Szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej, Marcin Przydacz potwierdził doniesienia portalu Niezalezna.pl oraz Telewizji Republika dotyczące naruszenia polskiej przestrzeni powietrznej przez ponad dwadzieścia rosyjskich bezzałogowców. Jak poinformował, granicę przekroczyło nie 19 - jak podawały dotąd władze - a 21 dronów. Ta liczba może się jeszcze zmienić. Wojsko Polskie wciąż poszukuje część maszyn, które spadły lub zostały zestrzelone.
Skala ataku
Według słów premiera ze środowego wystąpienia w Sejmie już 9 września o 22:06 wojsko odnotowało rozpoczęcie zmasowanego ataku powietrznego Rosji na Ukrainę, z użyciem dronów i rakiet, wtedy dowództwo operacyjne zwiększyło gotowość i aktywowało systemy naziemne, samoloty wczesnego ostrzegania, współpracując z sojusznikami NATO. Pierwsze naruszenie przestrzeni powietrznej odnotowano około 23:30, ostatnie o 6:30. To pokazuje skalę operacji trwającej całą noc. Według Donalda Tuska, do środowego poranka zarejestrowano 19 naruszeń. Teraz ta liczba wzrosła do 21.
Duża skala działań polskich Sił Zbrojnych i pomoc sojuszników była tym bardziej uzasadniona, że zagrożenie było wielkie. Według naszych informatorów, w kierunku Polski zbliżało się blisko 50 obiektów, a część z nich m.in na terytorium Białorusi zmieniło kierunek lotu.
Mogło być więcej naruszeń
Zadzwoniliśmy do Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, aby oficjalnie potwierdziło te liczby. "Póki co nie możemy potwierdzić, ani zaprzeczyć" – usłyszeliśmy.
Tych naruszeń mogło być potencjalnie więcej. Obserwowaliśmy co się dzieje - strona ukraińska cały czas działała i zwalczała drony. Cały czas było zagrożenie, że liczba będzie większa
- stwierdził rzecznik DORSZ ppłk Jacek Goryszewski.