Zimą pojawiły się spekulacje, że po mistrzostwach świata 30-letni obrońca zakończy karierę w reprezentacji Polski.
„Jeszcze nie podjąłem żadnej decyzji. Na nią trzeba jeszcze poczekać, bo muszę porozmawiać o pewnych sprawach. Nie ma co się śpieszyć”
– przyznał Glik.
W piątek biało-czerwoni przylecieli z Soczi do Warszawy. Ze stolicy Polski obrońca AS Monaco poleciał śmigłowcem do rodzinnego Jastrzębia-Zdroju.
„Teraz przede wszystkim chcę trochę odpocząć, bo po sezonie ligowym nie miałem ani jednego dnia wolnego. Sezon zakończyłem 19 maja, a na drugi dzień pojawiłem się w Juracie na pierwszym zgrupowaniu. Inni zawodnicy, którzy wcześniej zakończyli sezony, mieli nawet tydzień wolnego”
– podkreślił.
Podczas ostatniej fazy zgrupowania w Arłamowie doznał kontuzji barku. Jego wyjazd na mundial do Rosji do końca stał pod znakiem zapytania. Walczył z czasem, aby być gotowym do gry. Nie był jednak w stanie wystąpić w meczu z Senegalem (1:2), a w spotkaniu z Kolumbią (0:3) wszedł na boisko dopiero w 80. minucie. W podstawowym składzie wystąpił dopiero przeciwko Japonii (1:0), ale wówczas biało-czerwoni nie mieli już szans na awans do 1/8 finału mundialu.
„Powrót na boisko to w dużej mierze zasługa mojej żony, która woziła mnie na rehabilitację, kiedy byłem jeszcze na Śląsku. Była ze mną dwa razy w Nicei. Policzyliśmy, że wspólnie przebyliśmy 10 tys. km w ciągu tych kilku dni. Pomimo smutku po mistrzostwach świata, mam za sobą ciekawą historię, którą będę mógł opowiadać dzieciom”
– przyznał.
Przeciwko Japonii zagrał na środku obrony u boku Jana Bednarka.
„To młody chłopak, który fajnie się rozwija. Na pewno popełni jeszcze wiele błędów w życiu, ale mam nadzieję, że zagra też dużo wspaniałych meczów. Teraz wszystko zależy od niego”
– zakończył Glik.