Dziesiątki tysięcy polskich rodzin – z reguły młodych małżeństw – czekają poważne problemy. Chodzi o frankowiczów liczących na korzystny i szybki finał procesu z bankami. Niestety, plan ministra sprawiedliwości Adama Bodnara zburzył ich spokój. W największym wydziale frankowym w kraju zdecydowana większość sędziów należy bowiem do grona tych, których koalicja 13 grudnia chce represjonować i odwoływać ze stanowisk. Przez to postępowania znacznie się wydłużą, a nie można wykluczyć najczarniejszego scenariusza: prawnicy banków skorzystają z okazji do podważania wcześniejszych orzeczeń.
– Skutki pomysłów ministra Bodnara będą opłakane dla frankowiczów. Doprowadzą do powtórnego skrzywdzenia tych samych ludzi. Pierwszy raz zostali oszukani, gdy wciskano im kredyty frankowe, nie wskazując na niebezpieczeństwa. A teraz, gdy wreszcie mogą uzyskać ochronę prawną, słyszą, że ich problemy nie są ważne, bo część środowiska sędziowskiego chce przeprowadzać jakieś wewnętrzne rozliczenia
– tłumaczy „Gazecie Polskiej” sędzia Kamila Borszowska-Moszowska ze Stowarzyszenia „Prawnicy dla Polski”, która uważa, że rządzący w ogóle nie biorą pod uwagę praw stron postępowania. – Ani w oficjalnych komunikatach, ani w wypowiedziach medialnych tego nie widać. Robią przysłowiowy skok na bank, nie zastanawiając się nad konsekwencjami.
I podkreśla: – Organy państwa nie mogą działać w myśl zasady: „co nie jest zakazane, jest dozwolone”. To nie tak. Mogą działać wyłącznie w granicach tego, na co im prawo pozwala.
Oficjalnie to XXVIII Wydział Cywilny Sądu Okręgowego w Warszawie, choć bardziej znany jest pod nieformalną nazwą „wydział frankowy”, bo w nim właśnie rozpoznawane są pozwy osób, które próbują uwolnić się spod zobowiązań (wynikających z kredytów we frankach szwajcarskich) względem banków. Równocześnie to największy ze wszystkich sądów w Polsce. – Dlatego przez pryzmat pracy tego wydziału postrzegana jest efektywność rozwiązywania problemów frankowiczów w skali całego kraju – tłumaczy jeden z prawników.
Stołeczny „wydział frankowy” zaczął funkcjonować w kwietniu 2021 roku i został stworzony od przysłowiowego zera. Największym problemem okazało się znalezienie… chętnych do orzekania. Powody prozaiczne: ogromna liczba spraw, gigantyczna presja, szczególna tematyka, niezliczone ilości dokumentów (jeden z sędziów przyznał nam, że rocznie przez jego ręce przechodzą miliony dokumentów). Co ważne – nie było w tamtym czasie orzeczników doświadczonych w sprawach frankowych, bo wówczas była to absolutna „nowość”. Stopniowo więc trafiali do niego sędziowie cywiliści oraz ci tuż po nominacji lub poprzez delegację. – Dzięki temu uruchomiono wydział, który działa. Czy dobrze – to subiektywna ocena, ale niewątpliwie frankowicze wreszcie doczekali się, że w ich sprawach zapadają wyroki, a akta nie leżą przez długie lata w szafie, pokrywając się kurzem – podkreśla rozmówca „Gazety Polskiej”. – Niestety, wprowadzenie w życie planów ministra sprawiedliwości całą pracę obróci w pył. Ze szkodą przede wszystkim dla frankowiczów, bo oni wrócą do punktu wyjścia.
Siłą rzeczy przez minione trzy lata sytuacja w wydziale mocno się zmieniła. Obecnie orzeka w nim 36 sędziów z różnym doświadczeniem zawodowym. Jednak zdecydowana większość – aż 28! – otrzymała powołania od prezydenta Andrzeja Dudy, po przejściu procedury przed Krajową Radą Sądownictwa po 2018 roku. Czyli wkrótce mogą oni paść ofiarą szykan wskutek kuriozalnych – i co najważniejsze, bezprawnych! – planów Bodnara i jego suflerów.
Zresztą demontaż już się rozpoczął. Jak ustaliła „GP”, nowe kierownictwo Sądu Okręgowego w Warszawie (ze wskazania ministra) podjęło decyzję o odwołaniu z funkcji przewodniczącego dr. Tomasza Niewiadomskiego, choć to właśnie dzięki jego pracy wydział powstał i funkcjonuje. Oczywiście dymisja bez wskazania merytorycznych powodów, podobnie jak w przypadku wcześniej odwołanych osób.
Istotna uwaga dla precyzji – określenie „frankowicz” może bowiem sugerować, że chodzi o pojedynczą osobę będącą w sporze z bankiem, a tymczasem autorami pozwu zazwyczaj są małżeństwa.
