Pytanie, dlaczego wracać do tego tematu, tak bolesnego i delikatnego. Zwłaszcza w sytuacji, w której, jeśli chodzi o powody samobójstwa syna posłanki Filiks, wiemy praktycznie wszystko. Ujawnione w minionym roku fakty jednoznacznie pokazały, że przyczyny jego śmierci nie mają nic wspólnego z artykułem Duklanowskiego i wiążą się z kwestiami czysto prywatnymi.
Polityczna manifestacja
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Bo nie wolno nam o tej sprawie zapomnieć. To, co media na smyczy Platformy Obywatelskiej zrobiły ze śmierci tego chłopaka, powinno przejść do historii medialnej podłości III RP. Obok tzw. szarego człowieka i kłamstw na temat wydarzeń na granicy (podczas hybrydowego ataku Putina i Łukaszenki na Polskę) jest to najbardziej odrażający spektakl, jaki urządzili PO i jej propagandowi funkcjonariusze w ostatnich latach. Pokazujący jak w soczewce metody działania „wolnych mediów”, to, jak mocno, byle zaspokoić potrzeby swoich politycznych patronów, będą infekować kłamstwem i nienawiścią debatę publiczną. Z perspektywy czasu widać bowiem wyraźnie, że śmierć młodego Filiksa „interesowała” Platformę i jej media tylko jako paliwo wyborcze.
Ujawniła w pełni prawdziwą twarz kampanii wyborczej tej partii, która czekała tylko na tragedię, najlepiej trupa, by się nim politycznie pożywić.
Tak przecież było w wypadku Adamowicza czy – to przykład jeszcze mocniejszy – zmarłej na sepsę Joanny.
Podobnie usiłowano rozegrać też sprawę innej Joanny, póki nie okazało się, że wyrazistość samej bohaterki i jej „talenty aktorskie” uniemożliwiły Tuskowi zrobienie z niej nowej „bohaterki”. Śmierć i tragedia były PO niezbędne, albowiem tylko one były, primo, w stanie legitymizować tak skrajnie hejterski, agresywno-paranoiczny język Platformy, secundo, emocjonalny ładunek związany z tego typu koszmarami umożliwiał, w sposób skuteczny, zastąpienie merytorycznej debaty histerycznymi wrzaskami. Śmierć młodego Filiksa została potraktowana w ten sam sposób. Już sam fakt tego, jak długo czekano z jego pochówkiem, wskazuje, że od początku starano się wyeksploatować jego śmierć do maksimum. Pogrzeb stał się jedną wielką manifestacją polityczną, służącą atakowi na rząd. Sam chłopiec i jego straszny koniec okazały się kwestią najmniej „istotną”. Cel tej politycznej operacji był prosty – chodziło o to, by obarczyć winą za to samobójstwo całość polskiej prawicy, by zrobić z młodego Filiksa propagandową pałkę, jednocześnie odsuwając wszelkie oskarżenia od samej PO (w końcu to jeden z jej ludzi skrzywdził tego chłopca przede wszystkim). Jednak nie mogłoby się to powieść, gdyby nie udział „wolnych mediów”, gdyby nie bezwzględność funkcjonariuszy medialnych PO.
Trzy kozły ofiarne
Wracając wspomnieniem do wydarzeń sprzed roku, widać wyraźnie, jak wyglądała kampania nienawiści rozkręcona przez PO i jej media. Po pierwsze, doszło do swoistego „uniewinnienia” samego pedofila. Jego casus przestał być zupełnie istotny, zaś ktokolwiek, kto chciał się dowiedzieć o tym, jak naprawdę wyglądała ta sprawa, okazywał się „krzywdzicielem dzieci”. W narracji PO i jej mediów winny był tylko PiS i jego media, nikt inny. Po drugie, konieczny był kozioł ofiarny, ktoś, kto stanie się symbolem tego zła, dzięki któremu będzie można zastosować następnie odpowiedzialność zbiorową, rozciągając jego grzechy na całość środowiska. Okazało się, że dla celów PO i jej mediów jeden kozioł ofiarny nie wystarczył. Tak naprawdę były trzy kozły ofiarne. Twórca artykułu ujawniającego pedofila – Tomasz Duklanowski, polityk Solidarnej Polski Dariusz Matecki oraz Oskar Szafranowicz, członek młodzieżówki PiS. To oni zostali oskarżeni o ujawnienie danych młodego Filiksa, a następnie o jego śmierć. Nie przypadkiem wybrano akurat taką trójkę. Sam Duklanowski nie wystarczył jako legitymacja opowieści o całej „strasznej prawicy”, która „chciała śmierci dziecka”, potrzebni byli jeszcze ludzie bezpośrednio związani z partią Kaczyńskiego.
