Trzy miesiące prac społecznych w wymiarze 30 godzin miesięcznie - to kara, jaką Sąd Rejonowy dla m.st. w Warszawy wymierzył wicedyrektorowi Telewizyjnej Agencji Informacyjnej Samuelowi Pereirze za rzekome zniesławienie prokurator Ewy Wrzosek. Chodzi o wpis dziennikarza, który zamieścił na Twitterze pod koniec 2021 roku. Sprawa jest kuriozalna, ponieważ Pereira w żaden sposób nie odnosił się do swojej oskarżycielki.
Ewa Wrzosek to warszawska prokurator, która nie ukrywa politycznych sympatii. Po wpisie Samuela Pereiry z 2021 roku poczuła się urażona i złożyła wobec dziennikarza prywatny akt oskarżenia. W czwartek w sprawie zapadł wyrok.
- Sędzia Agnieszka Modzelewska uznała dziś, że rzekomo obraziłem Ewę Wrzosek poniższym wpisem o mafii, dilerach i terrorystach - mimo że nie napisałem o niej, a nawet o niej nie pomyślałem - poinformował na platformie X Pereira, dołączając zdjęcie rzekomego zniesławienia prokurator.
Pereira skomentował sprawę w rozmowie z portalem Niezalezna.pl. Przyznał, że gdy publikował wpis, czyli w grudniu 2021 r., nie pamiętał nawet o istnieniu Ewy Wrzosek, czym miała być "bardzo zaskoczona".
- Próbowała wmówić mi, a sądowi wmówiła skutecznie, że miałem na myśli coś, czego nie miałem. Nawet nie wiem, czy to jest "myślozbrodnia", bo nawet o niej nie pomyślałem – stwierdził.
Pereira odniósł się również do przebiegu procesu. - Pani sędzia, podobno związana z Iustitią zachowywała się bardzo dwuznacznie. W żaden sposób nie przeszkadzała i nie utrudniała wypowiedzi pani Wrzosek, mnie wciąż strofowała. Mówiła, że raz za głośno, raz za cicho mówię. Gdy o coś dopytywałem, pytała, czy ja mam problemy ze słuchem i tak dalej – wspominał.
Zaznaczył jednak, że to nie zachowanie sędzi jest tu najbardziej kontrowersyjne, a sam wyrok. - W ocenie sądu nie budzi wątpliwości, iż „oskarżony miał na myśli oskarżycielkę”. Dla mnie to już samo w sobie jest niepoważne. Jak sędzia może dyktować co było w mojej głowie, a co nie? W swoim wpisie ani nie wymieniłem nazwiska Ewy Wrzosek, ani nie napisałem nic, co by na nią wskazywało. Nie było też moją intencją, żeby na nią wskazywać, bo gdybym to chciał, to bym ją z nazwiska wymienił - ocenił.
- To jest próba wywołania efektu mrożącego, uciszenia niektórych osób, wskazania, że powinny najlepiej się zamknąć, usunąć swoje konta, nie uczestniczyć w debacie publicznej. A pozostali mają się bać, wiedząc, że płynięcie pod prąd się nie opłaca" – powiedział nam Pereira.
Dziennikarz zaznaczył, że z wyrokiem się nie zgadza i złoży apelację.