Jackowi Kowalskiemu nie pomógł nawet argument, że w dziesiątkach utworów sławi historię Poznania i Wielkopolski, często z wielkim poczuciem humoru, jak choćby w utworze „Skrzetuski Wielkopolanin”.
Czym naraził się legendarny dla wielu artysta i zarazem profesor historii sztuki?
– Gazeta Wyborcza manipulowała moimi wypowiedziami. Na początku cytuje się moją wypowiedź, w której mówię o homoseksualizmie jako o dewiacji. Następnie mówię, że tą przypadłością byli dotknięci liczni ludzie, których podziwiam. I będziemy ich podziwiali, bo będą tacy się pojawiali – mówi Jacek Kowalski. - Ale później ta moja wypowiedź nie była już cytowana w całości, tylko cytowano wypowiedź jednego z tych aktywistów, który mówił, że ja inaczej homoseksualistach się nie wyrażam, jak dewianci. To jest po prostu kłamstwo.
Wybitny artysta w tytułach publikacji GW nazwany został przez to… homofobem.
- Termin ten jest proweniencji medycznej. Oznaczać ma, że ktoś ma kręćka, ma nie w porządku pod deklem. Jest chory „z nienawiści do”. Te etykietki są wprowadzane do języka celowo, od dawna, żeby odstraszały innych od podpisywania się pod takimi poglądami
– stwierdził w rozmowie z Piotrem Lisiewiczem.
Co ciekawe, wśród setek pieśni i piosenek cierpiącego na rzekomą „fobię” artysty, nie ma ani jednej o homoseksualizmie.
- Nie interesujesz się gender, gender zainteresuje się tobą, czy chcesz, czy nie
–ironizuje prof. Kowalski.
Jego zdaniem sytuacja na Uniwersytecie Poznańskim przypomina tę z końcówki PRL:
- To nie jest sytuacja terroru, jak w latach stalinowskich, ale z sytuacją z lat 70. czy 80. bardzo porównywalna. Był nacisk ze strony marksizmu-leninizmu, który wszyscy traktowali z przymrużeniem oka, ale nie można było się wypowiadać silnie przeciwko, bo wtedy człowiek był wyautowany co najmniej. Nie poszedł do więzienia, nie poszedł siedzieć, ale mógł nie dostać awansu, mógł nie dostać stopnia, bo wiadomo, awanturnik.
Cała mocna rozmowa poniżej: