- Chciałbym przekazać młodemu pokoleniu niesfałszowaną historię. Trzeba mówić prawdę, nawet jeżeli ona jest bolesna. Trzeba mówić o tym, że nie wszyscy Polacy dążyli, ażeby Polska była wolnym państwem. Nie wszyscy działali. Niektórzy byli zupełnie bierni – i to w porządku, bo trzeba było przeżyć - ale niektórzy działali nie na korzyść Polski, lecz na korzyść obcych. Byli janczarami Moskwy, działali na jej rozkazy. I świadomość tego jest przykra, ale to jest część naszej historii - powiedział w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Tadeusz Musioł, ostatni żyjący członek rządu RP na uchodźstwie, podsekretarz stanu w rządzie prezydenta na uchodźstwie Kazimierza Sabbata w latach 1978–1979.
26 sierpnia w Białymstoku odbyły się uroczystości związane ze sprowadzeniem z Wielkiej Brytanii do Polski doczesnych szczątków generała Ludwika Kmicica-Skrzyńskiego. Żołnierz Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego, dowódca Brygady Kawalerii „Białystok”, przewodniczący Białostockiego Związku Harcerstwa Polskiego po latach emigracji, dzięki inicjatywie rodziny, wspartej przez Rząd RP, IPN i instytucje państwowe, spoczął w polskiej ziemi. Pan osobiście znał generała. Jak wyglądały lata jego życia na emigracji na Wyspach Brytyjskich?
Po zakończeniu drugiej wojny światowej generał Kmicic-Skrzyński podzielił losy wielu żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, w tym Armii Krajowej, którzy pozostali na Zachodzie. Powrót do ojczyzny wiązał się dla nich z represjami ze strony komunistycznego reżymu. Więc pan generał osiadł w Manchesterze, w północno-zachodniej części Anglii, i początki jego życia na obczyźnie były trudne. Wiem o tym z opowieści moich rodziców, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji. Imigracja żołnierska i niepodległościowa musiała zacząć życie w obcym kraju od zera, przeżyć. Sytuację pogarszał ten fakt, że Wielka Brytania była zrujnowana gospodarczo i zmęczona wojną. Propaganda ze strony Rosji sowieckiej, podchwycona przez komunistów i lewicę Wielkiej Brytanii, tylko pogorszała sytuację Polaków. To wszystko sprawiało, że wówczas, w większości przypadków, Anglicy nieprzechylnie patrzyli na Polaków. Mimo to trzeba było egzystować, szukać pracy.
Pan generał zatrudnił się w pobliskiej manchesterskiej fabryce jako sprzątacz. I proszę wyobrazić sobie scenę - pan generał pcha tę miotłę, maszyny po lewej, maszyny po prawej, przy których z kolei pracują zdemobilizowani polscy żołnierze. Pan generał mija taką maszynę, a tu młody człowiek podrywa się na baczność, wykonuje zwrot w kierunku pana generała z powitalnych okrzykiem „Czołem, panie generale!”. A Pan generał swoim charakterystycznym cichym uśmiechem odpowiada – „Czołem, żołnierzu!” i dalej pcha tę miotłę. I z drugiej strony następny człowiek się odzywa. Staje na baczność, robi zwrot w kierunku pana generała – „Czołem, panie generale!” – „Czołem, żołnierzu”. Tak powtarza się w całym szeregu maszyn. W końcu do menadżerów przedsiębiorstwa doszły wieści, że coś się dziwnego dzieje w hali. Idą sprawdzić i nie wiedzą, co z tym fantem zrobić. Pytają się jednego, drugiego, a ci, kalecząc język angielski, tłumaczą, że to jest nasz pan generał, legendarna postać, którego zatrudniliście, by sprzątać śmiecie. Ostatecznie Brytyjczycy ściągnęli wojskowego z posady zamiatacza śmieci i znaleźli mu inną pracę – adresowania paczek. „Gryzie piórko”, ale to już lepsze.
[polecma:https://niezalezna.pl/swiat/czekano-na-to-dlugie-lata-prezydenci-rp-na-uchodzstwie-wracaja-do-ojczyzny-foto/463342]
A jakim był człowiekiem?
Generał Kmicic-Skrzyński był osobą bardzo skromną, nie lubił się afiszować. Miał wąską grupę swoich przyjaciół, których się trzymał. Miałem zaszczyt poznać go na przełomie lat 60-70. Witałem go na spotkaniach, które organizowaliśmy dorocznie z okazji imienin Józefa Piłsudskiego. I były to te rzadkie wydarzenia, na które przychodził regularnie.
Tamten czas był dosyć krytycznym dla imigracji niepodległościowej. Imperium Sowieckie wydawało się potężne i nie widziano możliwości, że się kiedykolwiek rozpadnie.
Wiadomo, że z biegiem czasu wszystko się rozlatuje, ale rozbiory trwały 123 lata. Więc wydostanie się Polski spod jarzma sowieckiego wydawało się wówczas niemożliwe.
