GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

NASZ WYWIAD! Felsztyński: „Uważam, że 24 lutego 2022 r. jest równoznaczne z 1 września 1939 r.”

- 24 lutego [służby bezpieczeństwa rządzące Rosją] rozpoczęły realizację swojego wielkiego programu przewidującego zajęcie Europy, wzmocnienie swoich wpływów i próby osiągnięcia dominacji światowej. Uważam, że 24 lutego jest równoznaczne z 1 września 1939 r., czyli początkiem drugiej wojny światowej. Uważam, że obecne zachowanie Putina, rosyjskiego kierownictwa, oraz reakcja rosyjskiego społeczeństwa na wydarzenia jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co było w Niemczech i z Niemcami w latach 1939-1945 – mówi portalowi niezalezna.pl dr Jurij Felsztyński. Współautor światowych bestsellerów „Korporacja Zabójców” oraz „Wysadzić Rosję" przebywa z wizytą w Polsce.

Jurij Felsztyński w Warszawie
Jurij Felsztyński w Warszawie
Olga Alehno niezalezna.pl

Nie bał się Pan lecieć do Europy?

Nie, nie bałem się. Ale ponieważ jedna z moich prognoz jest związana z wielką wojną w Europie, leciałem i myślałem – czy naprawdę to moja ostatnia podróż do Europy przed wojną światową?

Teraz, po siedmioletniej przerwie, jest Pan w Polsce. W te dni spotyka się Pan z licznymi polskimi dziennikarzami. Wcześniej odwiedził Pan Litwę. Jakie pytania najczęściej zadaje się Panu w naszej części Europy?

Te pytania dotyczą moich książek. Pierwsza z nich – „Wysadzić Rosję” - została właśnie ponownie wydana w Polsce. Dotyczy ona wysadzenia domów mieszkalnych [przez rosyjskie FSB – przyp. red.] we wrześniu 1999 r. w Rosji. Druga książka to „Od Dzierżyńskiego do Putina. Służby specjalne Rosji w walce o dominację nad światem 1917-2036”, która przypuszczalnie w sierpniu br. zostanie przetłumaczona i również wydana w Polsce. Po raz pierwszy ujrzała ona świat pod koniec ubiegłego roku w Kijowie w języku rosyjskim i ukraińskim, i doczekała się już dwóch kolejnych wznowień. Pozycja ta opowiada o przejęciu władzy w Rosji przez służby bezpieczeństwa.

I wreszcie jest trzecia książka, która została wydana w Polsce w 2015 r. pt. „Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę”. W niej dosyć szczegółowo zostało opisane, jak i dlaczego dojdzie do absolutnie nieuniknionej inwazji Rosji na Ukrainę. Dokładnie takiej, jaka miała miejsce 24 lutego br. I w rzeczywistości już wtedy, w 2015 r., pisałem o tym, że ta inwazja jest nieunikniona i będzie ona pierwszą fazą trzeciej wojny światowej. Niestety jest to właśnie największe zagrożenie, jakie, w mojej opinii, nam wszystkim grozi.

W tym również Polsce. Poczynając od 2014 r. rosyjskie władze złożyły w tej sprawie wiele głośnych i przerażających politycznych oświadczeń. I jak widzimy, 24 lutego one rozpoczęły realizację swojego wielkiego programu przewidującego zajęcie Europy, wzmocnienie swoich wpływów i próby osiągnięcia dominacji światowej.

Uważam, że 24 lutego jest równoznaczne z 1 września 1939 r., czyli początkiem drugiej wojny światowej. Uważam, że obecne zachowanie Putina, rosyjskiego kierownictwa, oraz reakcja rosyjskiego społeczeństwa na wydarzenia jest dokładnym odzwierciedleniem tego, co było w Niemczech i z Niemcami w latach 1939-1945. Uważam, że niewątpliwie Putin rozpoczął wojnę, która doprowadzi do upadku zarówno jego reżymu, jak i możliwe jego śmierci. Do wojskowej porażki Federacji Rosyjskiej. Niejasne pozostaje tylko to, ile czasu to wszystko zajmie i jaką cenę będziemy musieli zapłacić.

Póki co ta wojna jest prowadzona na Ukrainie. Ale Putin na pewno zdecyduje się na jej rozszerzenie. Chociażby dlatego, że po prostu nie będzie miał innego wyjścia. On będzie musiał eskalować konflikt. Jeżeli na to pozwolimy, wojna przeniesie się poza granice Ukrainy i wówczas zetkniemy się z zagrożeniem termojądrowym. Tu nawet jest trudno coś przewidzieć, prognozować czy fantazjować, ponieważ nikt z nas realnie nie rozumie, jak ta faza wojny może się rozwijać i do jakich następstw doprowadzić.

Dlatego zdrowy rozsadek nakazuje, by lepiej do tego nie doprowadzać. Jedynym sposobem, by temu zapobiec, jest właśnie stłumienie zagrożenia, które się przeniosło na ziemię ukraińską. Zrobić to należy, opierając się na wojsku ukraińskim, na gotowości Ukrainy do bronienia zarówno siebie, jak i nas. Za najbardziej prawidłowe i proste wyjście z powstałej sytuacji uważam przyjście z pomocą Ukrainie oraz absolutnie otwarte przystąpienie wszystkich sił NATO do tej wojny w celu zadania militarnej klęski Rosji. Właśnie militarnej.

Jest już jasne, że Rosja nie może wygrać na Ukrainie. Może zniszczyć ten kraj, ale nie może go podbić. Jednocześnie Ukraina nie będzie mogła samodzielnie doprowadzić do militarnej klęski Rosji. Ponieważ, niestety dla nas wszystkich i dla samej Rosji, rosyjskie kierownictwo absolutnie nie martwi się o to, ile straci rosyjskie wojsko. A nawet - im więcej ono będzie traciło, tym ważniejsza będzie dla nich ta wojna oraz zwycięstwo w niej. W tym można zobaczyć pewne analogie z drugą wojną światową. Ponieważ jednym z argumentów kierownictwa sowieckiego na korzyść tego, że ZSRS odegrał główną rolę w zwycięstwie nad III Rzeszą w II wojnie światowej, było to, że Sowieci stracili więcej ludzi niż wszystkie pozostałe strony biorące w niej udział. Więc sam fakt poniesionych strat nie będzie niepokoił ani Putina, ani rosyjskiego kierownictwa, ani rosyjskiego społeczeństwa. Na to nie ma co liczyć.

Myślę, że przystąpienie NATO do tej wojny jest nieuniknione. A zdrowy rozsądek, jak również kalkulacje praktyczne i wojskowe, wskazują na to, że im wcześniej przystąpimy do tej wojny, tym szybciej wygramy i z najmniejszymi stratami.

Po wydaniu książki „Trzecia wojna świat? Bitwa o Ukrainę” w naszych rozmowach porównywał Pan kompleksy Putina wobec Ukraińców do kompleksów Stalina wobec Polaków. Mógłby Pan rozwinąć ten wątek?

Teraz już jest jasne, że ten kompleks Putina należy porównywać również do kompleksu Hitlera wobec Żydów. Bo Stalin miał absolutnie natrętną ideę zajęcia Polski, ale nigdy nie miał pomysłu zniszczenia całej polskiej ludności. I zmuszenia Polaków do mówienia np. po rosyjsku.

