Nie ma co ukrywać – po decyzji PKW dotyczącej sprawozdania finansowego PiS, a w związku z tym odcięciu subwencji także na najbliższe lata, czeka największą opozycyjną partię trudny czas. Ale też, może się okazać, że będzie, jak w starym powiedzeniu – co nas nie zabije, to nas wzmocni.
Plan ekipy Donalda Tuska jest jasny – doprowadzenie za pomocą wszelkich możliwych metod do, de facto, anihilacji opozycji w Polsce. Przy całkowitym milczeniu Brukseli i zachodnich patronów można sobie pozwolić na wszystko – wsadzanie do więzień, łamanie standardów, traktowanie konstytucji (o którą dopiero co walczyło się na ulicach z wrzaskiem na ustach), jak bezwartościowego świstka papieru… Hulaj dusza, piekła nie ma. Właściwie już od tygodni zanosiło się na to, co się wydarzyło, czyli decyzję PKW zgodną ze wskazaniami Bodnara i jego grupy. To jedynie część szerszego planu – nie tylko zepchnięcia PiS-u, ile całkowitej jego destrukcji.
Może się jednak okazać, że – „co nas nie zabije, to na wzmocni”. Już niejednokrotnie w dziejach okazywało się, że Polacy przy wszystkich swoich narodowych wadach, mają też kilka cech, które powodują, że trudno nas zniszczyć i stłamsić. Jak pisał w swych wierszach Kornel Ujejski, jest w nas jakiś „gen nieśmiertelności”, mamy wpisany opór wobec przemocy i despotyzmu w DNA i to sprawia, że właśnie wtedy, gdy napotykamy na szczególne próby zniszczenia Polski i Polaków stajemy do walki pchani jeszcze silniejszym imperatywem oporu. To oczywiście mocne słowa i dotyczą ekstremalnych czasów: zaborów, insurekcji, wojen. Ale ten sam mechanizm psychologiczny działa także i w mniejszej skali, wtedy, gdy na politycznym podwórku wewnętrznym dzieją się podobne historie. Akcja wyzwala reakcję.
Próba zniszczenia administracyjnymi metodami wywołuje natychmiastowy odzew i ludzie masowo zaczynają wpłacać pieniądze na konto PiS – co ma przecież wpływ nie tylko na finanse, ale też może konsolidować społeczeństwo wokół sprawy. Paradoksalnie więc może największa partia opozycyjna odnieść z prób jej „zagłodzenia” finansowego korzyści wizerunkowe: wokół zaczną gromadzić się jeszcze silniej emocjonalnie związani z nią ludzie, dla których władza Donalda Tuska nic nie ma wspólnego z „przywracaniem praworządności”, a jedynie z, ubranym w pióra demokratyczne, czystym despotyzmem. Co będzie dalej, jeśli chodzi o najbliższe cele tego rządu? Na celowniku znajdą się „ostatnie bastiony prawicy” – IPN i wolne media. Tylko czekać, aż i na tym polu rozpocznie się „szturm”.