Lech Poznań po dramatycznym meczu wyeliminował lidera belgijskiej ekstraklasy z Ligi Europy. Drużyna Dariusza Żurawia pokonała 2:1 Charleroi i zagra w fazie grupowej europejskich pucharów. "Kolejorz" na boisku faworyta zaimponował skuteczną i ofensywną grą, chociaż spotkanie kończył w dziesięciu.
Legenda polskiej piłki Włodzimierz Lubański w rozmowie z Niezależna.pl mówił, że Lech nie musi się bać spotkania z Charleroi. Doskonale znający belgijskie realia były reprezentacyjny napastnik właściwie ocenił sytuacje, bo chociaż rywale w powszechnej opinii uchodzili za faworytów, to zespół z Poznania zaczął bez kompleksów.
Dobre wrażenie jakie sprawiali Polacy mógł jednak zmącić w 18. minucie Shamar Nicholson. Jamajczyk ładnie opanował piłkę w polu karnym Filipa Bednarka i kropnął z półwoleja. Szczęśliwie dla Lecha nieznacznie się pomylił. "Kolejorz" grał dobrze, ale nie stwarzał groźnych sytuacji. Kiedy wreszcie Dani Ramirez zdecydował się na strzał z dystansu, to piłka od razu znalazła drogę do siatki. Hiszpan uderzył mocno i szczęśliwie, bo futbolówka odbiła się od obrońcy i kompletnie zmyliła bramkarza rywali.
Tyyymek #Puchacz @LechPoznan GOOL ⚽️ piękny gol z dystansu 😄 0:2 #CHALPO #UEL #LechPoznan pic.twitter.com/1z9DPfTDUB
— AleksandraKalinowska (@Ola_Kalinowska) October 1, 2020
To był szybki, ciekawy mecz. Lider belgijskiej Pro League próbował błyskawicznie odpowiedzieć i zaraz zagotowało się w polu karnym "Kolejorza", później natomiast z kontrą ruszyli zawodnicy w niebieskich koszulkach. Akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą, ale większą skutecznością zaimponował Lech. Tymoteusz Puchacz spokojnie przyjął podanie i strzelił precyzyjnie przy słupku. Chociaż do bramki było prawie 30 metrów, to lekko odchodząca od rąk rozpaczliwie interweniującego Nicolasa Penneteau piłka zatrzepotała w siatce.
W drugiej połowie do akcji wkroczył sędzia. Arbiter Felix Zwayer dał się nabrać jak dziecko na teatralny upadek w polu karnym Lecha i podyktował rzut karny. Oliwa jednak okazała się sprawiedliwa. Bednarek wyczuł intencje strzelca i kapitalnie obronił strzał z jedenastu metrów Kaveha Rezaei. W 56. minucie bramkarz był już bezradny. Mamadou Fall posłał bombę pod poprzeczkę i Belgowie odzyskali nadzieje na awans.
Charleroi zaczęło bardziej zdecydowanie atakować, a piłkarze Lecha złapali lekką zadyszkę. Sytuację jednak udało się opanować i po chwili znów oglądaliśmy ładne, ofensywne widowisko z obu stron. W 70. minucie awans przypieczętować mógł Mikael Ishak, ale w dogodnej sytuacji obił słupek. Kwadrans przed końcem arbiter pokazał drugą żółtą kartkę L'ubomirowi Satce i Lech musiał grać w osłabieniu.
Zaczęło się robić nerwowo, a ta decyzja wyraźnie sprawiła, że rywale złapali wiatr w żagle. Bednarka w dramatycznej końcówce ratował słupek i poprzeczka. Niemiecki sędzia doliczył pięć minut. W 93. przez pół boiska pognał Jakub Kamiński. Wydawało się, że minie bramkarza i wpakuje piłkę do siatki, ale mocno naciskany stracił równowagę i zaprzepaścił okazję. Ta zmarnowana sytuacja jednak się nie zemściła i po chwili arbiter zakończył spotkanie.
Lech w fantastycznym stylu awansował do Ligi Europy. Polski zespół zmagał się w trzech rundach z wymagającymi rywalami, za każdym razem grając na boisku przeciwnika. "Kolejorz" najpierw rozbił szwedzkie Hammarby, później rozstrzelał cypryjski Apollon, a kropkę nad "i" postawił ogrywając najmocniejszą obecnie drużynę w Belgii.
Bramki: M.Fall 56' - D. Ramirez 33', T. Puchacz 41'
Czerwona kartka: L. Satka 77'