Po samobójstwie chłopaka narracja ta przybrała skrajnie groteskowe, paranoiczne formy. Okazało się, że wspomniana trójka, wraz z mediami publicznymi, zaplanowała to, nie tyle przyczyniła się, co wręcz chciała tej tragedii. Krąg winnych rozszerzał się błyskawicznie, stawali się nimi wszyscy, którzy popierali PiS. Rozpętano skrajną kampanię nienawiści, puściły wszelkie hamulce. Oskarżenie „mordercy dzieci” okazało się jednym z łagodniejszych w tej lawinie hejtu. Życzenia śmierci, groźby wobec rodzin, wyrażana wprost chęć, by śmierć dotknęła także dzieci prawicowców, były na porządku dziennym. Nie mówimy tu o anonimowych trollach, tylko o dziennikarzach wolnych mediów czy politykach PO. Na przykład dziennikarka Oko.Press stwierdziła, że chce, by ci źli prawicowcy „dostali od losu to samo”. Co ciekawe, jednocześnie w części artykułów opisujących sprawę młodego Filiksa ich twórcy zaznaczali, że nie ma dowodów, by publikacja Duklanowskiego jakkolwiek przyczyniła się do śmierci tego dziecka (w podobnym tonie wypowiedział się też mecenas Filiks). Pokazuje to typowy dla propagandy PO mechanizm. Z jednej strony mamy więc, powierzchownie, stonowane wypowiedzi, jednocześnie jednak do maksimum nakręcana jest spirala najgorszego hejtu, podchwytywana przez dedykowane do tego strony, grupy czy media, i możliwie szeroko kolportowana – mimo pełnej świadomości, że jest ona oparta na kłamstwie (do czego właściwie wprost się przyznali).
Przeterminowana sprawa
Summa summarum po roku widać, że z samobójstwem Filiksa stało się to, co z dziećmi w lasach na granicy polsko-białoruskiej czy z historią o pani Joannie. Gdy wyczerpano jej potencjał polityczny, wręcz „wyssano” w wymiarze propagandowym, co tylko się dało… de facto o niej zapomniano. Jeśli sprawa syna Filiks się pojawia, to niejako na obrzeżach aktualnej narracji PO, jako dodatek, jeden z wielu przykładów zła PiS. Nie istnieje autonomicznie, nie usiłuje się z niej zrobić na nowo symbolu (jak chociażby ze sprawą Adamowicza). Skąd ta decyzja? Czy chodzi o znane już opinii publicznej przyczyny, jakie stały za samobójstwem Mikołaja? Czy fakt, że, z konieczności, sprawa ta odnosi się też do pedofila działającego w strukturach Platformy, co nie jest dla tej partii zbyt korzystne? Raczej nie, PO i jej media wielokrotnie pokazały, że są w stanie tworzyć świat równoległy, oparty na kłamstwie, zupełnie odporny na prawdę. Z perspektywy ugrupowania Tuska i mediów sprawa Filiksa się po prostu przeterminowała. Od początku nie bazowała ona bowiem na faktach, tylko na emocjach, podkręconych do skrajności, nie była opisem rzeczywistości, lecz narzędziem stygmatyzacji, hejtu i niszczenia politycznego wroga, przedstawienia go, en masse, jako zbiór ludzi mordujących dzieci. Rozkręcenie takiego rodzaju histerii w społeczeństwie może być skuteczne, jednak tego typu uczucia są równie silne co nietrwałe. Śmierć tego dziecka była pożywką dla PO przez jakiś czas, ale jasne było, że trzeba będzie dokonać „szybkiej wymiany”. Trudno sobie też wyobrazić, by, po takim interwale czasowym, Tusk i jego partia mogli na nowo powtórzyć swój sabat.
Nie znaczy to jednak, że sprawa ta nie zmieniła, w sposób trwały, Polski. Ze śmiercią Filiksa stało się to, co z okrutnym losem tzw. szarego człowieka. Co prawda w obu wypadkach wyrzucono ich na śmietnik nie dość już skutecznych narzędzi propagandy PO, niemniej jednocześnie za ich pomocą, w sposób trwały, przesunięto kolejne granice, rozszerzono zakres nienawiści, jaki jest akceptowalny w polskiej debacie publicznej. W wypadku Szczęsnego okazało się, że śmierć człowieka jest rzeczą pożądaną, jeśli zaszkodzi to PiS-owi, jeśli zaś chodzi o tragedię syna Filiks, okazała się ona legitymizacją niespotykanego wcześniej hejtu, znów przypomnę funkcjonariuszkę mediów PO, która publicznie życzyła ludziom związanym z PiS tego, by ich dzieci umarły. To jest dziedzictwo tego, co zrobiły PO i jej media z samobójstwa młodego chłopaka. Chyba trudno o większe oskarżenie wobec nich i tym bardziej jednego nam na pewno nie wolno zrobić – zapomnieć o tym, czego się dopuściły.
#GośćDzisiaj | @TABochenski o radach nadzorczych spółek miejskich#włączprawdę #TVRepublika pic.twitter.com/Sh42BPzfyx
— Telewizja Republika 🇵🇱 #włączprawdę (@RepublikaTV) March 3, 2024