Nawet jeśli zrealizują się zapowiedzi Izabeli Leszczyny dotyczące dotacji budżetowych dla systemu ochrony zdrowia w tym roku, to i tak braki wyniosą ok. 7 mld zł – mówi nam Wojciech Wiśniewski, ekspert Federacji Przedsiębiorców Polskich. Tłumaczy, że w ten rok weszliśmy z rekordowym deficytem środków w systemie, a potrzeby rosną, zwłaszcza że konieczne jest zapewnienie pieniędzy na realizację ustawowych podwyżek wynagrodzeń, które weszły w życie 1 lipca.
Garbaty system
– Tegoroczny plan finansowy NFZ zakłada 6 mld zł zobowiązań za zeszły rok. Z tak wielkim obciążeniem należności za ubiegły rok mamy do czynienia pierwszy raz w historii. Jednocześnie według moich szacunków w tym roku potrzeba ok. 34 mld zł. Czyli w sumie 40 mld, którymi system powinien zostać zasilony. Zapowiedzi minister Leszczyny mówią w sumie o 33–34 mld, co oznacza, że w systemie zabraknie ok. 7 mld zł
– tłumaczy Wiśniewski.
To oznacza, że czeka nas zapaść, ponieważ w tym roku potrzeby systemu są dużo większe niż rok temu. Wynika to chociażby z podwyżek, które dla zawodów medycznych przewidziała ustawa.
– Tymczasem mamy sytuację, kiedy plan finansowy NFZ na ten rok wciąż nie jest zaakceptowany przez ministra finansów. Bez tej akceptacji można jedynie przesuwać środki, a nie aktualizować plan – mówi Wiśniewski. W efekcie placówki dostaną pieniądze zaległe za poprzedni rok, ale zabraknie środków na płatności za bieżący. Nie wiadomo także, czy zapowiedzi minister Leszczyny są uzgodnione z resortem finansów, więc nie jest pewne, czy zapowiadane dotacje z budżetu rzeczywiście będą. Już teraz NFZ nie wypłacił szpitalom pieniędzy za nadwykonania w I kwartale. Szpitalom znów zaczyna brakować pieniędzy na wynagrodzenia. Przykładem jest Szpital Miejski Specjalistyczny im. Narutowicza w Krakowie, gdzie zabrakło pieniędzy na wypłatę pełnych wynagrodzeń dla pracowników za czerwiec. – A teraz szpitale muszą znaleźć jeszcze środki na podwyżki – zauważa Wiśniewski.
Kredytowanie rządu
– Dowiedzieliśmy się w ostatni piątek, że aby zacząć płacić, NFZ musi przygotować kilkanaście aktów wykonawczych. Pieniądze pojawią się dopiero w sierpniu. Tymczasem podwyżki obowiązują od 1 lipca i pod koniec lipca musimy już te pieniądze płacić pracownikom. Skąd je wziąć? – pyta Mariusz Trojanowski, na co dzień kierujący szpitalem powiatowym w Aleksandrowie Kujawskim. I odpowiada, że kredytowanie NFZ odbędzie się kosztem środków, które szpital ma na leczenie i utrzymanie placówki.
– To nie jest wina NFZ, ale sytuacji, w której operacja związana z podwyżkami nie została zawczasu przygotowana. Dopiero 25 czerwca resort udostępnił dane, na których teraz pracuje NFZ. To, że podwyżki będą, było wiadomo od miesięcy. Tymczasem ostatni dokument, który resort finansów przygotował w sprawie planu finansowego NFZ na ten rok, pochodzi z sierpnia ubiegłego roku i mowa jest tam o tym, że konieczne są nowelizacja ustawy o wynagrodzeniach i reforma szpitali (to warunki akceptacji planu NFZ ze strony resortu finansów – przyp. red.) Ani jedno, ani drugie się nie udało
– ocenia Wiśniewski. Przewiduje, że w obecnej sytuacji wiele placówek sobie nie poradzi. W efekcie nad ochroną zdrowia krąży widmo strajków: protesty zapowiadają dyrektorzy szpitali, a za nimi pójdą związki zawodowe lekarzy, pielęgniarek, ratowników, jeśli nie dostaną obiecanych podwyżek.
Załamanie umowy społecznej
Za niedobór pieniędzy w systemie ochrony zdrowia i przesuwanie środków przeznaczonych na leczenie na inne cele zapłacą pacjenci.
– Brak pieniędzy powoduje ograniczenie dostępu do świadczeń, a więc szpitale będą zamykać oddziały, przesuwać zabiegi, przenosić oczekujących pacjentów w kolejkach na coraz bardziej odległe terminy – przewidują nasi rozmówcy.
Na naszych oczach załamuje się umowa społeczna, zgodnie z którą opieka zdrowotna jest zadaniem publicznym w Polsce i solidarnie na nią płacimy. Nikt nie dyskutuje na temat podobnej umowy dotyczącej ubezpieczeń społecznych. W przypadku zdrowia zaś zaczynamy mieć sytuację, w której to, w jaki sposób zostaniemy zabezpieczeni zdrowotnie, zależy od zawartości naszego portfela, miejsca, w którym mieszkamy, i kapitału społecznego, jakim dysponujemy – zauważa Wojciech Wiśniewski.
Dodaje, że przecież nikomu nie przyjdzie do głowy, by restrukturyzować więzienia lub oddawać je w dzierżawę, a ze szpitalami tak się dzieje.
– Przykładem szpital w Lublińcu wydzierżawiony do prowadzenia prywatnemu inwestorowi, który nie wiadomo, co z tym szpitalem zrobi, ponieważ nie uniesiono sytuacji ciągłego braku środków. Szpitale takie jak w Lesku, Ustrzykach Dolnych, Płońsku składają wnioski do sądu o restrukturyzację, czyli element postępowania upadłościowego, a są to przecież publiczne placówki, a nie firmy – mówi Wiśniewski. Podkreśla, że nie ma decyzji politycznych o prywatyzacji ochrony zdrowia:
– Prywatyzacja to taka polityczna pałka, której nikt nie podnosi, ale faktycznie mamy symptomy takiego procesu wbrew deklaracjom polityków
– ocenia.
Czytaj więcej w poniedziałkowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"!
W ten rok weszliśmy z rekordowym niedoborem środków w systemie ochrony zdrowia. Szpitale są oddawane w dzierżawę, prowadzą postępowania restrukturyzacyjne. To droga do prywatyzacji, wbrew deklaracjom politycznym – ocenia członek zarządu OZPSP
— GP Codziennie (@GPCodziennie) July 13, 2025
Czytaj na »https://t.co/1HYRtWjbz8 pic.twitter.com/5sPGRjnHxj