Historia gali MMA, konfliktu na linii dziennikarz Krzysztof Stanowski i Marcin Najman, a wreszcie organizacji tej gali w Wieluniu (już ponoć odwołanej) to zaproszenie do dyskusji na temat tego, czy kwestie etyczne i wartościowanie dotyczące moralności, liczą się w publicznej sferze działania państwa i obywateli. Jeśli jednak promowanie się „Słowikiem”, szefem gangu pruszkowskiego, w oczach wielu „nie uchodzi”, to czemu przez lata przymykali oko na publiczną działalność innych grup o charakterze przestępczym? Esbeków, czy twórców stanu wojennego? - pisze Tomasz Łysiak w najnowszym felietonie dla czytelników portalu Niezalezna.pl.
Promocja Andrzejem Z., pseudonim „Słowik”, w trakcie której wyszedł na scenę w masce, a potem zasiadł na tronie, jako „boss”, wzburzyła wielu i na organizatorów walk MMA ściągnęła kłopoty w postaci Stanowskiego. Ten nie odpuścił, zaczął naciskać, by kto żyw wycofał się z popierania przedsięwzięcia, w którym za gwiazdę robi szef mafii, a gdy okazało się, że gala ma się odbyć w Wieluniu, pojechał, by bezpośrednio rozmawiać z burmistrzem, aby ten z imprezy się wycofał. Tylko przyklasnąć. Nie powinno być w przestrzeni publicznej miejsca dla zorganizowanej przestępczości…
Jednak, jeśli takie standardy przyjmiemy w kwestii „Słowika”, dlaczego przez całe dekady nikomu w Polsce nie przeszkadzało, że w owej przestrzeni funkcjonują, a nawet są przez niektóre środowiska gloryfikowani, bandyci z czasów komuny? Sędziowie i prokuratorzy stalinowscy? Ubecy, kaci, tajni współpracownicy, funkcjonariusze odpowiedzialni za bicie, wsadzanie do więzień, mordowanie ludzi. Dlaczego ludzi tego zbrodniczego systemu – poza postawieniem przed wymiarem sprawiedliwości (co w bardzo wielu wypadkach albo w ogóle się nie stało, albo zakończyło śmiesznie nieadekwatnymi wyrokami) – nie spotkała publiczna infamia? A stawiano ich za to w światłach reflektorów, robiono z nimi wywiady, obściskiwano się z nimi, uznawano za „ludzi honoru” czy „patriotów”.
Dopiero co oglądaliśmy nagrania, na których Michnik fraternizuje się z Jaruzelskim.
W rocznicę wprowadzenia stanu wojennego stacja TVN wypuściła cykl rozmów zaczynający się od wywiadu z Urbanem, który od dekad już powinien być wykluczony z medialnego obiegu w wolnej Polsce. Nie dlatego, że tak chce litera prawa (każdego można zaprosić na wywiad do studia telewizyjnego), ale dlatego, że na to nie powinno pozwalać podstawowe, ludzkie poczucie godności, herbertowska kwestia smaku. Teraz mamy więc burmistrza Wielunia twierdzącego, że jeśli coś jest zgodne z prawem, to znaczy, że można to robić. Otóż poza literą prawa istnieje jeszcze coś ważniejszego – litera elementarnej przyzwoitości. I tej warto by się było częściej trzymać…