Kobieta urodziła dziecko w pustostanie na Bałutach, zapakowała je w reklamówkę i porzuciła w pustostanie w pobliżu Bałuckiego Rynku w Łodzi. Ewelina P. oskarżona jest o to, że 15 kwietnia w Łodzi, że działała w zamiarze popełnienia zabójstwa dziecka. Kobieta przyznała się do winy, ale oświadczyła, że nie chciała zabić dziecka.
Dziewczynka przeżyła tylko dzięki temu, że znalazł je przypadkowy przechodzień i wezwał pomoc.
Szokujące zeznania
Oskarżona przed sądem przyznała się do winy, ale odmówiła składania wyjaśnień. Sędzia Marek Raszewski odczytał wyjaśnienia oskarżonej, złożone w śledztwie. Ewelina P. twierdziła w nich m.in., że nie wiedziała, że jest w ciąży. - Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło - mówiła podczas przesłuchania w prokuraturze. Przyznała, że wcześniej rodziła dwa razy silami natury, a młodsze dziecko urodziła w ciągu kwadransa.
Tym razem poród według oskarżonej miał trwać zaledwie kilka minut. Jak mówiła, w szoku zapakowała dziecko w reklamówkę. - Powiedziałam do niej „przepraszam, że to robię” i odłożyłam torbę w pustostanie. Dziecko zaczęło wtedy płakać - wyjaśniała. Dodała, że po porodzie poszła do domu, umyła się i wyprała ubrania. - Nikt mnie o nic nie pytał, a ja też nic nikomu nie mówiłam. Do pustostanu już nie wracałam, ale miałam nadzieję, że to dziecko ktoś znajdzie i uratuje - powiedziała.
Pokrętne tłumaczenia
W trakcie przesłuchania w prokuraturze sprostowała jednak swoje wyjaśnienia i przyznała się, że wiedziała o ciąży, ale nie powiedziała o tym partnerowi.
Przed sądem, na pytanie swojego obrońcy, adwokata Jerzego Ciesielskiego czy chciała śmierci dziecka, odpowiedziała: nie chciałam.
15 kwietnia br. wieczorem przypadkowy przechodzień znalazł noworodka w pustostanie przy ul. Zgierskiej w Łodzi. To opuszczone podwórko obok Bałuckiego Rynku i jednostki straży pożarnej. Świadek zaalarmował przechodzącego strażaka, a ten wezwał na pomoc kolegów.
Cudem przeżyło
Dziecko trafiło do szpitala. Lekarka z Centralnego Szpitala Klinicznego Uniwersytetu Medycznego w Łodzi zeznała przed sądem, że elektroniczne termometry skalowane są od 32 st. C, ale nie były w stanie zmierzyć temperatury ciała dziecka, więc lekarze użyli termometru rtęciowego. Pokazał temperaturę 28 stopni. Minęło parę godzin zanim temperatura dziecka wróciła do normy.
- Gdyby nie udzielona pomoc, doszłoby do zgonu - zeznała przed sądem lekarka.
Kobiecie grozi nawet dożywocie
W środę przed sądem zeznają świadkowie, m.in. matka oskarżonej i koledzy jej partnera. Oskarżona przebywa w areszcie tymczasowym. Rzecznik Sądu Okręgowego w Łodzi, sędzia Grzegorz Gała o status uratowanego dziecka powiedział, że prawomocnym postanowieniem z 1 lipca br. Sąd Rejonowy dla Łodzi-Śródmieścia orzekł o pozbawieniu matki dziecka władzy rodzicielskiej i umieszczeniu dziewczynki w rodzinnej pieczy zastępczej.
Ewelina P. ma 36 lat, ma dwie starsze córki. Jedna jest w rodzinie zastępczej. Młodsza przebywa w domu dziecka. Za usiłowanie zabójstwa dziecka oskarżonej może grozić kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.