Jakiego rozwoju sytuacji na Ukrainie i w ogóle regionie, Pana zdaniem jako profesora historii, możemy się spodziewać w najbliższej przyszłości?
Powołując się na analizy światowych trendów, mogę stwierdzić, że Stany Zjednoczone, jako światowy lider zarówno w sferze gospodarczej, jak i militarnej, nie mogą nie rozumieć, że ich przywództwo w XXI wieku nie jest bezsporne. Depczą im po piętach Chiny, a także cały region Pacyfiku i Azji, który już dziś pretenduje do wiodącej roli w światowej elicie. (…) Tam czołowymi graczami są nie tylko Chiny, ale także Indie, Japonia, Korea Południowa i Australia z Nową Zelandią. Nie można nie brać w rachubę również takich krajów jak - Indonezja, Malezja i wreszcie Wietnam. (…) Indie skromnie uplasowały się na trzecim miejscu w światowej gospodarce. Jednak według prognoz ONZ, do połowy tego stulecia i w latach późniejszych, populacja kraju zbliży się do 4 miliardów ludzi. Dziś ten kraj, niby niepostrzeżenie, ale najwięcej ze wszystkich, nieustannie kupuje najnowsze rodzaje broni i unowocześnia swoją armię. Indie zaczną potrzebować więcej przestrzeni życiowej. Gdzie skierują swoje oczy? Unia Europejska przeżywa trudne czasy. Wyjście Wielkiej Brytanii to poważny sygnał dla przyszłości Europy, o którym Oswald Spengler [niemiecki filozof kultury i historii z przełomu XIX i XX w. – przyp.red.] mówił w latach 30. ubiegłego wieku jako o „upadku Europy”, a nawet sugerował jej rozkład. On pisał: „Europie pozostało około 100 lat, skończy się ona w 2018 roku. A stanie się to w następujący sposób - najpierw zaleją ją strumienie obcych - przybysze z innych krajów, potem zaczną się pogromy, zamieszki, samotnicy zaczną strzelać do tłumu. Jednocześnie straszliwy kryzys uderzy w gospodarkę… (…) Upadek nowoczesnej Europy powinien nastąpić według tego samego scenariusza, według którego upadły poprzednie wielkie rasy – osiągnięcie dobrobytu materialnego, początek wielkich kataklizmów i pojawienie się barbarzyńców. (…)”. Ciarki przechodzą, prawda?
A co będzie dalej ze światem? (…) Dziś żyjemy w epoce nieustannych wojen lokalnych, które wybuchają i zanikają w różnych regionach świata. Niestety jesteśmy w jednym z tych regionów. Jak wyjść z tej sytuacji, gdy w pobliżu znajduje się drapieżna bestia? Zostawić ją w jaskini, czy pozwolić jej biegać gdzie chce? W sumie ona nawet już nie ma sił biegać. Jest ranna i czuje swój koniec, więc w agonii zaczyna chaotycznie rzucać się na wszystkich.
A jak Pan widzi główne problemy Rosji?
Problem Rosji tkwi w samej Rosji. Zamiast stać się środkiem ciężkości w byłej przestrzeni postsowieckiej, Rosja, aby utrzymać swoją hegemonię, zaczęła wzniecać konflikty na obrzeżach byłego Związku Sowieckiego. Zamiast środka ciężkości stała się krajem, od którego wszyscy stronią. Kraj o powierzchni 17 mln km2, o najbogatszych zasobach, ale o nieuzasadnionych ambicjach geopolitycznych, jest jednym z najbiedniejszych krajów świata. Jestem przekonany, że głównym geopolitycznym celem Rosji (i nie tylko) powinna być jej polityka wewnętrzna nastawiona na poprawę poziomu rozwoju własnej ludności, czy też, jak mówią teraz, polityka zrównoważonego rozwoju ich kraju. (...) Miałem okazję w czasach sowieckich zwiedzać różne części Rosji – od Petersburga [położonego w europejskiej części – przyp.red.] do Chabarowska [położonego na Dalekim Wschodzie – przyp.red.], przez obwód amurski i Syberię. Zwiedziłem też Azję Środkową. Z Chabarowska do obwodu amurskiego podróżowałem pociągiem. Tajga, tajga… i bagna. Jedynie na dworach spotkać można było ludzi. A gdyby zagospodarować tę przestrzeń? Dlaczego niektórym narodom udaje się uprawiać winogrona na wulkanicznej powierzchni, podczas gdy Rosjanie żyją w ciągłym błocie i biedzie, a co najważniejsze, zawsze czekają, aż ktoś przyjdzie i zrobi coś za nich, zamiast zakasać rękawy, by ulepszyć swoje życie. Kiedy patrzy się na to, co dzieje się w rosyjskich regionach, gdzie wydobywa się ropę i gaz... Myślę, że ciemna strona księżyca wygląda lepiej! O tym powinna myśleć Rosja mająca ogromne przestrzenie, które stały się jej problemem. Słynny rosyjski filozof Nikołaj Bierdiajew w swojej książce „Los Rosji”, napisanej przez niego w 1914 roku, wskazał: „Rosjanin z trudem radzi sobie z zarządzaniem przestrzenią i woli przekazać kontrolę nad nią władzy centralnej. Dusza rosyjska ma uraz spowodowany ogromem, nie widzi granic, a ta nieskończoność jej nie wyzwala, lecz zniewala”.
