W niedzielny poranek o mały włos nie doszło do katastrofy kolejowej na linii między Warszawą a Dęblinem. Maszynista składu osobowego w ostatniej chwili zatrzymał maszynę przed wyrwą w torach. Zdaniem wielu komentujących szyny mogły zostać uszkodzone celowo. Dzień wcześniej policja otrzymała zgłoszenie o eksplozji w tamtym rejonie. Sprawdzając teren w nocy, mundurowi nic nie znaleźli.
Obaw o możliwej próbie aktu dywersyjnego nie rozwiewa chaos informacyjny ze strony rządu. W komunikacie rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji Karoliny Gałeckiej przeczytaliśmy o "braku podstaw, by mówić o celowym działaniu osób trzecich". Niedługo później głos w sprawie zabrał premier Donald Tusk, który oświadczył, że "niewykluczone, że mamy do czynienia z aktem dywersji".
"Kompletne partactwo"
Sytuacja komentowana było na antenie Telewizji Republika. Obecny w studiu były minister cyfryzacji Janusz Cieszyński zwrócił szczególną uwagę na sprzeczne informacje od władz państwa. - O 16:00 pani rzecznik ministerstwa spraw wewnętrznych - to dziwne, bo powinien to być rzecznik służb, a nie MSW - [...] pisze "nie spekulujmy", a po 17:00 odzywa się Donald Tusk i co robi? Spekuluje - powiedział.
Wskazał, że dezinformacja w sprawie zdarzeń kolejowych dotyka mnóstwa osób, które samodzielnie, lub których osoby bliskie, na co dzień podróżują koleją. - [...] rodziny, które się zastanawiają, a co tam się dzieje, czy to jest bezpieczne, czy nie będzie kolejnej takiej sytuacji, a zamiast tego dostają komunikacyjny chaos. To jest po prostu kompletne partactwo - ocenił.
"Tak być nie powinno. Rząd w dobie mediów społecznościowych, internetu musi reagować natychmiastowo. To jest zrozumiałe, że można nie wiedzieć wszystkiego, ale należy się ludziom informacja - co się wydarzyło, co już wiemy i przede wszystkim jasny przekaz, czy osoby, które będą się to bardzo zatłoczoną trasą poruszały, są dzisiaj bezpieczne"
– podkreślił.