W piątek o 9.00 w Sądzie Najwyższym odbędzie się ponowne liczenie głosów z komisji, w których nieprawidłowości uznano za zasadne. Zdaniem wielu komentujących, tego dnia środowiska związane z obozem rządzącym może pójść krok dalej niż tylko wzywanie do unieważnienia wyniku wyborów. Sytuację zaognił w mediach społecznościowych premier Donald Tusk, który oznajmił, iż wie, że "trudno znaleźć legalne i skuteczne sposoby działania w tym ustrojowym bałaganie". Na 9.00 swój protest na placu Krasińskich, pod budynkiem SN, zapowiedziały także środowiska związane z Koalicją Obywatelską. Szykują się one również do uczestnictwa w czynnościach na terenie sądu. Na czele protestu stoi Mateusz Kijowski, były lider Komitetu Obrony Demokracji.
Prezes Telewizji Republika Tomasz Sakiewicz wezwał w czwartek na antenie stacji do obrony SN. Apeluje o stawiennictwo w piątek przed gmachem organu. Z przekazanych przez niego informacji wynika, iż może dojść do siłowej próby przejęcia budynku. - Ma to wyglądać tak, że bojówki zorganizowane przez Tuska i Giertycha mają zająć przy pomocy policji służb specjalnych Sąd Najwyższy, ukraść akta, czy próbować się znaleźć sędziów, którzy będą wydawali wyroki zgodnie z tym, czego sobie życzy ta szajka - mówił.
Kluby "GP" w obronie wyników wyborów
Swoją obecność przed budynkiem sądu zapowiedziały Kluby "Gazety Polskiej" oraz działacze związani m.in. z Ruchem Obrony Granic.
Pierwsi z manifestantów pojawili się na placu Krasińskich krótko po godzinie 7.00 w piątek.
- Przyjechaliśmy bronić niezależności i przede wszystkim chodzi o to, by nie odebrano nam wolnych wyborów. Karol Nawrocki wygrał i boimy się, żeby coś nie zadziało się w sądzie, co spowodowałoby unieważnienie
- powiedziała w rozmowie z portalem niezalezna.pl Anna Krzysztofek z Klubu "Gazety Polskiej" Kielce-Centrum.
Wraz z grupą kilkudziesięciu osób jako pierwsza pojawiła się pod SN, by - jak podkreślają sami manifestując - pilnować demokratycznego wyniku wyborów.
Policja interweniowała ws. manifestacji
Obecność patriotycznej manifestacji wzbudziła zainteresowanie policji, która, jak informuje nasza reporterka, próbuje usunąć uczestników zgromadzenia z zajętego przez nich miejsca.
Pojawiły się problemy m.in. z rozstawieniem sprzętu nagłaśniającego.
- Nasze zgromadzenie jest spontaniczne. My nie boimy się liczenia głosów. Pewnie z powodu samego liczenia byśmy tu nie przyszli, natomiast przyszliśmy, bo wieści z poważnych źródeł były takie, że istnieje realne niebezpieczeństwo, że zajęty zostanie siłą Sąd Najwyższy. My jesteśmy tu po to, by ten sąd chronić. Bo policja wchodziła już do prokuratury, do Krajowej Rady Sądownictwa. Nie wiemy, do czego zdolny jest Adam Bodnar, on może mieć swoją brygadę, która jest gotowa łamać prawo, wejść do sądu, wyprowadzić stamtąd [akta] pod pretekstem prowadzenia śledztwa
- powiedział nam jeden z organizatorów manifestacji, Adam Borowski z warszawskiego Klubu "GP".
Wyraził pewne obawy przed scenariuszem kreślonym przez Romana Giertycha, który doprowadziłby do paraliżu państwa. Z drugiej strony liczył na pokojowe zakończenie dzisiejszych procedur w SN.
- Jestem optymistą, podobno w środku jest policja sądowa i mam nadzieję, że przeliczenie nastąpi w spokoju, sąd ogłosi ważność wyborów i wszystko potoczy się drogą legalizmu
- ocenił Borowski.
Zadeklarował, że przedstawiciele Klubów zgłaszali się do możliwości uczestniczenia w procedurach na sali sądowych.
- Część z nas będzie tutaj, a tych których wpuszczą - jeśli wpuszczą, bo plan był taki że część ma się dostać do środka. Normalną procedurą zgłosiliśmy blisko 30 osób, by uczestniczyły przy liczeniu głosów. Zobaczymy, czy plan wpuszczenia publiczności zostanie zrealizowany. Sąd zawsze może ogłosić, że ze względów bezpieczeństwa nie wpuści nikogo
- dodał.