To się porobiło! "Gazeta Wyborcza" napisała, że za kampanię Koalicji Europejskiej odpowiadali ci sami ludzie, którzy pracowali przy walce o reelekcję b. prezydenta Bronisława Komorowskiego. Na tę informację zareagowała... sama Hanna Gronkiewicz-Waltz. "To nie jest prawda!" - grzmi.
"Gazeta Wyborcza napisała", że za "kampanię Koalicji Europejskiej odpowiadali ci sami ludzie, którzy pracowali przy nieudanej walce o reelekcję Bronisława Komorowskiego". Do tej informacji odniosła się na Twitterze b. prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Oczywiście, zaprzeczyła.
"Szefem kampanii KE tak jak i mojej (2014 r.) i Trzaskowskiego (2018 r.) oraz mojej referendalnej (2013 r.) był Marcin Kierwiński. Z kolei sztaby były różne. Nie było nikogo ze sztabu Komorowskiego. Taka jest prawda"
- napisała Gronkiewicz-Waltz na Twitterze.
Nie jest prawda ,ze te same osoby prowadziły kampanie Komorowskiego i KE.Szefem kampanii KE tak jak i mojej (2014) Trzaskowskiego(2018)oraz mojej referendalnej (2013) był Marcin Kierwinski .Z kolei sztaby były różne Nie było nikogo ze sztabu Komorowskiego.Taka jest prawda.
— Hanna Gronkiewicz (@hannagw) 29 maja 2019
Zdaniem "Wyborczej" za kampanię KE odpowiadał Marcin Kierwiński z PO.
"Wspierali go inni politycy PO: Cezary Tomczyk, Robert Tyszkiewicz, Sławomir Nitras, Mariusz Witczak i Piotr Borys, bliski współpracownik Grzegorza Schetyny. Ta sama ekipa pracowała przy nieudanej reelekcji Bronisława Komorowskiego w 2015 r."
- podaje dziennik. "Nigdzie na świecie nie jest tak, że przegrana ekipa piarowców może wygrać wybory" - cytuje "GW" polityka ze ścisłego otoczenia Schetyny.
Dziennik pisze, że w sztabie KE byli też przedstawiciele koalicjantów, m.in. Anna Maria Żukowska z SLD, Piotr Zgorzelski z PSL i Sławomir Potapowicz z Nowoczesnej.
"Ta współpraca okazała się fikcją. Kierwiński miał dobre intencje, ale nie mógł za wiele. Przed decyzją wszystko szło wyżej, do liderów. Spotkania były raz w tygodniu, omawialiśmy głównie sprawy techniczne, kto i w jakiej kolejności będzie przemawiał na marszu, na konwencji. Przy takiej liczbie partii nie było to łatwe, choć pewnie - jak to opowiadam - brzmi śmiesznie"
- cytuje dziennik polityka Nowoczesnej.
"To była raczej grupa towarzyska, a nie sztab wyborczy z prawdziwego zdarzenia. Dlatego praktycznie nie było akcji profrekwencyjnych"
- mówi gazecie jeden ze współpracowników Platformy.
Gazeta napisała też, że "ludowcy opowiadają, jak poprosili w sztabie Koalicji o jakieś gadżety, by mieć co ludziom po spotkaniu zostawić. Nie dostali nic".