Jacek Podsiadło swoją rozprawę na temat średniowiecznego utworu zaczął od zaszufladkowania trzech autorów, którzy tradycyjnie nazywają "Bogurodzicę" dziełem. Dariusza Chemperka, Adama Kalbarczyka i Dariusza Trześniowskiego określa przez resztę swojego wywodu "Chakatą", od pierwszych liter nazwisk autorów. Tym samym (osobliwe poczucie humoru) Podsiadło nawiązuje do Związku Popierania Niemczyzny w Marchiach Wschodnich, zwanym Hakatą, zajmującego m.in. walką z polskimi właścicielami ziemskimi.
W pożyczonym od córki podręczniku Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych (dalej: Chakata) zaczynają podrozdział poświęcony „Kunsztowi artystycznemu
- pisze Podsiadło. To ostatnie określenie wyraźnie irytuje publicystę.
"Dajcie mi miejsce..."
Stworzenie arcydzieła w języku, który dopiero się kształtuje, nie jest możliwe. Dziwi też, że arcydziełem ma być utwór określany jako „trop", czyli konwencjonalny, retoryczny wstęp poprzedzający w liturgii kościelnej czytanie z Biblii lub inny tekst
- uznaje, by wreszcie zadeklarować:
Dajcie mi miejsce, gdzie mógłbym oprzeć łokieć, a nim kur zaśmieje się trzy razy, napiszę 20 takich
– pisze Jacek Podsiadło.
Dalej publicysta "demaskuje" prawdy wiary katolickiej odnoszące się do Matki Boskiej.
Ponieważ już dwa pierwsze słowa zawierają oczywistą bzdurę (nie można być jednocześnie matką i dziewicą, sensy tych słów nie tyle się odpychają, co wręcz napierdzielają się po łbach), należy nazwać bzdurę antytezą i świadectwem kunsztu „uczonego autora"
– opisuje z zacięciem.
Związek Wojujących Bezbożników
W końcu poeta bierze się za swoją wersję utworu: "Zimna Zośka, gruba Kaśka, niezbędna butelczyna, / takiego syna bernardyna kolęda, sztywna konkubina" – wszystkie rymy kończą się na -a, ćwierć arcydzieła gotowe, o dalszy ciąg pytajcie w dobrych sklepach z dewocjonaliami".
Jego zdaniem w ten sposób udowodnił, że "Bogurodzica", zagrzewająca do boju rycerzy pod Grunwaldem, utrzymana jest w poetyce "pitu-pitu i pierdu-pierdu".
Publicysta "Gazety Wyborczej", recenzując "Lament świętokrzyski", parafrazuje jeszcze Witolda Gombrowicza z "Ferdydurke" i prawdopodobnie chciałby uzyskać podobny status swojego wywodu. Jednak zapał, z jakim stara się krytykować chrześcijańskie dzieła, np. we fragmencie: "„Intelektualizm” Bogurodzicy rośnie wprost proporcjonalnie do ilości błogosławionych dziewic na dzień dobry", bardziej przywodzi na myśl aktywistów, działającego w Związku Radzieckim w latach 20. i 30. XX w. - Związku Wojujących Bezbożników. Organizowali oni m.in. tzw. "karnawały antyreligijne", czyli imprezy, których celem było zohydzenie ludziom religii.
Pytanie: czy za 100 lat Polacy będą pamiętać o "Bogurodzicy", czy o "kunsztownej" poezji Jacka Podsiadły
jest chyba retoryczne.