Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Za mną chłopcy! Na tego szwaba!

17 stycznia 1944 roku rozpoczęła się bitwa o Monte Cassino. W ciągu kilku krwawych miesięcy miały się tu bić armie dziesięciu narodów. Batalia, tak naprawdę składała się z czterech mniejszych bitew, a w ostatniej z nich, majowej, decydującą rolę odegrali żołnierze z 2. Korpusu Polskiego, odnosząc znakomite zwycięstwo. To fakt powszechnie znany. Mało osób natomiast wie, że w styczniowym natarciu także brali udział Polacy. Była to pierwsza samodzielna kompania komandosów.

Żołnierze majora Smrokowskiego podczas górskiego patrolu, Włochy 1944.
Żołnierze majora Smrokowskiego podczas górskiego patrolu, Włochy 1944.
archiwum - Centralne Archiwum Wojskowe WBH

Kompanię uformowano w 1942 roku, a jej dowódcą został kapitan Władysław Smrokowski. Rekrutowano do niej ochotników, którzy musieli przejść trudne testy fizyczne i psychologiczne – w końcu bycie komandosem i działanie „behind enemy lines” to nie jest sprawa dla miękkich chłopaków, tylko dla twardzieli. Takich jak owa grupa polskich „kowbojów”, którzy nigdy nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Także w brytyjskich barach, w których notabene szalały za nimi Angielki. Brytole, gdy się zorientowali, jakie wzięcie mają Polacy, starali się mówić z polskim akcentem, by zaskarbić sobie łaski płci pięknej. Z kolei któregoś dnia jeden z naszych komandosów wyszedł na lekkiej bańce z pubu, napotkał na swej drodze pomnik Lloyda George’a i, nie namyślając się wiele, wypalił do niego z pistoletu za, jak się później tłumaczył, zdradziecką postawę angielskiego premiera wobec Polski, w roku 1920…

Śmierć Franka Roguckiego

Polscy komandosi zostali wcieleni do 10 Międzyalianckiego Commando wraz z kompaniami innych narodów – Norwegami czy Belgami. Przydzielono im liczbę porządkową i tak stali się 6 Troop z 10 Commando.

Ćwiczyli w walijskim Fairbourne – uczyli się tam wspinaczki górskiej, walki, pokonywania rzek łodziami desantowymi. Miało im się to przydać potem we Włoszech. Bo to oni, komandosi z tej kompanii, wylądowali na ziemi włoskiej jako pierwsi – 1 grudnia 1943 roku – jeszcze zanim do Italii przybył 2 Korpus Polski. W połowie grudnia wkroczyli do akcji bojowej. Brali udział w działaniach pod miejscowościami Capracotta i Pescopennataro. Już w trakcie pierwszych patroli stanęli oko w oko ze śmiercią. Oto jeden z oddziałów wchodzi na niewielkie zielone poletko w górach. Grupkę prowadzi kapitan. Naraz, zamiast wykonać kolejny krok zawiesza stopę w powietrzu. Idący za nim komandosi szukają wzrokiem tego, na co spogląda dowódca – a tam, nad trawą srebrzącą się rosą, we wstającym słońcu, widać równą linię kropelek w powietrzu: rosa osiadła na żyłce podpiętej do granatów. Jeden krok dalej i granaty by eksplodowały.

To w czasie tego patrolu zginął pierwszy Polak na ziemi włoskiej – Franek Rogucki. Franek urodził się w Stanach Zjednoczonych, miał obywatelstwo amerykańskie, a gdy USA przystąpiły do wojny zgłosił się do wojska. Jego mama, która była Polką, poradziła, by wstąpił do polskiej armii. W ten sposób znalazł się w kompanii komandosów. Przy pierwszej walce z Niemcami rzucił się do ataku. Był tak „narwany”, by się bić, że trudno było go powstrzymać. Poszła seria z karabinu. Franek upadł ranny za murkiem. Ruszył w jego stronę dowódca, który wziął chłopaka na plecy i zaczął iść w dół. Czekał na strzały, ale wokół panowała cisza. Niemcy wycofali się. Ale kiedy Polacy dotarli do miasteczka, do lekarza, Rogucki już nie żył. Kochający Polskę – z wyboru, a nie z obowiązku – Franek zginął jako pierwszy Polak na ziemi włoskiej. Jego kompania zaś wzięła udział w pierwszej bitwie o Monte Cassino...

Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w najnowszym tygodniku GP. Polecamy!

 



Źródło: tygodnik GP

#II wojna światowa #Monte Cassino #komandosi polscy #mjr Smrokowski

Tomasz Łysiak