Sprawa z oskarżenia prywatnego Krzysztofa Brejzy dotyczy słów prezesa PiS podczas posiedzenia nielegalnie działającej komisji ds. Pegasusa z marca ubiegłego roku. Lider PiS wówczas powiedział o Brejzie: „Znaczący polityk formacji opozycyjnej dopuszcza się bardzo poważnych, a przy tym odrażających przestępstw”. W związku z oskarżeniem prywatnym Brejzy, Sejm w marcu uchylił Jarosławowi Kaczyńskiemu immunitet.
Kaczyński przed wejściem do sądu powiedział dziennikarzom, że nie widzi żadnego powodu do pojednania z Brejzą „z tego względu, że pojednanie jest możliwe wtedy, jeżeli ktoś coś złego zrobił”.
- Ja, zgodnie ze złożonym przyrzeczeniem, odpowiadałem na pytania i nie ukrywałem niczego, bo przyrzeczenie obejmuje także zobowiązanie do tego, żeby niczego, co jest wiadome, nie ukrywać
- zaznaczył.
Kaczyński pytany, czego oczekuje w tej sprawie, odpowiedział, że jej umorzenia. Jak ocenił, Brejza jest człowiekiem „skrajnie złej woli”.
Natomiast Brejza pytany, czy cieszy się, że Kaczyński pojawił się na rozprawie odpowiedział, że prezesa PiS obowiązują takie same przepisy jak każdego innego obywatela i tym samym - taka sama odpowiedzialność za słowo.
- Niezwykłe w tej historii jest to, że pierwszy raz w historii państwa cywilizacji zachodniej służby specjalne użyły cyberbroni wobec sztabu opozycji w preparowanej operacji, podsyłając między innymi zafałszowane analizy wyborcze. Niesamowite jest to, że w tej sprawie doszło do zniszczenia dowodów, zastraszania świadków, złamania płyty - podkreślił Brejza.
Rozprawie w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia przewodzi sędzia Tomasz Trębicki.