Portal Niezalezna.pl próbował dowiedzieć się w prokuraturze, dlaczego do zatrzymania Aleksandra K., podejrzewanego o pobicia dziennikarza TVP, doszło dopiero następnego dnia. Z otrzymanej odpowiedzi trudno wywnioskować, czy syn Ryszarda K. tak skutecznie ukrywał się (przebywając poza domem) przez dobę przed prokuraturą i policją, czy też organy ścigania po prostu nie stanęły na wysokości zadania.
Portal Niezależna zapytał Prokuraturę Okręgową w Gdańsku, dlaczego do zatrzymania Aleksandra K. doszło dopiero w piątek wieczorem (16 października), a nie bezpośrednio po zdarzeniu (w czwartek 15 października) oraz dlaczego postawionym Aleksandrowi K. zarzutów nie towarzyszył zarzut z art. 44 ust. 1 prawa prasowego, który stanowi: "Kto utrudnia lub tłumi krytykę prasową - podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności".
Przypomnijmy, że do napaści doszło przed domem Ryszarda K. w Gdyni na Kamiennej Górze.
- Odpowiadając na Pana pytania, uprzejmie informuję, że nie było możliwości zatrzymania podejrzanego bezpośrednio po zdarzeniu, bowiem oddalił [on] się i nie było znane miejsce jego pobytu. Ustalony na podstawie zeznań pokrzywdzonych przebieg zdarzenia nie dawał podstaw do przedstawienia podejrzanemu zarzutu z art. 44 ustawy prawo prasowe. Do czynów doszło już w chwili, gdy dziennikarze zakończyli relację i sprzęt był już schowany. Podejrzany swoim zachowaniem nie utrudnił prowadzenia relacji i nie wpływał na treść przekazu
- odpowiedziała Grażyna Wawryniuk, pełniąca funkcję Rzecznika Prasowego Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
15 października 2020 r., doszło do brutalnego ataku na pracownika mediów - operatora kamery Telewizji Gdańskiej, wykonującego obowiązki zawodowe. Jak wynika z ustaleń prokuratury, ze strony agresywnego napastnika, syna prominentnego biznesmena, doszło do naruszenia nietykalności, kierowania gróźb wobec dziennikarzy i brutalnego skatowania operatora, skutkującego obrażeniami jego ciała"