Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

Obrabowała banki w ósmym miesiącu ciąży. Rodzinie mówiła, że pieniądze wygrała na loterii [FOTO+WIDEO]

Pod koniec października 2023 roku mieszkańcy Kurowa w woj. lubelskim przeżyli szok - na miejscowy bank dokonano napadu, a sprawczyni była na wolności. Władze wprowadziły środki ostrożności i zaleciły rodzicom osobiste odbieranie dzieci ze szkół. W obławę nad złodziejką zaangażowano kilkudziesięciu policjantów. Na lokalnych drogach zarządzono blokady. Przestępczyni była jednak nieuchwytna, a jej poszukiwania trwały ponad dwa tygodnie. Wpadła dopiero po kolejnym "skoku". To, kim okazała się przestępczyni, musiało być dla policjantów niemałym zaskoczeniem.

Jak co sobotę, portal Niezalezna.pl wraca do kolejnej głośnej sprawy kryminalnej, która zszokowała Polaków.

36-lat Anna A. mieszkała w niewielkiej wsi w powiecie puławskim. Z wykształcenia była kucharką, choć w zawodzie nigdy nie pracowała. W październiku 2023 roku w ogóle nie miała pracy, utrzymywała się ze świadczeń socjalnych. Kobieta mieszkała z mężem, z którym miała dwójkę dzieci.

Reklama

Trzecie miało niebawem przyjść na świat - Anna A., była w ósmym miesiącu ciąży. 

Rodzina miała problemy finansowe, a dom wymagał remontu. Kobieta szukała pożyczki, jednak żadna instytucja nie chciała jej udzielić. Trudna sytuacja materialna mocno ciążyła na psychice. W końcu pojawił się pomysł na rozwiązanie problemu. Stało się to po... obejrzeniu gangsterskiego filmu.

Ciężarna 36-latka postanowiła, że napadnie na bank.

Napad z zabawkowym pistoletem

Do rabunku przygotowywała się dwa tygodnie. Jako cel wybrała Bank Spółdzielczy w Kurowie. Padło na niego, bo kobieta znała placówkę: co jakiś czas opłacała w niej rachunki. 25 października przygotowała nóż, kominiarkę, foliową torbę i zabawkowy pistolet syna. W okolicach godziny 10 pojawiła się na miejscu.

W banku były cztery pracownice. Wszystkie sparaliżował strach, gdy zamaskowana postać weszła do środka i zaczęła krzyczeć: "dawać kasę!". W jednym ręku miała nóż, w drugim pistolet. Początkowo pracownice stawiały opór, jednak po szarpaninie uległy. Jedna z kobiet trzęsącymi się dłońmi zaczęła wydawać agresorce pieniądze. W stresie banknoty rozsypały się na podłogę. Terroryzowana pracownica zbierała je i wkładała do reklamówki do czasu, aż usłyszała, że tyle starczy. 

Napastniczka szybko opuściła bank, a pracownice natychmiast wezwały policję. Na miejsce skierowano radiowozy z Kurowa, Lublina i Puław.

Agresorki szukało kilkudziesięciu funkcjonariuszy, a na drogach zorganizowano blokady. W poszukiwaniach kobiety wykorzystywano nawet przewodników z psami tropiącymi. Po dwóch dniach do mediów trafił wizerunek kobiety, który uwieczniły kamery monitoringu. 36-letnia kucharka w ciąży pozostawała jednak nieuchwytna. 

Rozwiązanie na krótką metę

Z banku w Kurowie Anna A. ukradła blisko 30 tysięcy złotych. Nagły przypływ gotówki zszokował jej męża i dzieci. Zaczęli zadawać pytania. Ale kobieta miała przygotowaną wymówkę. Powiedziała bliskim, że... wygrała milion złotych w totolotka. Choć aż tak wiele do domu nie przyniosła, to zrabowane pieniądze były rozwiązaniem finansowych problemów. Okazało się jednak... że tylko chwilowym.

Remont domu trwał, a pieniądze się rozpływały. Po pokaźnej sumie nie było śladu już po zaledwie dwóch tygodniach. - Po pewnym czasie zaczęłam myśleć, że znów brakuje pieniędzy i przydałoby się je zdobyć. Tak powstała myśl o kolejnym napadzie. W końcu zdecydowałam, że to zrobię - opowiadała później kobieta. Tym razem jako cel obrała Bank Spółdzielczy w Puławach.

Drugi napad i koniec przestępczej kariery

Drugi napad miał miejsce 10 listopada. 36-latka do placówki weszła w godzinach szczytu, około godziny 15. W środku była tylko jedna pracownica.

Anna A. z twarzą ukrytą za szalem i nożem w ręce przyłożyła jej nóż do szyi. "Dawaj pieniądze" - krzyczała. Gdy zagroziła kasjerce drugi raz, ta wydała pieniądze. Napastniczka szybko schowała gotówkę do reklamówki i uciekła. Z kasy zniknęło ponad 26 tysięcy złotych.

Tak jak poprzednio, zdarzenie wywołało ogromne poruszenie. Media łączyły oba rabunki, a policja zintensyfikowała działania. Portale pisały o policyjnych kontrolach na terenie całego powiatu puławskiego. Szybko zawężony został krąg podejrzanych. Po kilkunastu godzinach od drugiego napadu policja zapukała do drzwi Anny A. 

W domu kobiety zabezpieczono walizkę z pieniędzmi, w której było niewiele ponad 21 tysięcy złotych. Resztę pieniędzy 36-latka zdążyła już wydać.

Znaleziono też fragmenty ubrań, w których kobieta dokonywała napadów - były spalone. Anna A. usłyszała zarzuty dokonania rozbojów z użyciem niebezpiecznego narzędzia, do czego się przyznała. Trafiła do aresztu. Tam też urodziła.

"Nie myślałam wtedy logicznie"

W pierwszej połowie 2024 roku ruszył proces - wówczas 37-letniej - kobiety. Groziło jej nawet 20 lat pozbawienia wolności. Choć nie chciała składać zeznań przed sądem, to na jednej rozpraw przytoczono słowa, które mówiła wcześniej śledczym.

"Wszystko ciążyło na mojej głowie – utrzymanie domu, płacenie rachunków. [...] Nie chciałam, żeby ktoś o mnie źle myślał. Chciałabym wrócić do dzieci, do domu. Żałuję tej decyzji i chciałabym to naprawić. Nie myślałam wtedy logicznie. Pogubiłam się w tym wszystkim"

– twierdziła .

Pierwszy wyrok dla Anny A. zapadł w sierpniu. Kobieta została skazana na cztery lata więzienia. Zobowiązano ją też do naprawienia szkody poprzez zapłatę ubezpieczycielowi banków nieco ponad 30 tys. zł. Dodatkowo zasądzono wpłatę 2 tys. zł nawiązki dla jednej z pokrzywdzonych pracowniczek banku. Od wyroku apelację złożyli zarówno prokurator, jak i obrońca 37-latki. Na rozprawie apelacyjnej głos Anna A. już zabrała głos.

"Bardzo przepraszam. Dziecko może tu ze mną być tylko do trzeciego roku życia. A ja nie wyobrażam sobie życia bez dziecka. Proszę o danie mi szansy na powrót do domu"

– mówiła przez połączenie wideo.

Sąd Apelacyjny w Lublinie decyzję w sprawie kobiety podjął 27 marca 2025 roku. Utrzymał poprzedni wyrok w mocy.


Więcej kryminalnych historii poniżej:

Reklama