„Minister nie odrobił lekcji z podstaw ekonomii i za to wszystko, co dziś tak ochoczo kupuje, będą płacić nie nasze dzieci, ale nasze wnuki” – lamentuje gen. Mieczysław Gocuł, za rządów PO i PSL szef sztabu generalnego. „Nie zgadzam się z tezą, że można się zadłużać, żebyśmy byli bezpieczni. Co to znaczy, że można się zadłużać? Ten pan, który to wypowiedział, on nie ryzykuje własnym majątkiem” – ogłasza gen. Mirosław Różański, za tych samych rządów Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych, mając na myśli Jarosława Kaczyńskiego. Wygrana opozycji, z którą związani są ci wojskowi, to zapowiadane wprost zerwanie umów na zakup uzbrojenia, zawartych przez rząd PiS. Miałoby to niewyobrażalne skutki dla bezpieczeństwa Polski, a także dla losów walczącej z Rosją Ukrainy - pisze w "Gazecie Polskiej" Piotr Lisiewicz.
„Nie ma wątpliwości, że Polska jest przygotowana na obronę swojej wolności”
Zdanie przeciwne o 180 stopni mają polscy generałowie, którzy odpowiadali za zapaść polskiej armii, a kariery zaczynali w czasach komunizmu. W wielu krajach mówi się o istnieniu lobby wojskowego, które dąży do intensywnych zbrojeń. W Polsce mamy natomiast sytuację nieznaną nigdzie na świecie, bo odwrotną. Istnieje grupa generałów… pacyfistów, którzy przeciwstawiają się zakupom uzbrojenia. I to w sytuacji, gdy trwa wojna tuż za polską granicą.
„Każdy, kto chce przygotować Polskę do obrony, tutaj na terytorium, czy to będzie Podlasie, Podkarpacie, Wielkopolska, czy nie daj Boże nawet tutaj – Zachód, to znaczy, że chce naszemu krajowi, naszej ojczyźnie zafundować Buczę, Irpień, Mariupol. Dzisiaj powinniśmy myśleć o tym, żeby odsuwać zagrożenie, a nie zastanawiać się, jak będziemy bronić, że tak powiem, kolejnych rubieży” – te słowa generała Mirosława Różańskiego wypowiedziane w czasie spotkania z wyborcami w Gorzowie wywołały skandal. Różański odpowiada bowiem za sprawy bezpieczeństwa w Polsce 2050, partii Szymona Hołowni. Generał zarzucił wówczas manipulację „Gazecie Lubuskiej”, która zacytowała jego słowa. W odpowiedzi redakcja wrzuciła nagranie jego wystąpienia do internetu i okazało się, że jej dziennikarze wiernie oddali sens jego wystąpienia.
Gen. Różański to wojskowy z dużym stażem. W 1982 roku, gdy czołgi jeździły po ulicach, wstąpił do PZPR. W 1989 roku był dowódcą kompanii w czasie manewrów z bratnią Armią Czerwoną „Przyjaźń 1989”. 9 czerwca 2015 roku prezydent Bronisław Komorowski powołał go na stanowisko Dowódcy Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, a potem awansował na generała broni.
Kolejne wypowiedzi Różańskiego podczas wspomnianego spotkania były nie mniej absurdalne. „Z niepokojem słucham wystąpień, gdy odpowiadający za nasze bezpieczeństwo lubują się w nawoływaniu młodych ludzi, żeby byli gotowi do najwyższych poświęceń” – mówi były komunistyczny wojskowy.
„Tak łatwo powiedzieć: żebyście byli gotowi do najwyższych poświęceń, poświęcenia zdrowia, a nawet życia”
Krytykował także zakup amerykańskich czołgów, proponując w zamian niemieckie: „To Leopardy są czołgami, które dla większości krajów NATO-wskich są czołgami podstawowymi. Decyzja z kupnem amerykańskich Abramsów, według mnie, miała charakter tylko zadowolenia pana prezesa. Dla nich wszystko co niemieckie jest złe, bo teraz wszystko co robimy, musimy mieć amerykańskie”. Równie krytycznie nastawiony był do zakupów w Korei Południowej: „Będziemy krajem, który ma zadatki do tego, żeby na defiladzie wyglądało to naprawdę elegancko. Będzie duży, mały i średni. Nie widzę najmniejszego uzasadnienia dla tych decyzji, które zostały podjęte, jeśli chodzi o zakupy czołgów”.
To nie pierwsze tego typu wypowiedzi Różańskiego. Wcześniej, w czasie konferencji zorganizowanej przez Bronisława Komorowskiego i Aleksandra Kwaśniewskiego, mówił on, że gdy opozycja przejmie władzę, musi podjąć „krok, który będzie wymagał pewnej odwagi”, czyli zerwać niektóre umowy międzynarodowe na zakup uzbrojenia.