Jednak kwiat polskiej inteligencji zniszczył…

To prawda. Jak wiemy z historii katyńskiej zbrodni, jak również innych represji, Stalin niewątpliwie wyrządził polskiemu narodowi nieodwracalne straty, dosłownie niszcząc elitę państwa. Jednak tu niestety trzeba zauważyć, że Polska nie była wyjątkiem. Podobnie robiono w zasadzie poprzez rozstrzeliwania i wywózki na Syberię mieszkańców krajów bałtyckich. Dlatego w tym sensie Stalin zawsze pozostawał ludożercą i tyranem. Ale przynajmniej on nie twierdził, że Polska nie ma prawa do istnienia jako państwo, w odróżnieniu od tego, co teraz twierdzi Putin o Ukrainie. Mam na myśli chociażby podpisany jego nazwiskiem „artykuł historyczny”, w którym dowodzi się, że „Ukraina nie ma prawa istnieć jako państwo”. Że nie ma takiego państwa, nie ma takiego narodu i nie ma takiego języka. Dlatego Putin pod tym względem poszedł nawet dalej niż Stalin. Może obecny władca Kremla już nawet wyprzedził sowieckiego tyrana pod względem liczby zabitych Ukraińców.

Niestety, Putin pożyczył dla siebie wszystko najstraszniejsze i najgorsze zarówno od Stalina, jak i od Hitlera. Dlatego niebezpieczeństwo, z którym się zetknęliśmy teraz, jest bardzo poważne.

Z drugiej strony Zachód nie siedzi zupełnie bezczynnie. Dostawy broni na Ukrainę trwają.

Krok do przodu niewątpliwie został zrobiony. Pomoc jest znacząca w tym sensie, że bez niej Ukraina miałaby bardzo trudną sytuację. Jako że nie jestem ekspertem wojskowym, to nie wiem, czy Ukraina mogłaby bez tej pomocy stawiać opór.

Patrząc na historię drugiej wojny światowej, trzeba rozumieć, że zachodnie państwa bardzo wolno reagują na powstające niebezpieczeństwa. Mimo iż Francja i Wielka Brytania jeszcze 3 września 1939 r. wypowiedziały wojnę Niemcom, jednak realnie nie rzuciły się tego samego dnia pomagać Polsce. Ponieważ nie mieli na to ani wojska, ani sił. W wyniku tego Polska została dosyć szybko zajęta. Tym bardziej, że w rozbiorze Polski wziął udział ZSRS. Z kolei Stanom Zjednoczonym przystąpienie do wojny zajęło ponad dwa lata. Przez ten cały czas Brytyjczycy przeciwstawiali się Niemcom w zupełnym osamotnieniu.

Porównując do historii drugiej wojny światowej, widzimy zjednoczenie Zachodu na niespotykaną dotychczas skalę i z rekordową prędkością. Zdobyto się na taki sojusz w celu udzielenia pomocy i wsparcia dla Ukrainy. Myślę, że tak się dzieje właśnie dlatego, iż absolutnie wszyscy europejscy rządzący, choć nie mówią tego wprost, żeby nie straszyć swoich obywateli zagrożeniem wojny termojądrowej, rozumieją, że należy szybko stłumić powstające zagrożenie. Jeżeli nie zrobi się tego teraz na Ukrainie, świat stanie przed katastrofą termojądrową. I to, że w tej wojnie Rosja zostanie zmiażdżona, może okazać się dla nas słabym pocieszeniem, ponieważ za to zwycięstwo zapłacimy zbyt wysoką cenę.

A jak Pan widzi rolę Polski w tej sytuacji? Jej pozycję w udzieleniu pomocy Ukrainie. I jak sytuacja może potoczyć się dalej dla Polski?

Pozycja Polski w niesieniu pomocy Ukrainie jest absolutnie nieskazitelna. W rzeczywistości na barki Polski spadł główny ciężar tej wojny, związany z wielomilionową falą uchodźców. Polacy rzeczywiście robią wszystko, co mogą. Kraje bałtyckie również próbują robić wszystko, co mogą. To jest zrozumiałe. Ponieważ zarówno Polska, jak i kraje bałtyckie, rozumieją, że na liście potencjalnych ofiar, jeżeli Putinowi pozwoli się zająć lub zniszczyć Ukrainę, będzie najpierw Mołdawia, ale po niej kraje bałtyckie i Polska.

