Nawet przed erą infozgiełku przyniesionego przez Internet i media społecznościowe ludzki umysł zawsze stał przed zadaniem redukcji złożoności świata wyłaniającego się z miliardów drobnych informacji na jego temat – tak by ogólnie zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi.
Taka redukcja złożoności może polegać na uznaniu, że za wielką różnorodnością społecznych zjawisk, zdarzeń, bodźców stoją jednak jakieś proste, nietrudne do ogarnięcia zasady. Na przykład że światem rządzą tylko trzy impulsy: worek, korek i rozporek (kasa, wóda, seks). Albo że zasada jest jedna: wszystkim kręci wszechświatowy żydowski spisek (nawiasem mówiąc, ciekawe, czy steruje także Chinami).
Chcąc nie chcąc, wszyscy żyjemy według jakichś zasad – nawet najbardziej paskudni z nas. Jedni, ludzie dobrzy, żyją według zasad zacnych, takich, które służą całej wspólnocie. Inni (ci, co zbłądzili) postępują według zasad niecnych, tj. takich, które służą tylko egoistycznym jednostkom albo grupom pasożytniczym – na przykład przestępczym.
Zasady III RP?
Wyjście z PRL, transformacja ustrojowa, która ruszyła w roku 1989, polegała właśnie na zmianie kluczowych zasad funkcjonowania społeczeństwa i państwa. Miało to być przejście od reglamentowanej (cenzura) do swobodnej przestrzeni debaty publicznej; od gospodarki centralnie sterowanej do opartej na wolnej konkurencji i swobodzie przedsiębiorczości; od sądownictwa pod wpływem PZPR i SB do sądownictwa niezależnego i niezawisłego. Słowem, mieliśmy przejść do świata gospodarki wolnorynkowej i demokratycznego państwa prawa. Ze świata gry autorytarnej do zasad fair play. Czy tak się stało?
Tylko częściowo i wcale niełatwo dokładniej to ustalić. Bowiem faktyczne zasady (reguły) ludzkiego działania są formalne i nieformalne; są spisane i niespisane; są jawne i skrywane. Tak jak część swych działań ludzie skrywają przed bliźnimi, tak nie wszystkimi zasadami, jakie faktycznie rządzą naszym postępowaniem, się chwalimy.
Restrukturyzacja kalendarza?
Jeśli szybko nie będzie restrukturyzacji kalendarza, to trzeba uznać, że zbliża się koniec roku. Czyli pora podsumowań. W kontekście „czytania” zasad społecznego świata podzielę się z Państwem osobistym podsumowaniem sporej części mej aktywności publicznej – i to z okresu nieco szerszego niż rok 2017.
Polak, obywatel, socjolog
Zajmuję się odczytywaniem zasad „gry w społeczeństwo” od lat. Robię to w potrójnej roli: jako Polak, jako obywatel-publicysta oraz jako badacz-socjolog. Role nie są tożsame, ale nie muszą się wykluczać. Jako Polak – jestem stronniczy, bo mając obowiązki polskie, chcę mieć na oku nasz interes narodowy. Szanując inne narody, nasz preferuję.
Obywatelem jestem głównie w roli publicysty, który od lat komentuje politykę. Angażuję się w różne spory, ale nawet gdy krytykuję, staram się szanować (pewnie nie zawsze mi się mi to udaje) punkt widzenia tych obywateli, którzy sprawy polskie widzą odmiennie.
Pisząc analizy publicystyczne, staram się wykorzystywać naukową wiedzę z badań społecznych, które powinny być w maksymalnie możliwym stopniu politycznie zdystansowane. Myślę, że to dzięki kompetencjom akademickim udaje mi się niekiedy patrzeć z dystansem na środowisko Prawa i Sprawiedliwości, z którym od lat „trzymam”.
Jakiś czas temu „zapisałem się” do środowiska przeciwników ładu III RP. Dałem temu wyraz w licznych publikacjach, komentarzach, wystąpieniach, na przykład podczas spotkań z klubami „Gazety Polskiej”, a także w kilku książkach.
