- Pomysł na list i potem sam list napisałem po rozmowie z posłem Porozumienia, Andrzejem Sośnierzem. Przyszło mi do głowy, że nie mogę zwracać się do każdego z tych posłów osobno. Po rozmowie z Andrzejem Sośnierzem, którego bardzo cenię za jego pracę, a który jest członkiem Porozumienia, uważałem, że mogę się do niego zwrócić z taką prośbą, by posłowie Porozumienia wykazali się odpowiedzialnością za państwo - wyjaśnił w rozmowie z Niezalezna.pl Adam Borowski.
Adam Borowski, opozycjonista w czasach PRL, a obecnie szef warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej" w rozmowie z Niezalezna.pl wyjaśnił, dlaczego legendy Solidarności zdecydowały się napisać list do posłów Porozumienia w sprawie wyborów prezydenckich.
Pomysł na list i potem sam list napisałem po rozmowie z posłem Porozumienia, Andrzejem Sośnierzem. Przyszło mi do głowy, że nie mogę zwracać się do każdego z tych posłów osobno. Po rozmowie z Andrzejem Sośnierzem, którego bardzo cenię za jego pracę, a który jest członkiem Porozumienia, uważałem, że mogę się do niego zwrócić z taką prośbą, by posłowie Porozumienia wykazali się odpowiedzialnością za państwo
- powiedział Adam Borowski.
Dodał, że potem pomyślał, że "powinniśmy się zwrócić do wszystkich posłów, nie tylko do pana Sośnierza, a trudno wydzwonić wszystkich po kolei".
Nie mogę tego robić ja sam, tylko muszę zorganizować środowisko, które znam, tzn. ludzi, którzy o Polskę walczyli
- mówił.
Adam Borowski ocenił, że "ten rząd jest jedynym po 1989 roku, który realizuje naszą wizję Polski".
Polski sprawiedliwej, Polski solidarnej. Realizacja tej wizji Polski przez syna założyciela "Solidarności Walczącej" jest zagrożona i to środowisko, które o taką Polskę walczyło, musi wystąpić do posłów, by nie zaprzepaszczali dotychczasowego dorobku tych ponad czterech lat pracy. Ten dorobek kiedyś dotrze do każdej możliwej sfery życia
- dodał.
Zauważył, że "tu widać Polskę solidarną ze słabszymi, solidarną z tymi, którzy sobie nie radzą, a jednocześnie wspierającą rodzinę".
To wizja mojej Polski i dlatego zwróciłem się do kolegów z tego środowiska, by się podpisali pod takim listem i ten list powstał. Dziennikarze jedynie go przekazują do społeczeństwa i polityków
- wskazał.