Polacy byliby skłonni przystąpić do projektu konstrukcji nowego czołgu Main Ground Combat System (MGCS), ale Niemcy i Francuzi „wolą sami realizować projekt” - donosi niemiecka gazeta "Die Welt". Skąd taka postawa Berlina i Paryża? Co kieruje tymi krajami? - Wygrywa po prostu ekonomiczna, zimna kalkulacja. Chcą zarabiać - mówi w rozmowie z Niezalezna.pl europoseł Jacek Saryusz-Wolski.
Dzisiejszy „Die Welt” zauważa, że największe korzyści z modernizacji polskiej armii odnoszą amerykańskie koncerny zbrojeniowe, a dzieje się tak, ponieważ zarówno Niemcy jak i Francuzi traktują Polskę marginalnie i nie kwapią się do podjęcia współpracy w tym zakresie. Jaka jest przyczyna takiego stanu rzeczy?
- Chcą produkować, chcą sprzedawać, ale nie chcą się tą produkcją dzielić. Zależy im na Polsce jako na rynku zbytu, a nie na współproducencie. Sądzę, że to jest związane z tym, że nie chcą użyczać nam swoich technologii
- mówi europoseł Jacek Saryusz-Wolski w rozmowie z Niezalezna.pl.
Według niego, sytuacja ta wynika również z czystej ekonomii.
- W układzie NATO-wskim w razie ewentualnego konfliktu z Rosją, Polska jest państwem frontowym i to na jej terytorium byłyby potrzebne czołgi. Polska w tej chwili ma bodajże 900 czołgów więcej, niż razem mają Francja i Niemcy, jakkolwiek nie są to czołgi nowoczesne, w związku z czym potencjalnie Polska jest wielkim nabywcą. Pewnie z tym się liczą Francuzi i Niemcy. Wygrywa po prostu ekonomiczna, zimna kalkulacja. Chcą zarabiać
- podkreśla
Jednocześnie, dzisiejszy francuski dziennik "Le Monde" pisze o planach zacieśnienia współpracy Francji i Rosji. Według gazety, Emmanuel Macron wierzy bowiem, że wobec ekspansji Chin Moskwa nie będzie miała innego wyboru niż partnerstwo z Europą. Czy możliwe jest więc, że brak chęci współpracy z Polską ze strony Francji i Niemiec może mieć podłoże polityczne, biorąc pod uwagę obecne relacje naszego kraju z Rosją?
- To jest możliwe, biorąc pod uwagę inne sprawy. Niemcy na przykład, w sprawie morderstwa w Berlinie, ze względu na Nord Stream nie zareagowali tak, jak powinni. Francja, która mówi, że należy rozwiązywać problemy migracji u źródła, czyli w Syrii, a w Syrii tę falę migracyjną "produkują" Rosjanie, jednocześnie deklaruje reset z Rosją. Polityka jednych i drugich jest, mówiąc grzecznie - ambiwalentna, a mniej grzecznie - schizofreniczna
- ocenił Saryusz-Wolski.
- Nic ich nie powstrzymywało kiedyś, żeby z Rosją w obszarze militarnym kooperować. Niemcy i ich firma Rheinmetall zainstalowała w Mulino, 360 kilometrów od Moskwy, najnowocześniejsze centrum szkoleniowe wojsk lądowych, dzięki czemu Rosja ma dziś bardzo nowoczesne wojska lądowe. Natomiast Francuzi o mały włos nie sprzedali Rosjanom desantowców Mistral, które taką operację jak gruzińska skróciłyby z dni - do godzin. Także można sądzić, że to są jakieś bardziej długofalowe, geopolityczno-strategiczne kalkulacje
- przypomniał.
Jacek Saryusz-Wolski wskazał również, że postępowanie Francji i Niemiec nijak się ma do tego, o jakiej polityce obronnej często mówią przywódcy tych państw. W niedalekiej przeszłości padały nawet stwierdzenia o "armii europejskiej".
- Francja i Niemcy wzywają do stworzenia europejskich sił zbrojnych czy obronnych, Francuzi mówią wręcz o armii europejskiej i współpracy daleko idącej do wzmocnienia finansowania badań w dziedzinie zbrojeń, a jak co do czego przychodzi to się okazuje, że to jest tylko dla wybranych. To też w jakiejś mierze ilustruje to, że widzą Europę dwóch prędkości w obszarze polityki zbrojeniowej. Tę część dla siebie, do której nie chcą innych dopuszczać i resztę, która ma raczej być klientem i konsumentem ich przemysłów zbrojeniowych
- zakończył.