Na jednym z warszawskich osiedli doszło do napaści na tle seksualnym na dziecko. Około 30-letni mężczyzna – obcokrajowiec, według naszych rozmówców Gruzin lub Czeczen – zaatakował na klatce schodowej 7-letnią dziewczynkę. Po prześledzeniu monitoringu sprawcę ujęto. Jak dowiedziała się Niezalezna.pl, podejrzany mężczyzna najbliższe trzy miesiące spędzi w areszcie. Czym zajmował się zawodowo? – Jeździł rowerem, był dostawcą jedzenia w jednej z popularnych aplikacji.
Warszawa, centrum miasta. Wszyscy byli przekonani, że na placu zabaw na ogrodzonym, strzeżonym osiedlu jest bezpiecznie. Nie było. A zaczęło się od pokazywania dzieciom śmiesznych kotów na telefonie komórkowym.
Do ataku na 7-letnią dziewczynkę doszło w pierwszej połowie maja tego roku przy ulicy Stawki w Warszawie. Dziecko wyszło z placu zabaw przy ul. Inflanckiej za rękę z obcym mężczyzną. Według relacji naszych rozmówców do napaści na tle seksualnym miało dojść na klatce schodowej w jednym z okolicznych bloków.
W Komendzie Rejonowej Policji Warszawa I potwierdziliśmy, że doszło do ataku na dziecko.
Według relacji naszych rozmówców, sprawa została zgłoszona, weryfikowano nagrania z monitoringu w jednej z okolicznej restauracji. Dzięki sprawnemu działaniu policji udało się namierzyć podejrzanego.
Zatrzymano czterech mężczyzn, obcokrajowców, którzy wspólnie wynajmowali mieszkanie na Muranowie. Po przesłuchaniu, trzech z nich wypuszczono. Jeden został aresztowany.
W Prokuraturze Rejonowej Warszawa Północ w Warszawie dowiedzieliśmy się, że prowadzone jest postępowanie przeciwko mężczyźnie podejrzanemu o czyn z art. 197 par. 2 i 3 pkt 2 k.k. który mówi:
Według relacjonujących nam to wydarzenie osób wynika, że napastnik może być Gruzinem lub Czeczenem. Prokurator Aleksandra Skrzyniarz potwierdziła nam, że zatrzymany jest obcokrajowcem. Mężczyzna przed zatrzymaniem pracował również jako dostawca zamówień. Poruszał się rowerem.
Na wniosek prokuratora Sąd zastosował wobec ww. środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania na okres 3 miesięcy
– podała nam rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie, prokurator Aleksandra Skrzyniarz.
Z naszych informacji wynika, że zatrzymany mężczyzna obserwował różne dzieci na długo przed atakiem. Widziany był między blokami, przy placu zabaw przy ulicy Inflanckiej około 3 tygodnie wcześniej. Podchodził do dzieci, kucał przy nich i pokazywał im coś na telefonie.
– Zaniepokoiłyśmy się, zawołałyśmy dzieci i pytałyśmy, co od nich chciał
– relacjonowała nam tę sytuację jedna z mam, która wówczas przebywała na placu zabaw.
„Ciociu, nie martw się, pan pokazywał nam tylko filmiki ze śmiesznymi kotkami”
– odpowiedziała jedna z dziewczynek. Od tamtej pory kobiety zaczęły obserwować mężczyznę. Ten codziennie pojawiał się w tych okolicach.
Według dozorczyni, zatrzymany notorycznie siedział na ławkach i obserwował dzieci.
„Ale on tu mieszkał. Był kurierem, dostarczał jedzenie. Stwierdziłam, że być może czeka na zlecenie, dlatego tak tu przesiaduje”
– wraca do swoich wcześniejszych przemyśleń mama jednego dziecka.
– Chłopak w ogóle nie wyglądał na pedofila. Normalny młody człowiek, jeżdżący na rowerze z jedzeniem. Na początku sądziłam, że oni zrobili sobie przejazd na skróty, przez osiedle. Codziennie był widoczny, codziennie pokonywał tę samą trasę
– mówi nam kobieta. „On mnie obserwował, a ja jego, więc chyba wiedział, że mamy go na oku” – dodała.
Inna z naszych rozmówczyń przyznała, że robił wszystko na ich oczach (podchodził do dzieci, pokazywał filmiki i odjeżdżał na rowerze).
– Nie przyszło mi do głowy, że na moich oczach może on w jakiś sposób oswajać te dzieci
– powiedziała.
Kobiety skojarzyły, że mężczyzną, który parę tygodni temu pokazywał dzieciom „śmieszne koty” był ten sam, który został zatrzymany przez policję za napaść na dziewczynkę. Rozpoznały go na komisariacie.
Nasza rozmówczyni przyznała, że z tym mężczyzną było „coś nie tak”. Mężczyzna nie mówił po polsku - albo udawał, że nie umie. Pies jednej z mam (normalnie łagodny i przyjaźnie usposobiony) regularnie go obszczekiwał. Kobieta przepraszała go za zachowanie pupila, ale ten nic nie odpowiadał.
– Próbowałam mówić do niego po polsku, by nie bał się psa. A on tylko zawsze zasłaniał się rowerem. Mówiłam do niego też po angielsku, że nic mu nie grozi, bo pies wyłącznie dzieci pilnuje. On zachowywał się, jakby nie rozumiał – tłumaczyła nam mama z osiedla.
„My całe życie myślałyśmy, że to osiedle jest bezpieczne, bo jest ogrodzone, bo jest monitoring. A tu się okazuje, że na naszych oczach dochodzi takich wydarzeń, ktoś zaczepia dzieci”
– mówi nam pierwsza z kobiet.
„Miałam złudne poczucie bezpieczeństwa, że osiedle jest ogrodzone, dzieci się razem bawią. Tymczasem nie wolno ich spuszczać z oka” - powiedziała druga.
– Przeraziło mnie, że on to robił na naszych oczach (pokazywał dzieciom filmiki- red.). Podobno tamta dziewczynka na Stawkach, również w taki sposób była oswajana. A wiadomo, że dzieci do piesków i kotków idą. Po prostu trzeba uważać. Osiedle niby w centrum Warszawy, ale dawało takie poczucie bezpieczeństwa. Rodzice i dzieci się tu znają, a okazuje się, że nie
– dodaje.
W rozmowie z dziennikarzem niezalezna.pl kobiety przyznały, że czasami bywało tak, że dzieci wychodziły na plac zabaw same. Osiedle jest zamknięte, jest ochrona, były obserwowane przez swoich rodziców z okien. Teraz już same nie wychodzą. – Zaufanie do dzieci można mieć, ale ograniczone – mówi nam kolejna kobieta, której dziecko oglądało te "śmieszne koty" na telefonie zatrzymanego. Stwierdziła, że była wstrząśnięta, gdy dowiedziała się, że to właśnie ten zatrzymany mężczyzna podchodził do jej dziecka na osiedlu i pokazywał obrazki na telefonie.
Powiedziała, że rodzice zwracają teraz większą uwagę na to co dzieci robią, gdzie idą i z kim rozmawiają.
„Zasady się zmieniły, przynajmniej na razie. Nie sądzę, bym o tym zapomniała”
– dodała.
Kobieta zdradziła nam też, że odbyła ze swoimi dziećmi rozmowę o kontaktach z obcymi ludźmi.
Warto dzieciom mówić, że nie można mieć bezgranicznego zaufania do obcych, że nie ma na to zgody, żeby ktoś pokazywał im coś na telefonie. Nie należy tego bagatelizować. Jak widać niebezpieczeństwo czai się za rogiem
– zakończyła.