Zakładano, że stanie się to dopiero w bardzo odległej przyszłości. Sam nie myślałem, że kiedykolwiek za mojego życia Polska odzyska niepodległość. Marzyłem o tym, ale zakładałem, że tego doświadczą już tylko moi dzieci czy wnukowie. Że będą mieli to szczęście – zobaczyć niepodległą, suwerenną Polskę.
Równolegle z tym kryzysem wewnątrz wspólnoty emigracyjnej – Związek Sowiecki i reżym PRL - robiły wszystko, by zmieszać dobre imię Polski z błotem. I było trudno znaleźć dobre słowo o kraju w mediach na Zachodzie. Powielano kłamstwa, np. o zagładzie Żydów. Osoba, która nie orientowała się w prawdzie historycznej, myślała, że to Polska była winna tego ludobójstwa. O Niemczech się nie mówiło, lecz powtarzano kłamstwa o „polskich obozach zagłady”.
Jako młody student, z kolegami z harcerstwa w ramach Zrzeszenia Studentów i Absolwentów Polskich na Uchodźstwie postanowiliśmy więc, że musimy stanąć w obronie dobrego imienia Polski. Zaczęliśmy organizować akcje odkłamywania i podnosić polską rację stanu. Najpierw działaliśmy w ramach akademickich, na naszych uniwersytetach, a później wśród dziennikarzy i na forum politycznym, wśród lokalnych posłów Wielkiej Brytanii. Wówczas napotkaliśmy na pewne przykrości ze strony rodaków. Pamiętam, że kiedy zajęliśmy się sprawą Katynia, o której nikt nie chciał mówić, to do mnie podszedł znajomy i zapytał wprost:
„Po co pan to robi? Kogo pan stracił w Katyniu? Co za nonsens? Strata czasu”.
Z perspektywy czasu rozumiem, że to była tylko mała garstka sceptycznie nastawionych ludzi. I że ogólnie w społeczeństwie polskim w Wielkiej Brytanii czuć było wówczas kryzys i upadek nadziei, wielkie zmęczenie. Jednak było to rozczarowujące. W tej sytuacji na duchu podniósł mnie właśnie pan generał. On zapytał mnie przy naszym kolejnym spotkaniu - czy pamiętam, jak śpiewaliśmy „Legiony” na naszych uroczystościach ku czci marszałka? Śpiewaliśmy tylko pierwsze dwie zwrotki – „My, Pierwsza Brygada, strzelecka gromada, Na stos rzuciliśmy nasz życia los, Na stos, na stos!”. Ale poradził żebym spojrzał do śpiewnika i przeczytać kolejne zwrotki. Tam legioniści wypowiedzieli się, jak wyglądała rzeczywistość w 1914 r., kiedy Piłsudski wysłał do Królestwa słynny patrol - „siódemkę Beliny”, członkiem której był ówczesny ułan Kmicic-Skrzyński. A za tą „siódemką” skierował Pierwszą Kompanię Kadrową, mającą obalić słupy graniczne zaborców. I jaka była reakcja społeczeństwa polskiego? Większość była obojętna. To przeszło prawie bez echa. Niektórzy wręcz naśmiewali się z Legionów. Mówili, że są otumanieni, że idą „z motyką na słońce”.
Jednak zaledwie cztery lata później Polska zmartwychwstała. I 11 listopada 1918 r. odzyskała niepodległość. Jak powiedział sam marszałek – „trzeba było wtedy mieczem wyrąbać granice Rzeczypospolitej i stanąć w jej obronie i później cały naród stanął w jej obronie”. Wówczas już nikt nie wątpił. Każdy był gotów obronić ojczyznę. I pan generał zapytał – „jaki z tego płynie wniosek?” „Jak jest źle, to co trzeba robić? Trzeba dołożyć więcej wysiłku, żeby było lepiej”. Trzeba robić wszystko, co możemy,, dla dobra ojczyzny. Trzeba wierzyć w słuszność sprawy. Nie rozglądać się na innych, tylko robić swoje. I miał rację. Dwadzieścia lat po tej rozmowie Ryszard Kaczorowski, prezydent RP na uchodźstwie, 22 grudnia 1990 r. przekazuje insygnia władzy nowo wybranemu prezydentowi III RP Lechowi Wałęsie. W tym momencie kończy się działalność II RP i powstaje do życia III RP.
Pan jest ostatnim żyjącym członkiem rządu RP na uchodźstwie. Jak Pan wspomina ten dzień, moment, przekazania władzy do Warszawy?
Wtedy mi się przypomniały słowa i rada generała Kmicica- Skrzyńskiego. Że nie można zwątpić, trzeba pracować dla dobra. Bo obojętnie, czy będziemy świadkami tego wielkiego dnia, nasz wysiłek się opłaca. Właściwie za młodu może nie zrozumiałem tego do końca, ale pan generał był dla nas namacalnym kontaktem z naszą historią. I gdy myślę o nim i jego pokoleniu, oraz kolejnym pokoleniu, które wychowało się w dwudziestoleciu międzywojennym, w wolnej i niepodległej Polsce, to stwierdzam, że nigdy nie zatracili wiary, pracowali i poświęcili całe swoje życie Polce. A gdy wybił dzwon sprawy polskiej, to oni stanęli w obronie ojczyzny. Wielu z nich, tak jak Kmicic-Skrzyńśki, nie dożyli tego dnia, kiedy mogliby oglądać wolną Polskę. Ale nigdy nie zwątpili i nie stracili nadzieję. Stanęli do apelu z myślą tylko o służbie Ojczyźnie.
