Wśród nieznanych dokumentów gen. Czesława Kiszczaka odnalezionych w Hoover Institution Library & Archives w Stanford w USA znalazł się list do Lecha Wałęsy z 31 maja 1993 r. Kiszczak sugeruje w nim wiedzę na temat agenturalnej przeszłości ówczesnego prezydenta. Dodaje, że będzie lojalny wobec niego i zaznacza, że „agentura winna być chroniona, niezależnie od przemian politycznych i ustrojowych zachodzących w Polsce” – podaje Polskie Radio.
Media dziś obiegła informacja, że w USA znajduje się małe archiwum Czesława Kiszczaka. W Hoover Institution Library & Archives w Stanford znajduje się kilkaset stron dokumentów komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, papiery i notatki osobiste, a nawet dokumentacja medyczna Kiszczaka. Na ślad dokumentów trafił zespół złożony z dziennikarzy „Rzeczpospolitej” i Polskiego Radia.
Sławomir Cenckiewicz ocenił dziś, że „mamy kolejne potwierdzenie, że Wałęsa był agentem SB” – informowaliśmy dziś.
"Cztery kartki drobnego maszynowego pisma z charakterystycznym podpisem generała Czesława Kiszczaka znajdowały się wśród zbieranych przez niego gazet, które przechowywane są dziś w Hoover Institution Library & Archives w Stanford w USA"
- podaje na stronie internetowej Polskiego Radia.
W ocenie dziennikarzy, którzy odkryli dokumenty - Tomasza Krzyżaka, Piotra Litki i Wiktora Świetlika - "być może nieprzypadkowo list do prezydenta Wałęsy znalazł się właśnie wśród tej części generalskiej kolekcji wycinków prasowych, które zajmują wiele grubych teczek. Generał uważnie śledził wszystko to, co pisało się na temat byłego lidera +Solidarności+ – w Polsce i na świecie". "Pomiędzy wycinkami znalazł się również list, datowany na 31 maja 1993 r. i własnoręcznie podpisany przez Kiszczaka. Adresowany do urzędującego wówczas prezydenta Lecha Wałęsy" - podano.
PR podaje, że "powodem jego napisania było "zdumienie", z jakim generał przyjął dwa wystąpienia prezydenckiego ministra Lecha Falandysza". Wyjaśniono, że w słynnej wówczas telewizyjnej audycji "Sto pytań do…" miał on twierdzić, że Kiszczak oczyścił akta komunistycznej bezpieki chroniąc postkomunistyczny establishment, a pozostawiając dokumenty dotyczące byłych opozycjonistów. Wcześniej w +Życiu Warszawy+ Falandysz wyrażał opinię, że teczki +to jest Wunderwaffe, którą Kiszczak zostawił w spadku Macierewiczowi wiedząc, że ten wykorzysta papierzyska dla zniszczenia swoich poprzedników+".
W artykule napisano, że z "Kiszczak Papers" nabytych przez amerykańskie archiwum, a także z niedawno przejętych przez IPN części dokumentów z warszawskiej willi Kiszczaków" wynika, że "generał przechowywał w domu kompletną teczkę TW "Bolka", potwierdzającą współpracę przyszłego lidera +Solidarności+ z bezpieką w latach 70.".
"W liście Kiszczak w sposób zawoalowany sugeruje swoją wiedzę na temat agenturalnej przeszłości ówczesnego prezydenta. Jednocześnie wskazuje na "lojalność" wobec niego. Wyraża też przekonanie, że agentura winna być chroniona, niezależnie od przemian politycznych i ustrojowych zachodzących w Polsce"
- czytamy.
Podkreślono, że "list powstał w czasie, gdy od ponad roku wyszukiwano i niszczono dokumentację dotyczącą agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, a także na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi, które wygrała lewica".
"Nie zabieram głosu w sprawach operacyjnych – pisze Kiszczak do Wałęsy – w posiadanie których wszedłem pełniąc służbę w organach wywiadu i kontrwywiadu, mimo że moja wiedza w tej materii jest duża. Uczyniłem jednak wyjątek, z własnej woli i bezinteresownie, kiedy znieważono Osobę i Urząd Prezydenta RP, który symbolizuje Majestat Rzeczypospolitej. Z tą intencją, w obronie Pańskiego autorytetu chcę to czynić nadal, jeśli trwać będzie nagonka na Pana Prezydenta, współtwórcę "Okrągłego stołu" oraz procesu porozumienia i pojednania narodowego, który szczególnie w obecnej, trudnej sytuacji dla Polski winien być kontynuowany pod Pana przewodnictwem"
- zacytowano list.
W liście Kiszczak przyznaje się Wałęsie, że w podlegającym mu MSW niszczono materiały Departamentu IV, którego funkcjonariusze zajmowali się inwigilacją Kościoła oraz, że wspólnie z gen. Jaruzelskim niszczyli protokoły z posiedzeń Biura Politycznego KC PZPR. Według PR "Kiszczak do końca życia publicznie nie przyznawał się do tego, by stał za jakąkolwiek akcją niszczenia dokumentów peerelowskiej bezpieki".
Jednak - jak zacytowano - w liście do Wałęsy pisze: "po unormowaniu stosunków Państwo – Kościół i Polska – Watykan w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zlikwidowano Departament IV oraz praktycznie wszystkie materiały, które mogłyby w przyszłości być wykorzystane przez ludzi nieżyczliwych Kościołowi".
"Co prawda potem Kiszczak zastrzega, że niszczenie – czy +brakowanie+ dokumentacji, jak to określa - przebiegało zgodnie z obowiązującymi procedurami, jednak powyższe uzasadnienie "likwidacji materiałów" jednoznacznie wskazuje, że klucz był polityczny. Co więcej, były szef MSW nie ukrywa, że niepokoją go procesy, które w tym czasie zaczęły być wytaczane jemu i Wojciechowi Jaruzelskiemu"
- napisano.
Nie wiadomo czy list trafił do adresata.
"Jak ustaliło śledztwo Polskiego Radia i +Rzeczpospolitej+ nie zachowała się tzw. księga korespondencji przychodzącej do Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy z 1993 r. Została zniszczona. Dokumentu nie ma też w zasobach IPN ani w warszawskim Archiwum Prezydenta RP".
Lech Wałęsa nie odpowiedział na pytanie dziennikarzy PR i "Rz", czy otrzymał list od Czesława Kiszczaka z 31 maja 1993 roku.