Ukraina ma silne wojsko i wielkie terytorium. Jednak jeżeli przypuścić, że Putin zajmie lub zupełnie zrujnuje Ukrainę, to szczerze mówiąc, następnym terenem, gdzie dojdzie do wielkiej wojny, będzie Polska. Jako kraj, który ma wielkie i sprawne wojsko. Ponieważ wojska państw bałtyckich w rzeczywistości są dosyć małe liczebnie. Polska powinna rozumieć, że może się stać rzeczywistym teatrem działań wojennych, jeżeli NATO nie przystąpi do wojny, a Putin napadnie Sojusz Północnoatlantycki jako pierwszy.

Ale wówczas, gdy ostatecznie wygramy – czy możemy nawet z tej katastrofy wyciągnąć dla siebie jakieś plusy?

Jest tylko jeden plus, który widzę po 24 lutym. Ale jest on bardzo względny i z punktu widzenia Ukrainy zupełnie nie można go nazwać plusem, ponieważ kraj płaci za to krwią.

Chodzi o to, że wreszcie wyklarował nam się wróg, który dosyć długo i z powodzeniem wodził nas za nos, zakładał różne maski, zmieniał kostiumy. Jednak 24 lutego wszyscy zrozumieli, że dziś jedynym źródłem agresji oraz przyczyną zachwiania stabilności w Europie i na świecie jest Rosja. Wcześniej wielu nie zgadzało się z tym. Szukano możliwości pójścia Rosji na ustępstwa, dogadania się z nią, argumentując to tym, że Rosja „nie jest głównym zagrożeniem”, ale pomocnikiem w rozwiązaniu potencjalnych światowych konfliktów, w walce i z terroryzmem międzynarodowym, i z zagrożeniem jądrowym płynącym z Iranu itd. Teraz rozumiemy, że Rosja jest zarówno głównym źródłem światowego terroryzmu, jak i zagrożenia jądrowego. Wiemy, kto jest naszym głównym przeciwnikiem, i że naszym celem jest spowodować, by poniósł on militarną klęskę.

I tu wracamy do pytania. Dlaczego? Po co? W jakiem celu Rosji była potrzebna ta bezsensowna wojna?

W historii już mieliśmy do czynienia z ludźmi, strukturami, systemami, które stawiały przed sobą cele przejęcia całego świata. Było zagrożenie komunistyczne i teoria światowej rewolucji. Było zagrożenie nazistowskie i pomysł Hitlera o zbudowaniu „nowego porządku” w Europie i na całym świecie. Teraz podobne zagrożenie pochodzi z Kremla. Wiemy, jacy ludzie wchodzą w skład rządu Rosji i kto kieruje tym krajem. Są to przede wszystkim oficerowie służb specjalnych. Czyli w rzeczywistości mamy do czynienia z państwem, w którym w 2000 r. władzę przejęły służby i zaczęły ją konsolidować. Ten proces zakończono w 2008 r. Następnie przystąpiono do realizacji programu w polityce zagranicznej. W rzeczywistości - do podporządkowania sobie całego świata. A ponieważ świat jest tak zbudowany, że dobrowolnie żaden naród nie chce tracić swojej wolności, to to oczywiście doprowadza do wojen.

Dlatego najpierw w 2008 r. zostaliśmy świadkami wojny z Gruzją. Potem w 2014 r. - wojny z Ukrainą. W Gruzji oni zaczęli buksować, ponieważ czysto militarnie było trudno zapewnić zajęcie całego państwa. Dlatego ograniczyli się do Abchazji oraz Osetii Południowej. W 2014 r. w Donbasie znów zaczęli buksować. Czyli zająć Ukrainy według krymskiego scenariusza nie udało się. W 2022 r. z jakichś nieoczywistych przyczyn Putin uznał, że zakończył wszystkie niezbędne wojskowe przygotowania do wojny światowej.