W listopadzie ub.r. byliśmy też świadkami sprowadzenia z Wielkiej Brytanii do Polski szczątków trzech prezydentów RP na uchodźstwie: Władysława Raczkiewicza, Augusta Zaleskiego i Stanisława Ostrowskiego. Zostały one ponownie pochowane w Warszawie, w Mauzoleum Prezydentów RP na Uchodźstwie. Jak Pan ocenia to wydarzenie?
Myślę, że ich marzenia i myśli zawsze były tylko o Polsce. O tej wolnej, niepodległej, suwerennej Ojczyźnie, której się poświęcali. I fakt, że ich szczątki mogły powrócić, jest wielkim zadośćuczynieniem dla nich, nawet po śmierci. Uhonorowanie ich jest dowodem na to, że warto było poświęcać życie dla sprawy polskiej. Przecież reżym PRL robił wszystko, by ich wymazać, ośmieszyć. A jednak prawda zwyciężyła. Powrócili do kraju, a rodacy i nich pamiętają.
Albowiem mimo tego, że Polska uzyskała niepodległość, to 50 lat zniewolenia komunistycznego jeszcze oddziaływało. Chodzi mi o przykład generała Jaruzelskiego i innych Polaków, którzy byli janczarami sowieckimi, i de facto wypowiedzieli wojnę własnemu narodowi. Wprowadzili w kraju stan wojenny, a jednak w niepodległej Polsce otrzymywali duże wynagrodzenia, potem emerytury. Jak to się stało, że tacy ludzie zostali z honorami pochowani na wojskowym cmentarzu na Powązkach? Uważam, że całkowite pozbycie się historycznych kłamstw jeszcze jest przed nami, skoro nadal w niektórych podręcznikach Jaruzelski jest nazywany „pierwszym prezydentem wolnej Polski”. To jest pomylenie pojęć. Więc w pewnym sensie to, co teraz się robi, jest nie tylko naprawieniem tej krzywdy, ale też daje przeciwwagę tym kłamstwom. To jest ważny symbol.
Co Pan, jako ostatni żyjący członek rządu na uchodźstwie, chciałby przekazać młodemu pokoleniu Polaków? Bo oprócz działalności politycznej od lat działa Pan czynnie w harcerstwie polskim.
Chciałbym przekazać młodemu pokoleniu niesfałszowaną historię. Trzeba mówić prawdę, nawet jeżeli ona jest bolesna. Trzeba mówić o tym, że nie wszyscy Polacy dążyli, ażeby Polska była wolnym państwem. Nie wszyscy działali. Niektórzy byli zupełnie bierni – i to w porządku, bo trzeba było przeżyć - ale niektórzy działali nie na korzyć Polski, lecz na korzyść obcych. Byli janczarami Moskwy, działali na jej rozkazy. I świadomość tego jest przykra, ale to jest część naszej historii. Trzeba to przyjąć i o tym mówić. Nie każdy jest bohaterem, nie każdy jest dobrym człowiekiem. Nie każdy się zdobędzie na to, żeby się poświęcić dla kraju, ale czym innym jest „nie pomagać”, a czym innym „przeciwdziałać” dobru. To ostatnie nie jest do przyjęcia. I nie możemy nad tym przechodzić do porządku dziennego. A ja odczuwam, że w pewnym sensie to się stało normą. Albo że nie wszyscy chcą o tym słyszeć. I jako rezultat mamy sfałszowaną historię i z honorami do grobu kładziemy zbrodniarzy. Inaczej nie można się wyrazić.
Z kolei swoim harcerzom zawsze mówiłem: najważniejsze to pokochać Polskę. A według naszego przyrzeczenia jest: „mam szczerą wolę całym życiem chętnie służyć Bogu, Ojczyźnie i nieść chętną pomóc bliźnim”. Jeżeli będą się tej zasady trzymali, to to jest najważniejsze w życiu. Pamiętam jeszcze moich harcerzy, którzy się urodzili w Wielkiej Brytanii, gdzie nie zawsze język polski był płynny. Łatwiej przychodził im angielski. I mówiłem, że język polski jest ważny, bo nas łączy, daje nam wgląd w naszą tradycję, obyczaje, historię. Ale jest tylko celem pośrednim. Dlatego, że najważniejszym jest, za czyją sprawę bije Wasze serce. Czy Wasze serce bije dla Polski?
W historii mamy wiele przykładów, nawet z epoki napoleońskiej, gdzie niektórzy nasi generałowie lepiej władali językiem niemieckim niż polskim, dlatego, że była taka szkoła. Ale nie o to chodziło. Bo tak jak dziś śpiewamy w hymnie narodowym, Mazurku Dąbrowskiego, chodziło tylko o Polskę. Więc co by nie było, zawsze pamiętać - za czyją sprawę bije Twoje serce.