Rzeczniczka PKOl Katarzyna Kochaniak-Roman przekazała PAP, że organizacja będzie współpracować z prokuraturą w śledztwie ws. podejrzenia popełnienia malwersacji finansowo–gospodarczych przez jego prezesa Radosława Piesiewicza.
We wtorek o wszczęciu śledztwa w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstw przez prezesa PKOl oficjalnie poinformowała Prokuratura Regionalna w Gdańsku. Jak poinformowano, zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przez Radosława Piesiewicza malwersacji finansowo–gospodarczych w latach 2022–24. Miały one polegać m.in. na "wystawieniu w ramach prowadzonej własnej jednoosobowej działalności gospodarczej, w krótkich odstępach czasu, w wykonaniu z góry powziętego zamiaru, nierzetelnych faktur VAT na łączną kwotę ok. 9,3 mln zł".
Prokurator Mariusz Marciniak poinformował, że przed wszczęciem śledztwa funkcjonariusze Krajowej Administracji Skarbowej skontrolowali dokumenty finansowe Polskiego Związku Koszykówki, Polskiej Ligi Koszykówki SA i Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Nieprawidłowości miały też dotyczyć m.in. "nadużycia uprawnień i wyrządzenia znacznej szkody majątkowej" PZKosz oraz PLK. Zakresem śledztwa są również objęte wątki dotyczące zawierania umów gospodarczych przez prezesa i członków zarządu PKOl.
Trudno nam się odnieść do tych sformułowań. Nie wiemy, jakie dokładnie umowy ma na myśli pan prokurator. W toku prowadzenia kontroli KAS nie pytał nas o wyjaśnienia do zawieranych umów. Mogę jednak zapewnić, że będziemy współpracować z prokuraturą. Jak dobrze rozumiem, PKOl jest tutaj stroną postępowania. Jak dostaniemy szczegółowe informacje, to będziemy mogli się odnieść do nich bardziej konkretnie. Na razie komunikat prokuratury dotyczący PKOl jest zbyt enigmatyczny
- powiedziała Kochaniak-Roman.
Śledztwo to kolejna odsłona konfliktu wokół PKOl i Piesiewicza. Jego zarzewiem był słaby wynik polskich sportowców w Paryżu oraz niejasności wobec sposobu wydatkowania środków zarówno budżetowych, jak i pozyskanych ze spółek Skarbu Państwa w połączeniu z tym, że Piesiewicz był pierwszym prezesem, który pobierał wynagrodzenie, mające sięgać nawet 100 tys. złotych miesięcznie. Kontrowersje budziły też umowy tych firm ze związkami sportowymi, które były zawierane za pośrednictwem PKOl. To wszystko sprawiło, że kolejni mecenasi polskiego sportu zaczęli wypowiadać umowy PKOl i w większości zakończyli już współpracę z PKOl. W efekcie konfliktu w Komitecie kontrole przeprowadziły m.in. KAS i Najwyższa Izba Kontroli (NIK).