Działania na miejscu katastrofy górniczej, które podejmują ratownicy zależą od rodzaju sytuacji - powiedział Robert Wnorowski z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu. Jak dodał, ratownicy mogą mieć do czynienia z akcją zawałową, przeciwpożarową oraz prowadzoną w warunkach zagrożenia wybuchem metanu.
Jak podkreślił, celem ratowników jest zawsze zlokalizowanie, gdzie jest górnik i jak najszybsze dotarcie do niego, jednak ważne jest też bezpieczeństwo ratowników.
- Ratownicy schodzący do uwięzionego górnika zawsze pracują w piątkę. Nie ma sytuacji, aby się rozdzielili. Jeśli z jakichś powodów któryś z ratowników musi wrócić na górę, to wraca cały zespół. Jest też taki wymóg, aby jeden z ratowników był przygotowany pod kątem kwalifikowanej pierwszej pomocy, by móc ocenić stan poszkodowanego
- powiedział rzecznik Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego w Bytomiu.
Ratownicy pracujący przy katastrofach górniczych zawsze dysponują odpowiednim sprzętem.
- Chodzi przede wszystkim o robocze aparaty tlenowe. Mogą one pracować do czterech godzin
- powiedział Wnorowski. Zwrócił uwagę, że ratownicy przy takich akcjach muszą mieć zapas powietrza, aby zejść do strefy zagrożenia i z niej wrócić.
Jak podkreślił, postęp każdej takiej akcji zależy od składu atmosfery w wyrobisku, wilgotności oraz temperatury, jaka panuje w miejscu wypadku.
- W historii ratownictwa górniczego jest wiele przypadków, kiedy ratownicy zginęli ze względu na przegrzanie organizmu
- przypomniał rzecznik.
W czasie akcji ratowniczej na bieżąco badany jest skład atmosfery, aby ocenić, czy nie ma zagrożenia wybuchem, a ratownicy mogą kontynuować akcję.
- Ratownicy, aby ograniczyć takie zagrożenia używają chromatografu, który analizuje skład atmosfery. Dane z tego urządzenia są przekazywane do kierownika akcji ratowniczej i do sztabu. To oni ostatecznie podejmują decyzję, czy kontynuować akcję, czy nie
- podkreślił rzecznik. Dodał, że "to, w jaki sposób prowadzone są działania, w jakim zakresie, w jakim kierunku" przy każdej katastrofie górniczej, zależy od decyzji konkretnego sztabu ratunkowego i jego kierownika.
- Polscy ratownicy zostali poproszeni przez czeskich kolegów o wysłanie dwóch zastępów. Zajęli się oni rozłożeniem chromatografu i kontrolowaniem składu atmosfery
- powiedział Wnorowski, odnosząc się do katastrofy górniczej w Karwinie w Czechach.
Przypomniał, że w nomenklaturze ratownictwa górniczego jest coś takiego, jak "praca w trójkącie".
- Prace mogą być prowadzone, jeśli proporcje metanu są odpowiednie
- zaznaczył.
W czwartek w kopalni węgla kamiennego w Karwinie w Czechach na skutek zapalenia się metanu zginęło, według ostatnich informacji, 13 górników; dwunastu miało polskie obywatelstwo.