– Najczęściej umowy podpisywały młode osoby, będące na życiowym starcie i tylko poprzez kredyt mogły wejść w posiadanie mieszkania. W przypadku Warszawy lub innych dużych miast mowa o ogromnych sumach, przekraczających nawet milion złotych – wyjaśnia nam prawnik. – Jedna osoba nie miałaby odpowiedniej zdolności kredytowej. Nierzadko młodym małżonkom pomagali rodzice, którzy swoim majątkiem wspierali ich starania o kredyt.
Nie można zapominać, że umowy podpisywane były wiele lat temu, a przez tak długi czas wielu kredytobiorców zostało ojcami/matkami, ich rodziny się powiększyły.
Skoro więc w stołecznym wydziale frankowym obecnie „na biegu” jest około 45 tys. spraw, to tak naprawę dotyczy znacznie większej grupy osób, a właściwie 45 tys. rodzin. Poza tym wcześniej zapadały wyroki, nie jest też tajemnicą, że ogromna liczba pozwów jest dopiero szykowana. Są również wydziały, choć znacznie mniejsze, w innych miastach. Czyli problem niewątpliwie dotyczy setek tysięcy Polaków.
Czy ktokolwiek z nich kiedykolwiek protestował przeciwko rozpoznawaniu sprawy przez sędziego, bo otrzymał nominację po 2018 roku? Czy chcieli po prostu jak najszybszego wyroku? Ekspertka Stowarzyszenia „Prawnicy dla Polski” ma bardzo prosty test na sprawdzenie intencji ministra Bodnara i jego współpracowników. – Niech pokażą, ile w ostatnich dwóch latach było składanych przez strony postępowania wniosków o wyłączenie sędziego z tego powodu, bo to oni przede wszystkim mają prawo zgłaszać wątpliwości co do bezstronności sędziego. I wiem, że to są incydenty. Dla stron postępowania problem nie istnieje, choć ministerstwo próbuje wmawiać, że jest inaczej – podkreśla sędzia Borszowska-Moszowska. – Dlatego uważam, że awantura jest sztucznie wykreowana tylko na potrzeby osobistych animozji działaczy niektórych stowarzyszeń.
Jak wspomnieliśmy, zdecydowana większość sędziów orzekających w warszawskim „wydziale frankowym” brała po 2018 roku udział w procedurach przed KRS. Niewątpliwie więc znajdą się w gronie, którego dotkną represje szykowane przez koalicję 13 grudnia. Wśród nich są bowiem osoby kwalifikujące się do wszystkich grup powstałych w wyniku segregacji niedawno dokonanej przez ministra sprawiedliwości. Zarówno absolwenci Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, jak i biorący udział – zgodnie z tezą Bodnara – „we wspólnym przedsięwzięciu tzw. common design, czy ci, którzy mają stracić awans, ale unikną postępowań dyscyplinarnych, jeśli okażą „czynny żal”. Co ciekawe, Bodnar najpierw sformułował to określenie, a teraz protestuje przeciwko jego używaniu, bo rzekomo inne miał intencje. Na podwórku dzieciaki mawiają: „odwracanie kota ogonem”. Poza tym są byli adwokaci, radcowie prawni, notariusze. Oni również mieliby wrócić, skąd przyszli.
– Realizacja takiego planu to doszczętne rozwalenie „wydziału frankowego”. Nawet jeśli formalnie by nadal istniał, to zostanie skutecznie sparaliżowany. Załatwialność spraw drastycznie spadnie, a na wyroki trzeba będzie znacznie dłużej czekać
– podkreślają rozmówcy „GP”.
Jak resort sprawiedliwości chce przeciwdziałać, bo z identycznymi problemami borykać się przecież będzie wiele wydziałów w całym kraju? Bodnar zasugerował, że w miejsce odwołanych sędziów przyjdą inni.
– To dowód absolutnej nieznajomości tematu. W sprawach o zabójstwo, rozwód czy oszustwo, procedury są bliźniacze, istnieje obszerne orzecznictwo i rzeczywiście można „podmienić” sędziego. Natomiast w sprawach frankowych to niemożliwe, bo są jedynymi orzecznikami w tej kategorii
– tłumaczy sędzia znający problematykę. Inny wspomina, że KSSiP organizowała cykliczne szkolenia, bo wiedzę w tym zakresie cały czas trzeba uzupełniać.
Dlatego z nieukrywaną irytacją reaguje na słowa ministra, że o wsparcie w uzupełnieniu braków kadrowych poproszeni zostaną sędziowie w stanie spoczynku, którzy mieliby na dwa lata powrócić do orzekania. – A co oni mogą pomóc w sprawach frankowiczów, skoro takiej kategorii spraw nie było, gdy szli na emeryturę, i nie mają o tym bladego pojęcia? – pyta.
Usłyszeliśmy anegdotę, która doskonale obrazuje specyfikę problemu. Jeszcze do niedawna do orzeczników w sprawie kredytów frankowych na poziomie sądów okręgowych potrafili zadzwonić sędziowie z wyższych instancji z… prośbą o poradę. Bo nikt lepiej od nich nie zna zawiłości tematu – dlatego zamiar pozbywania się takich specjalistów jedynie z powodu widzimisię ministra jest niczym innym jak świadomym działaniem na szkodę dziesiątek tysięcy Polaków.
