Zdaniem „Die Welt” z Warszawy padają w tych dniach „czcze pogróżki”, niemiecki rząd twierdzi, że z odszkodowań dla Polski zrezygnował Bierut, a proniemiecka opozycja straszy wyrzuceniem Polski z UE. – Ta nerwowa reakcja wskazuje, że Niemcy świetnie wiedzą, iż z prawnego punku widzenia sprawa nie jest zamknięta. Gdyby tak było, Niemcy nie reagowaliby tak nerwowo – mówi „Gazecie Polskiej” mecenas Stefan Hambura, ekspert zajmujący się sprawą reparacji.
Politolog Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, który odkrył, że bełkotliwy dokument o zrzeczeniu się przez PRL odszkodowań od NRD z 1953 r. nie został nawet zarejestrowany w Sekretariacie Generalnym ONZ, wskazuje, jakie konkretne kroki powinna podjąć Polska, by uzyskać odszkodowania. – Istnieją dwie drogi w tej sprawie. Pierwsza to droga dyplomatyczna, wystosowanie oficjalnej noty do niemieckich władz. Druga droga to skierowanie sprawy do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości w Hadze – mówi w rozmowie z „GP”.
Ryszard Czarnecki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego z PiS, podkreśla, że ton obecnych wypowiedzi niemieckich polityków w tej sprawie może się zmienić już jesienią. – We wrześniu w Niemczech odbywają się wybory parlamentarne i trudno spodziewać się, by jakikolwiek polityk niemiecki przed wyborami powiedział co innego – stwierdza.
Zaniepokojenie niemieckich polityków i mediów spowodowały wypowiedzi liderów PiS. Jarosław Kaczyński powiedział, że kwestia reparacji nie została przeprowadzona zgodnie z prawem. – Straty w ludziach, w elitach są właściwie nie do odrobienia, trzeba pięciu czy siedmiu pokoleń, żeby to nadrobić – mówił. Podobnie wypowiedział się w TVP minister Antoni Macierewicz: – Nie jest prawdą, że państwo polskie zrzekło się reparacji należnych nam ze strony Niemiec. To sowiecka kolonia, zwana PRL, zrzekła się tej części reparacji, które związane były z obszarem państwa też marionetkowego, sowieckiego NRD – wyjaśniał. Wreszcie poseł Arkadiusz Mularczyk poinformował, że Biuro Analiz Sejmowych ma przygotować informację dotyczącą możliwości domagania się przez Polskę odszkodowań. Analiza ma być gotowa do 11 sierpnia.
Na te słowa zareagował niemiecki rząd. – Władze w Berlinie poczuwają się do politycznej, moralnej i finansowej odpowiedzialności za II wojnę światową. Kwestię niemieckich reparacji dla Polski uważają jednak za ostatecznie uregulowaną – oświadczyła zastępczyni rzecznika rządu Niemiec Ulrike Demmer. Dodała ona, iż kwestia niemieckich reparacji dla Polski została w przeszłości ostatecznie uregulowana. – W 1953 r. Polska wiążąco, a dotyczyło to całych Niemiec, zrezygnowała z dalszych świadczeń reparacyjnych – dodała.
Ostro zareagowały niemieckie media, na czele ze znanym z antypolskich publikacji „Die Welt”, który zamieścił artykuł zatytułowany „Dlaczego Niemcy nie są winne Polsce żadnych reparacji wojennych”. Stwierdził w nim, że „z punktu widzenia politycznego i prawa międzynarodowego są to jednak czcze pogróżki. Ani Republika Federalna Niemiec jako państwo, ani firmy czy pojedyncze osoby nie są już winne Polsce jakichkolwiek świadczeń odszkodowawczych. Politycy PiS oczywiście to wiedzą. Ale może im chodzić o to, by w aktualnym kryzysie wywołanym antydemokratyczną przebudową państwa zewrzeć szeregi przy pomocy krytykowania Niemiec”.
„Die Welt” przypomniał czasy, kiedy w Polsce rządzili bardziej odpowiedzialni politycy. Gdy w 2004 r. pojawił się ten temat, żaden z nich nie chciał obciążać „dobrej współpracy między Polską i Niemcami” (Cimoszewicz) i brać odpowiedzialności za „zniszczenie zjednoczonej Europy” (Kwaśniewski).
W podobnym duchu wypowiedział się teraz Grzegorz Schetyna, który stwierdził, że w antyeuropejską politykę PiS wpisuje się ostatnio „kwestia absurdalnych apeli ws. reparacji wojennych w stosunku do Niemiec”.