Z kolei gen. Mieczysław Gocuł skrytykował plany rządu dotyczące zwiększenia liczebności polskiej armii. W wywiadzie dla portalu o2.pl stwierdził: „Tylko szaleniec może powiedzieć, że armia w czasie pokoju ma liczyć 300 tys. żołnierzy. Utrzymywanie w ramach pokoju 300 tys. żołnierzy? Życzyłbym sobie, aby na czas wojny było ich w takim razie 600 tys.”.
Wypada postawić pytanie, czy obecny czas, gdy za naszą wschodnią granicą trwa okrutna wojna, faktycznie można nazwać „czasem pokoju”? Podobnie jak Różański, postraszył on tym, że przez takie zakupy możemy wpaść w gospodarcze tarapaty: „Minister nie odrobił lekcji z podstaw ekonomii i za to wszystko, co dziś tak ochoczo kupuje, będą płacić nie nasze dzieci, ale nasze wnuki”.
Wypowiedź Gocuła polecił Tomasz Siemoniak, odpowiadający za sprawy obronności w PO, który napisał na Twitterze: „Generał Mieczysław Gocuł (szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w latach 2013–2017) bezlitośnie o psuciu polskiej armii pod rządami PiS… Warto przeczytać!”.
Przypomnijmy, że Gocuł w latach 1983–1987 był podchorążym Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych im. Stefana Czarnieckiego w Poznaniu. Po ukończeniu w roku 1987 Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Pancernych został wyznaczony na pierwsze stanowisko służbowe dowódcy plutonu czołgów w 9. Pułku Zmechanizowanym 12. Dywizji Zmechanizowanej.
Z kolei gen. Waldemar Skrzypczak krytykował polskie zbrojenia również w mediach zagranicznych. „Mamy ponad 8 mln starszych ludzi, którzy muszą czuć się bezpiecznie i którzy mogą zdecydować, kto wygra wybory, a rząd nie myśli o przyszłych pokoleniach i rachunku, jaki trzeba będzie zapłacić” – powiedział „The Financial Times”.
Przypomnijmy, że gen. Waldemar Skrzypczak 13 grudnia 1981 roku dowodził kolumną czołgów jadących na Gdańsk. Miały one „zabezpieczać” akcje pacyfikacyjne. W Gdańsku jego czołg znalazł się w tłumie protestujących ludzi. „Baliśmy się tak samo jak ci, którzy byli wokół nas z koktajlami Mołotowa. Może oni mieli więcej odwagi, bo rzucali w nas. My byliśmy tak spięci tym, co się może wydarzyć. Nie widzieliśmy tej granicy, która może spowodować użycie broni. Pewnie granicą byłoby to, gdyby weszli na czołgi i zaczęli nas wyciągać i mordować” – wspominał w TVN24.
Zakup Himarsów, mających ogromne znaczenie w czasie wojny na Ukrainie, skrytykował z kolei gen. Bogusław Pacek: „Druga strona jest fatalna. To jest coś, co nazywam wbiciem noża w plecy polskiemu przemysłowi zbrojeniowemu. Dzisiejszy dzień jest dniem radości dla wojska, ale rozpaczy dla przemysłu zbrojeniowego”. „Te zakupy trzeba będzie spłacać, a jaką mamy pewność, że sytuacja gospodarcza będzie dobra? Co, jeżeli będzie kryzys, a dochody państwa spadną? Będziemy decydować, czy wydajemy pieniądze na szkoły i szpitale, czy na zbrojenia?” – pytał.
Pacek w latach 1978–1979 odbył przeszkolenie w Szkole Oficerów Rezerwy w Centrum Szkolenia Wojskowej Służby Wewnętrznej w Mińsku Mazowieckim. W 1979 roku wstąpił do zawodowej służby wojskowej i przydzielony został do Oddziału WSW w Gdańsku. Służbę pełnił między innymi na stanowisku dowódcy plutonu, oficera dochodzeniowo-śledczego i dyżurnego Dyżurnej Służby Operacyjnej. W 1985 roku przeniesiono go do Wydziału WSW 7. Łużyckiej Dywizji Desantowej w Gdańsku i powołano na stanowisko oficera. W 1988 roku objął stanowisko zastępcy szefa Wydziału WSW 7. BOW. W 1990 roku, po rozformowaniu Wojskowej Służby Wewnętrznej i utworzeniu Żandarmerii Wojskowej, powołany został na stanowisko zastępcy komendanta Wydziału Żandarmerii Wojskowej w Gdańsku.
Warto podkreślić, że wspomniane wypowiedzi dawnych dowódców polskiego wojska popierają politycy opozycji odpowiedzialni w swoich ugrupowaniach za politykę obronną. W czasie wspomnianej konferencji Komorowskiego i Kwaśniewskiego Różański wypowiadał je w imieniu Polski 2050, a jego słowom o konieczności zerwania niektórych kontraktów wtórował Tomasz Siemoniak z PO. Od Janusza Zemke, postkomunisty z Lewicy, słyszeliśmy, że zakup 500 HIMARS-ów to nieszczęście, a Marek Biernacki z PSL, podobnie jak generałowie, straszył, że państwo może zbankrutować.