- Hasła o wolności słowa, mediów, ten protest wizualny z czarnymi planszami pokazują, że to nie jest sprawa merytoryczna, a polityczna. Chodziło o to, żeby zrobić wielkie "wow", żeby zablokować tę ustawę. Jak? Wezwać ulicę albo zagranicę - skomentowała akcję "Media bez wyboru" poseł PiS Joanna Lichocka. W programie Tomasza Sakiewicza "Polityczna kawa" zaznaczyła, że protest obliczony jest na to, aby "znów oczernić Polskę i zaatakować polski rząd".
Przeciw wprowadzeniu nowej składki protestowały w mijającym tygodniu w ramach akcji "Media bez wyboru" liczne media prywatne. Telewizje informacyjne TVN24 i Polsat News zamiast programu nadawały specjalny komunikat. Na stronach tvn24.pl, onet.pl, gazeta.pl i interia.pl czytelnicy nie mogli przeczytać żadnych artykułów informacyjnych.
Do akcji przyłączyły się także stacje radiowe, m.in. RMF FM, ZET, TOK FM, Rock Radio - zamiast audycji stacje nadają komunikat specjalny. Media, które przyłączyły się do akcji, na swoich stronach internetowych opublikowały list otwarty do władz RP i liderów ugrupowań politycznych.
W sobotę głos w tej sprawie zabrał premier Mateusz Morawiecki, który zapewnił, że projekt ws. opodatkowania reklam "w żaden sposób nie ograniczy swobody wypowiedzi i nie uderzy w medialny pluralizm". Poinformował też, że zamierza zaprezentować w Brukseli "polską wizję regulacji dotyczących zarządzania przestrzenią cyfrową".
Treść ustawy dostępna jest na stronach rządowych, jako dokument, który podlega konsultacjom i dopiero wejdzie do opracowania przez rząd i uzgodnień międzyresortowych. Jest to dokument, który nie jest gotowym projektem rządowym, który rząd będzie przedstawiał parlamentowi
- wyjaśniała w programie Tomasza Sakiewicza "Polityczna kawa" poseł PiS, Joanna Lichocka. Jak wskazała, "rzadko się zdarza, aby dziennikarze na tym etapie dokumenty odnajdywali na stronach rządowych".
Ktoś był bardzo zainteresowany, żeby na tak wczesnym etapie próbować zablokować prace nad tą sprawą. Jest to bardzo charakterystyczne. Hasła o wolności słowa, mediów, ten protest wizualny z czarnymi planszami pokazują, że to nie jest sprawa merytoryczna, a polityczna. Chodziło o to, żeby zrobić wielkie "wow", żeby zablokować tę ustawę. Jak? Wezwać ulicę albo zagranicę
- mówiła.
Zdaniem Lichockiej, protest obliczony był na zagranicę.
Żeby uruchomić siły, które uniemożliwią prace nad tym projektem oraz żeby znów oczernić Polskę i zaatakować polski rząd
- dodała.