Czytanie zasad III RP
W 1993 r. ogłosiłem książkę „W uścisku tajnych służb: upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy”. Pokazała ona, że w III RP dużą – deformującą państwo prawa i wolność słowa – rolę odgrywają różne tajne służby oraz nieformalne powiązania interesów odziedziczone po PRL (później w pogłębionej postaci powiązania te trafnie opisano w formule „Resortowych dzieci”). W książce przedstawiłem szereg rzeczowych argumentów na rzecz lustracji i dekomunizacji, wskazując, że jak tego nie zrobimy, to w najlepszym razie będziemy mieli demokrację połowiczną i kiepskiej jakości.
W 2000 r. wydałem na Zachodzie, napisaną wraz z prof. Marią Łoś z uniwersytetu w Ottawie, książkę „Prywatyzowanie państwa policyjnego: przypadek Polski” („Privatizing the Police-State: The case of Poland”). Pokazuje ona, że na transformację ustrojową warto patrzeć jak na proces swoistej prywatyzacji zasobów PRL jako państwa policyjnego: wykorzystywanie informacji, dojść, powiązań i metod manipulacji właściwych dla tajnych służb.
W 2002 r. w artykule „Demokracja jako fasada” argumentowałem, że wiele z tego, co dzieje się w życiu publicznym III RP, ma charakter scenicznej mistyfikacji, gdy tymczasem kluczowe decyzje podejmowane są za kulisami.
Rok 2011 to ukazanie się książki zatytułowanej „Pociąg do Polski. Polska do pociągu”, gdzie twierdziłem, że polskość i pragnienie polskości to siła przeciwstawiająca się chorym układom powiązań i reguł gry umacnianych przez rządy PO–PSL. Te partie w pewien sposób zastąpiły w systemie rolę pełnioną wcześniej przez Sojusz Lewicy Demokratycznej (daję pełną nazwę, bo coraz mniej osób pamięta, co znaczy skrót SLD).
Dwa lata później pod tytułem „III RP. Kulisy systemu” ukazał się wywiad-rzeka, który przeprowadziła ze mną Joanna Lichocka. Twierdziłem tam, że naturę ładu społecznego, jaki faktycznie się w III RP ustabilizował, wyraża formuła „wielopiętrowy klientelizm”, że to według zasad klientelizmu działa nasze państwo. Moje wieloletnie dociekania wskazywały, że zasady demokratycznego państwa prawa tylko częściowo rządzą funkcjonowaniem instytucji publicznych.
A teraz?
Teraz Dobra Zmiana poważnie przekształca zasady funkcjonowania państwa i częściowo społeczeństwa. Utrzymujące się wysokie poparcie dla rządów Prawa i Sprawiedliwości pokazuje, że miliony Polaków uznają, iż zmiany idą w dobrą stronę.
Warto wszak rozważyć, czy obecna polityka to tylko zamiana ich zasad na nasze, swoista zamiana miejsc u władzy, czy coś więcej. Establishment III RP, czyli wiodące środowiska wspierające SLD, PSL i PO, miały swój elektorat wśród beneficjentów transformacji. Natomiast Zjednoczona Prawica wychodzi naprzeciw środowiskom w transformacji zagubionym, nierzadko przegranym ekonomicznie. Dobra Zmiana ma przecież swój elektorat i pilnuje jego interesów. Jasne jest, że jedne, stronnicze (w sensie: nie całkiem fair) zasady zamieniamy na reguły służące innym grupom społecznym.
Kluczowe pytanie jednak brzmi: czy zamieniamy jedną społeczną stronniczość na inną, czy też – co jest zadaniem o wiele bardziej ambitnym – chcemy, aby nowa Rzeczpospolita (nazwijmy ją umownie Czwartą) służyła rozwojowi społeczeństwa jako pewnej całości? To zadanie o wiele trudniejsze niż samo zdobycie władzy i jej utrzymanie.