prognozy ekspertów ekonomicznych nie doprowadzają do utraty ich wiarygodności?
Te bardzo różne opinie na temat gospodarki pokazują, że ta część państwa, jak i polityka ekonomiczna, nie są dziedzinami wyjętymi z bieżącej debaty politycznej. A dyskusja jest bardzo mocno uwarunkowana preferencjami politycznymi, sympatiami i antypatiami ideowymi. To bardzo dobrze widać w prognozach inflacyjnych. Niestety, jest bardzo niewielu komentatorów na rynku, którzy nie dają się temu uwieść i porwać.
W innych krajach debata ekonomiczna również jest zdominowana przez polityczne sympatie i antypatie. Jeśli zaś chodzi o wiarygodność, to można wskazać komuś błędną prognozę, ale prawdopodobnie ci mylący się nie zareagują, ponieważ dokładnie tego oczekiwali od komentatorów. Oni pod tym względem wiarygodności swoich ekspertów czy pretendujących do roli znawców nie będą oceniać. W związku z tym wreszcie, nie zaczną kontestować prognoz czy wiedzy u osób publicznych i przejdą nad tym problemem do porządku dziennego. Tutaj sympatie i antypatie komentujących i odbierających w dużej mierze się pokrywają. To jest duży problem spolaryzowanego świata mediów.
Czy straszenie przez niektórych ekspertów oraz polityków złym stanem finansów publicznych ma na celu przygotowanie społeczeństwa chociażby do sprywatyzowania części spółek skarbu państwa, wstrzymania zaplanowanych inwestycji i ciecie programów socjalnych?
Nie wiem, jaki jest cel nowej koalicji, która się prawdopodobnie niebawem zawiąże. Uważam, że ona tego jeszcze nie wie. Jest to koalicja tworzona ad hoc w oderwaniu od wspólnego mianownika w postaci wspólnego pomysłu na Polskę. Jedynym spoiwem była i jest chęć odsunięcia PiS-u od władzy.
Dla wszystkich jest oczywiste, że partie tworzące koalicję - przynajmniej deklaratywnie - mają różne pomysły na Polskę. Od postulatu zgłaszanego przez Lewicę, że korekta antyneoliberlana realizowana przez ostatnie lata przez PiS to dopiero początek drogi i należy pójść jeszcze mocnej w tym kierunku, po deklaracje o końcu rozdawnictwa, zgłaszane przez polityków Trzeciej Drogi. Mamy bardzo wykluczające się deklaracje przedwyborcze. Jeśli na pańskie pytanie odpowiem "tak, na pewno jest przygotowanie pod oszczędności i likwidację programów socjalnych", to ktoś może mnie natychmiast skontrować i powiedzieć, że Lewica do tego nie dopuści. Zobaczymy, czy rzeczywiście do tego nie dopuści.
Jaki jest rzeczywisty stan sytuacji finansów publicznych?
Wynika on z analiz, które tworzy na podstawie powszechnie dostępnych materiałów Ministerstwo Finansów. Są one bardzo szczegółowo podane z podziałem na różne typy zadłużenia i uwzględniając tak zwany ukryty dług, którym straszą niektórzy komentatorzy. Na podstawie analizy tych danych można spokojnie bronić tezy, że stan polskich finansów publicznych jest satysfakcjonujący jak na kraj na tym poziomie rozwoju, w tej części świata, z takimi wyzwaniami, jakie ma przed sobą.
W tym sensie opowieść o rzekomym zadłużeniu, które na nas zaraz wyskoczy zza rogu, jest kolejnym politycznym straszakiem, który bardzo przypomina to, jak mówiono o inflacji: że nie spadnie i będzie bardzo wysoka. Rzeczywistość pokazała, że tak się nie stało. Cóż jednak z tego, skoro w bardziej tożsamościowych mediach liberalnych jakakolwiek refleksja nie nastąpi? Nikt wśród liberalnego komentariatu nigdy nie powie: "słuchajcie, myliliśmy się!". Podobnie będzie w przypadku kwestii długu publicznego Polski.