Sprawę śmierci czteromiesięcznego dziecka nagłośniono w programie „Interwencja” emitowanym na antenie Polsatu. Chłopiec zmarł krótko po tym, jak wraz z siostrą trafił do rodziny zastępczej, gdy jego matkę policja zatrzymała do odbycia kary pozbawienia wolności. Matkę upokorzono publicznie na pogrzebie dziecka, przywożąc ją w więziennym drelichu, zakutą w kajdanki zespolone.
Koszmar pani Magdaleny. Za co ją skazano?
Dziś Magdalena Woźna, która padła ofiarą tego podłego upokorzenia, była gościem TV Republika. - Za co była ta kara? - zapytała prowadząca program Danuta Holecka.
- To była kara za oszustwo internetowe - odpowiedziała Magdalena Woźna. Stwierdziła, że sprawa dotyczyła wystawionego przedmiotu na kwotę około 3 tysięcy, który został przez kogoś zakupiony, a pieniądze trafiły na konto kobiety. - Nie miałam tych pieniędzy, nie używałam tych pieniędzy - stwierdziła kobieta, twierdząc, że doszło do włamania na jej konto w mediach społecznościowych. Jakby nie było, sprawa dotyczyła przestępstwa na niewielką kwotę.
W sprawie, jak potwierdziła adwokat Magdalena Majkowska, wydano wyrok nakazowy, który się uprawomocnił. Pani Magdalena została skazana na ograniczenie wolności poprzez prace społeczne, ale ich nie wykonywała, bo była w zaawansowanej ciąży.
- Nie mogłam chodzić, kobieta w zaawansowanej ciąży i w połogu, nie może odbywać żadnych prac - stwierdziła.
"Dwie godziny minęły, przyjechały panie z opieki..."
W końcu nadszedł 15 maja, godzina 8:15. Do mieszkania Magdaleny Woźnej przyszli funkcjonariusze policji.
"Przyszli i powiedzieli, że jestem zatrzymana, poszukiwana. Nie ukrywałam się, nie miałam nawet pojęcia. Powiedzieli, że muszę odbyć karę pozbawienia wolności w zakładzie karnym na Grochowie. Zapytali, czy dzieci będą miały opiekę. Powiedziałam, że może zostać prababcia dzieci, babcia dzieci, ale stwierdzili, że jedynie może zostać ojciec dziecka" - opowiadała Magdalena Woźna w rozmowie z TV Republika.
Kobieta przyznała, że powiedziała policjantom, że ojciec dziecka jest w pracy i jest poszukiwany, więc nie ma możliwości, by został z dziećmi. Mimo to, dano mu dwie godziny na przyjazd. "Dwie godziny minęły, przyjechały panie z opieki, które powiedziały, żebym oddała akty urodzenia dzieci, książeczkę zdrowia Lenki i Oskara, wzięli je po prostu i zabrali" - powiedziała kobieta.
Kobieta trafiła do więzienia, gdzie parę dni później dowiedziała się o śmierci dziecka. "To ogromne przeżycie, tego nigdy nie zapomnę" - wskazywała Magdalena, dodając, że w więzieniu nie miała wsparcia od nikogo, poza koleżankami z celi. Po wyjściu z więzienia poszła na grób synka, któremu obiecała, że nie zostawi tej sprawy i dowie się, jak doszło do tej tragicznej sytuacji. Na ten moment, nie wie gdzie przebywał jej synek, jak również gdzie jest 3-letnia córka.
Ale jutro kobieta ma się spotkać z córeczką, w obecności sądu, który ma ocenić więź emocjonalną między matką a córką. Magdalena ma do przekazania swojej córce Lence ważną wiadomość: "Że bardzo ją kocham. Że jeszcze troszkę i będzie w domu".
A jak finalnie wyglądały "poszukiwania" ojca dziecka? Odnaleziono go, przesłuchano i zwolniono do domu. Był obecny na pogrzebie syna.