Polityka kolonialna [Moskwy - przyp.red.] wyrażała się w pozostawieniu na nowych terytoriach „swoich ludzi”, którzy działaliby w sferze politycznej i gospodarczej. Według Bierdiajewa ekspansja terytorialna Rosji nie jest wynikiem ciężkiej pracy i umiejętności menedżerskich, lecz „wzięcia do niewoli” nowych terenów, na szybko oswajanych, w wyniku czego mają one niską kulturę, są słabo i w barbarzyński sposób zarządzane. Zamiast „kultywowania” (pod względem gospodarczym i politycznym) podbitych przestrzeni, „dusza rosyjska” dąży do dalszych podbojów. Jest to jedna z odpowiedzi na dawne pytanie: „Czy Rosjanie chcą wojny?”.
fot.: Krzysztof Sitkowski Gazeta Polska - prof. Myhajło Stanczew podczas prezentacji książki „Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę” w Warszawie w 2015 r.
Zaś Polska i Ukraina pozostają sąsiadami Rosji…
(…) Rosja nie może pełnić rolę pomostu łączącego cywilizacje zachodnią i wschodnią, bowiem stała się słabym i agresywnym ogniwem. Tymczasem region, w którym leżą Ukraina i Polska, akurat może odegrać rolę takiego ważnego pomostu. Projekt „Międzymorza” wysuwany przez Józefa Piłsudskiego po I wojnie światowej to sojusz państw konfederackich: Polski, Ukrainy, Białorusi, Litwy, Łotwy, Estonii, Mołdawii, Węgier, Rumunii, Jugosławii, Czechosłowacji, a być może także Finlandii, rozciągający się od Morza Czarnego i Morza Adriatyckiego po Bałtyk. Stąd nazwa Unii Bałtycko-Czarnomorskiej, której głównym celem, według Piłsudskiego, było uniknięcie dominacji w regionie Niemiec oraz ZSRS.
Pomysł ten podchwycili ukraińscy naukowcy i działacze społeczni Stepan Rudnycky i Jurij Łypa, którzy w okresie międzywojennym opracowali ukraińską doktrynę Morza Czarnego, rozważającą wzmocnienie magistrali Północ-Południe jako przeciwciężar magistrali „Włodzimierka” (czytaj - moskiewskiej) [w dużym stopniu pokrywała się ona z obecną magistralą „Wołga”, ta droga rozpoczyna swój bieg w Moskwie na węźle z obwodnicą miasta, następnie podążając przez Włodzimierz, Niżny Nowogród i Kazań aż do jej końca w Ufie]. Oczywiście pomysł ten spotkał się z wrogim nastawienie ZSRS. Obaj myśliciele zginęli z rąk NKWD w 1937 i 1944 roku.
Tym czasem pomysł współpracy państw „Międzymorza” poparł polski rząd na uchodźstwie pod przewodnictwem Władysława Sikorskiego, ale jego realizacja okazała się niemożliwa ze względu na to, że wszystkie wymienione wyżej państwa znalazły się w strefie wpływów ZSRS i Niemiec. Ponadto, po wojnie głównym zadaniem było odbudowanie zniszczonej Europy. Jednak idee formułowane przez polskich i ukraińskich polityków są nadal aktualne.