Procedura związana z rozpoznawaniem sprawy frankowej przez sąd jest zawiła i czasochłonna. Nie będziemy jej analizować, bo to zadanie dla prawników, ale na kilka kwestii warto zwrócić uwagę. Są bowiem istotne, aby zrozumieć, jak fatalne skutki wywołają pomysły ministra Bodnara.
– Biorąc pod uwagę czas potrzebny na doręczenie pozwanemu bankowi odpisu pozwu, oczekiwanie na odpowiedź ze strony banku, podjęcie innych niezbędnych czynności – na przykład rozpoznanie wniosków o zabezpieczenie roszczenia czy zażaleń od takich postanowień, a pełnomocnicy banków skarżą niemal każde, zajmuje to czasami dwa lata
– tłumaczy ekspert.
Dlatego każdy frankowicz musi wykazać się wręcz anielską cierpliwością w oczekiwaniu na termin pierwszego posiedzenia. Najczęściej to około trzy lata, choć bywa dłużej. Przykład: pełnomocnik jednej z dziennikarek Strefy Wolnego Słowa złożył pozew w warszawskim sądzie w styczniu 2021 roku, a pierwszy termin został wyznaczony na styczeń 2025 roku. Czyli równe cztery lata! Obecnie w wydziale XXVIII najdalsze terminy rozpraw wyznaczane są na… 2027 rok!
– Zdarza się, że oczekiwanie na rozprawę przed sądem pierwszej instancji może potrwać pięć lat. Nawet gdy zapadnie wyrok, to postępowanie instancyjne trwa kilka miesięcy i postępowanie odwoławcze nawet dwa lata. Zatem powód może oczekiwać na sprawiedliwość w sprawie tzw. frankowej nawet siedem lat
– słyszymy.
Pod warunkiem, że po drodze nikt nie będzie rzucał kłód pod nogi. Koniecznie należy pamiętać, że sędziowie z XXVIII wydziału mają obecnie w swoich referatach powyżej tysiąca spraw (w poprzednich latach znacznie więcej). Każdą muszą przeanalizować, drobiazgowo zapoznać się z dokumentami, uważać na prawne sztuczki pełnomocników, a tych nie brakuje. Wyobraźmy więc sobie scenariusz, gdyby obsada wydziału została drastycznie zmniejszona, a sterta akt stale rosła…
– W przypadku uznania, że sędziowie, którzy odebrali nominację po 2018 roku, mają wrócić na poprzednio zajmowane stanowiska (do sądów niższego szczebla) albo zostać wykluczeni z zawodu (co dotyczy osób uprzednio wykonujących inne zawody prawnicze lub doktorów habilitowanych nauk prawnych), sprawy przez nich dotychczas prowadzone musiałyby zostać ponownie przelosowane na sędziów, których status nie jest kwestionowany, na skutek obligatoryjnych podziałów referatów
– tłumaczy „GP” dr Waldemar Ziętek, radca prawny, który podkreśla: – Jeśli wydział nie zostałby zasilony innymi sędziami i nie zmieniono by jego właściwości rzeczowej, to oznacza to faktyczny paraliż spraw frankowych.
Jego zdaniem nawet rozlosowanie spraw na wszystkich sędziów cywilnych Sądu Okręgowego w Warszawie, których status nie jest kwestionowany (załóżmy około 40 sędziów) niewiele by pomogło. – W referacie każdego z nich przybyłoby dodatkowo po około tysiąc spraw frankowych do kilkuset już prowadzonych, co również skutkowałoby ogromnym zastojem. Konstytucyjne prawo stron do rozpoznania spraw bez nieuzasadnionej zwłoki może stać się zatem jedynie blankietową deklaracją – stwierdził dr Ziętek.
Jak poważne istnieje ryzyko, że banki będą wykorzystywać zamieszanie w sądach, aby wpływać na przebieg postępowania albo nawet wznawiać sprawy, w których już zapadły wyroki? – Oczywiste jest, że pełnomocnik ma działać na korzyść strony. Skoro więc bank może w taki sposób wygrać sprawę, a dzięki temu może w bardzo prosty sposób, to dlaczego miałby nie wykorzystać sytuacji? Oczywiście że będą podnosić takie argumenty – tłumaczy Borszowska-Moszowska.
Zwraca uwagę również na inne zagrożenie. Frankowicze automatycznie – wraz ze złożeniem pozwu – wnioskują o zawieszenie spłat raty kredytu i z reguły uzyskują korzystne postanowienie. Mówiąc wprost – dopóki nie zapadnie wyrok, nie muszą przekazywać bankowi żadnych pieniędzy. – Ale jeżeli przyjmiemy, że sędzia, który wydał takie postanowienie, był niewłaściwie powołany, to wszelkie jego decyzje są objęte wadą. To by oznaczało, że ci ludzie będą musieli płacić raty kredytu – przestrzega sędzia Borszowska-Moszowska.
Co frankowicze sądzą o takiej perspektywie, którą będą zawdzięczać wyłącznie ministrowi Bodnarowi i jego ekipie? Pewnie nie nadawałoby się to do zacytowania…