Cała ta nagonka to sygnał dla innych, szczególnie tych o prawicowej wrażliwości: „siedźcie cicho, nie ujawniajcie się ze swoimi poglądami, bo spotka was to, co Szafarowicza". To w mojej opinii zamysł wszystkich tych listów przeciwko mnie - mówi w rozmowie z niezalezna.pl Oskar Szafarowicz.
Gdy w ubiegłym roku trójka młodych osób zaangażowała się w publiczną działalność pod szyldem Okiem Młodych, każda z nich zmierzyła się z hejtem. - Młodzi o prawicowej wrażliwości często się nie ujawniają. Boją się dokładnie tego, co spadło na nas. Szczerze mówiąc, wcale się nie dziwię - mówiła we wrześniu w ubiegłym roku Wiktoria Mielniczek.
Dziś ze spotęgowanym hejtem mierzy się Oskar Szafarowicz, student Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. O wyrzucenie go z uczelni zabiega autorka listu otwartego w tej sprawie, Daria Brzezicka. Przekonuje, że Szafarowicz „publicznie okazał votum separatum wartościom, jakie cechują nie tylko prawników, ale każdego przyzwoitego człowieka”.
- Dzieje się perfidna nagonka. Rozumiem pewne mechanizmy, które zostały uruchomione. To zorganizowany hejt. Metody, jakich się używa, dla mnie są niepojęte. To klasyczne groźby karalne - straszenie, życzenie śmierci - komentuje w rozmowie z niezalezna.pl Oskar Szafarowicz.
Odnosząc się do listu otwartego, tłumaczy: „chcą wyrzucić mnie z uczelni, bo - w domyśle - nie boję się manifestować swoich prawicowych poglądów, stawać po stronie PiS-u. Nie chcę używać dużych porównań, ale to mechanizmy, które na Uniwersytecie Warszawskim się pojawiały: getto ławkowe, numerus clausus - wykluczanie ludzi za poglądy”.
Przyznaje, że od kiedy jest na uniwersytecie, „nigdy nie było łatwo manifestować konserwatywne poglądy”, ale - jak dodaje - „nie dochodziło do prób wykreślenia z listy studentów”. - Na grupach studenckich czytam życzenia wyrzucenia mnie z uczelni, nieznalezienia pracy czy wprost nawoływania do wyrządzenia mi krzywdy - mówi dalej.
Szafarowicz przekonuje, że z hejtem sobie radzi, ale potworniejsze - jak podkreśla - jest to, co spotyka jego rodzinę. - O mnie mogą wypisywać wszystko - rozumiem, że - wchodząc do życia publicznego - muszę mieć twardą skórę. Rodzice dostają prywatne wiadomości - padają groźby śmierci. Ludzie piszą do nich: „państwa syn ma krew na rękach”, „odpowiecie za to”, „znajdziemy was”, „dokonamy zemsty” - wymienia.
Zapewnia, że wszystkie wiadomości archiwizują, wkrótce podejmą kroki prawne.
- To wszystko jest bardzo przykre. Zwłaszcza wobec mojej mamy. Nie zostawiała mnie od poniedziałku do piątku, wpoiła mi wartości i zasady. Za cały ten wysiłek spotyka ją teraz ogromna lawina hejtu
- słyszymy.
Brzezicka przekonuje, że Szafarowicz złamał §2 Kodeksu Etyki Studenta Uniwersytetu Warszawskiego. W nim czytamy:
- Powstało już kilka takich listów z żądaniem wykreślenia mnie z listy studentów. Jako zarzut wymienia się moją działalność w Okiem Młodych. Moim zdaniem to próba stłamszenia osób o innych poglądach, niż poglądy Darii czy innych autorów tych listów. Być może stoi za tym chęć zysku politycznego. Przecież te osoby też działają aktywnie politycznie, mają plany startu w wyborach - analizuje.
Jego zdaniem, „cała ta nagonka to sygnał dla innych, szczególnie tych o prawicowej wrażliwości: „siedźcie cicho, nie ujawniajcie się ze swoimi poglądami, bo spotka was to, co Szafarowicza” - to w mojej opinii zamysł wszystkich tych listów”.
Do podpisów pod listem zachęca pracownik Wydziału Psychologicznego Uniwersytetu Warszawskiego Maciej Górecki. Szafarowicz przyznaje, że „nigdy nie miał styczności na uczelni z tym panem”. - Kojarzę jeden z jego wpisów pod moim adresem, kiedy pisał, że „osoba o katofaszystowskich poglądach powinna być wyeliminowana z życia publicznego”. Nie wchodziłem w polemikę - ucina.
Wyraża też zdanie, że „wykładowca nie powinien się angażować, niezależnie od poglądów studenta”. - Ingeruje w swobodę dyskusji i wolność wymiany myśli na uczelni. Nie powinien się przyłączać do hejterskich zachowań wobec mnie. To sygnał, że środowisko akademickie daje przyzwolenie na wykluczanie osoby za poglądy polityczne, niezgodne z jakimś mainstreamem - słyszymy dalej.
Tuż przed naszą rozmową, Oskar był na uczelni. Przyznaje, że wszystkim hejterom zabrakło cywilnej odwagi do skrytykowania go w realu. - Znam osobiście ludzi, którzy podają dalej ten list otwarty, zachęcają do zbiórki podpisów. Dziś spotkałem się z nimi na zajęciach. Usiedli obok, powiedzieli „cześć”. Zabrakło odwagi do podjęcia jakiejkolwiek dyskusji - mówi nam.
- „Podpisałeś już list przeciwko Szafarowiczowi?” - usłyszałem tylko za plecami. Nikt osobiście nie podszedł i tej sprawy nie poruszył
- konkluduje.