I dopiero na początku tego stulecia pomysł unii bałtycko-czarnomorskiej zaczął ponownie pojawiać się, najpierw jako projekt wielojęzyczny, a później geopolityczny, który (…) powinien stać się pomostem wzajemnego porozumienia między Zachodem a Wschodem. Integracja europejska, zgodnie z prawym gospodarczym, będzie się rozwijać z Zachodu na Wschód, gdzie są najbogatsze zasoby naturalne i wysoko wykwalifikowana siła robocza. Zachodnia gospodarka, charakteryzująca się wysokim poziomem kultury biznesowej i stabilnymi instytucjami demokratycznymi, musi w początkowym okresie stworzyć nową przestrzeń regionalną, która w przyszłości zapewni dostęp do nowych zasobów i perspektyw na terytorium euroazjatyckim. I w tym sensie przestrzeń bałtycko-czarnomorska stanie się rodzajem strefy buforowej, która nie będzie dzielić, zaś raczej łączyć możliwości stron w imię dobrobytu naszych krajów.
W 2015 roku m.in. w Polsce wspólnie z Jurijem Felsztyńskim wydali Panowie książkę „Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę”. W niej wskazali Panowie kilka prognoz dotyczących tego, jak będzie rozwijała się sytuacja w Europie. Jaka najstraszniejsza z tych prognoz spełniła się w lutym 2022 r.?
W oryginalnej wersji tytułu książki po pierwszym członie tytułu - „Trzecia wojna światowa” - nie było znaku zapytania. Pojawił się on w polskiej wersji książki po jej przetłumaczeniu. Więc najstraszniejszą spełnioną prognozą z naszej książki było właśnie to, że ten znak zapytania zniknął. Bowiem zostaliśmy naocznymi świadkami tego, o czym sami pisaliśmy w 2015 roku – świat stanął u progu trzeciej wojny światowej. Pozwolę sobie zacytować fragment wstępu (napisany przez Jurija Felsztyńskiego) z naszej książki: „W marcu 2014 roku demokracje stanęły przed trudnym wyborem, podobnie jak w 1938 roku: czy iść na wojnę z Putinem w 2014 roku? Zawrzeć globalne antyrosyjskie umowy międzynarodowe i odizolować Rosję poprzez nałożenie na nią wszelkiego rodzaju sankcji? Czekać, nic nie robić, mając nadzieję, że się obejdzie? Niestety, nie obejdzie się. Mam prognozę, która spełni się w jedną z dwóch dat (…). Pierwszą datę wybrałem, opierając się na historię Niemiec: spełnić się ona może we wrześniu 2015 roku. Drugą obrałem, patrząc na losy moich książek („Wysadzić Rosję” i „Korporacja zabójców”), które wyprzedziły swój czas o sześć lat: więc spełnić się może we wrześniu 2020 r. Świat może podzielić się na pesymistów i optymistów i wybrać jedną z tych dat jako datę rozpoczęcia III wojny światowej".
Europa wygra tę wojnę, ponieważ Rosja nie jest w stanie prowadzić jej przeciwko całej ludzkości. Efektem tej wojny będzie upadek Federacji Rosyjskiej, wobec którego upadek Związku Sowieckiego w 1991 roku będzie wydawał się skromną próbą przed premierą. Daleki jestem od myślenia, że Rosja ma dziś dość sił wewnętrznych, by powstrzymać nadchodzącą katastrofę. Putin jest agresorem i podżegaczem wojennym. Ta wojna przyniesie Rosji hańbę, spustoszenie i śmierć. Ukraińcy udowodnili na Majdanie, że są gotowi umrzeć za wolność. Nie jest jasne, czy Rosjanie są gotowi umrzeć za imperialne ambicje Putina. Co więcej, w całej historii świat demokratyczny nie przegrał ani jednej walki. Wyszedł zwycięsko ze wszystkich bitew”.
Tak będzie również teraz. Nie mam wątpliwości, że Ukraina wygra. To kwestia czasu. Martwię się o coś innego – czy sama Ukraina zmieni się po wojnie?