Myślę, że jest to ostatnia wojna, którą wszczął Putin. Nie będzie już żadnych zamrożonych konfliktów ani prób łapania oddechu. Myślę, że on sam będzie dążył do pogłębienia konfliktu i zobaczymy eskalację wojny w Mołdawii, jeszcze zanim Putin zakończy wojnę na Ukrainie. Tak się stanie, jak tylko rosyjskie wojsko będzie w stanie fizycznie dotrzeć do Naddniestrza [separatystycznego regionu Mołdawii – przyp.red.]. Jeżeli tak się stanie, oni niewątpliwie zaatakują Mołdawię. Następnie zetkniemy się z już niejednokrotnie wyrażonym przez Putina ultimatum jądrowym. Będzie on domagał się wyjścia państw bałtyckich – Litwy, Łotwy i Estonii – z NATO, w celu ich następnego zajęcia. Ponieważ jestem daleki od myśli, że NATO zgodzi się na popełnienie samobójstwa, czyli dobrowolne rozwiązanie się i oddanie Putinowi krajów bałtyckich, to sądzę, że będzie to ten moment, kiedy realnie zacznie się kolejny etap tej wojny – termojądrowy.

Tu ważną rolę odegra Białoruś, której Putin nadal nie zajął, a która w wyniku fałszywego referendum Łukaszenki zrezygnowała właśnie z bycia państwem bez broni atomowej.

Myślę, że w następnej fazie będziemy świadkami próby lub realnego przerzucenia broni jądrowej na Białoruś. To właśnie z terenu tego kraju Rosja będzie uderzać w Europę, licząc na to, że w odpowiedzi Zachód nie będzie uderzał w Federację Rosyjską.

Problem polega na tym, że nie bardzo wiadomo, jak odpowiadać na uderzenia termojądrowe z terenu Białorusi. Jeżeli tak samo uderzeniami termojądrowymi, to radiacja z tego kraju w zasadzie może przedostać się do innych państw Europy. Dlatego uważam, że lepiej takie niebezpieczeństwa uprzedzać na poziomie prewencyjnym. I jeżeli pojawią się nawet podejrzenia, że Rosja zamierza rozlokować na Białorusi broń termojądrową, NATO będzie zobowiązane prewencyjnie uderzyć w Białoruś i przystąpić do tej wojny.

Kilka dni temu powiedział Pan, że możemy spać spokojnie, albowiem Unia Europejska się nie rozpadnie. Z kolei – czy Rosja, w Pana opinii, się rozpadnie?

Myślę, że Rosja się rozpadnie. Za jeden z jej realnych problemów uważam to, że ona pozostała mentalnym imperium. I istniejący obecnie układ światowy nie zaspokaja Rosji jako państwo imperialne. Jej chce się jeszcze coś podbić, żeby rzeczywiście zostać imperialną. Zająć znów Ukrainę, Białoruś, kraje bałtyckie. I uważam, że podstawowe problemy Rosji polegają na tym, że po rozpadzie ZSRS ona sama nie rozpadła się do końca.

W tym sensie faktycznie jakieś jej tereny będą musiały się odłączyć. Znamy je. To przede wszystkim Czeczenia, Dagestan, Inguszetia, może Tatarstan. Ale w końcu to samo w sobie może być nie tak ważne – rozpadnie się czy nie. Ważne jest, żeby Rosja wyleczyła się ze swojej imperialnej choroby. Ale takie choroby leczą się tylko przez przegraną w wojnie. I jeżeli przegrana Rosja będzie porównywalna do przegranej Niemiec i Japonii w 1945 r., ona niewątpliwie zostanie normalnym państwem. To zajmie jakiś czas, ale stanie się absolutnie normalnym, adekwatnym, europejskim państwem. Jednak dla tego niezbędna jest przegrana, likwidacja Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB), upadek reżymu, który zbudował w Rosji Putin. To będzie kosztowało wszystkich wiele krwi. Póki co to kosztuje wiele krwi Ukraińców. Będzie też kosztowało wiele krwi Rosjan.

 

 



Źródło: niezalezna.pl

Olga Alehno