Donald Tusk znowu pogroził palcem szefostwu PO. Może chce przemycić paru swoich ludzi na listy Platformy - powiedział dzisiaj w Polskim Radiu 24, europoseł PiS Ryszard Czarnecki, odnosząc się do doniesień medialnych, jakoby Donald Tusk miał przed wyborami do PE w 2019 r. tworzyć wspólną listę opozycji.
Portal gazeta.pl opublikował artykuł na temat możliwego planu powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki. Projekt "proeuropejska lista Tuska" zakłada, że kandydatami na europosłów byłyby bardzo znane nazwiska, takie jak Bronisław Komorowski, Jerzy Buzek i inni byli premierzy, np. Marek Belka, Leszek Miller, Hanna Suchocka, Kazimierz Marcinkiewicz, czy Ewa Kopacz, a Donald Tusk patronowałby ich startowi - informowaliśmy na łamach naszego portalu.
Czarnecki, pytany na antenie Polskiego Radia 24, jak ocenia inicjatywę Donalda Tuska by powstała wielka lista opozycji do europarlamentu, odpowiedział: "Nie wiem nic, żeby Donald Tusk oficjalnie taką propozycję przedstawił, o tym się mówi".
Myślę, że Donald Tusk w sensie takich PR-owskich sztuczek jest dość sprawny, czyli znowu sobie przypomniał, znowu pogroził palcem szefostwu Platformy Obywatelskiej. Może tak naprawdę Donald Tusk chce przemycić paru swoich ludzi na listy PO. Natomiast to pokazuje jedno - opozycja jest bardzo podzielona, Platforma jest bardzo podzielona
- ocenił europoseł PiS.
Jego zdaniem b. premier, obecny przewodniczący Rady Europejskiej "chce mieć jakąś konkurencyjną listę wobec Platformy". "Jednym słowem mamy do czynienia z taką totalną rozsypką totalnej opozycji" - podkreślił Czarnecki.
Europoseł PiS pytany, dlaczego Polska otrzyma mniej pieniędzy z budżetu Unii, zwrócił uwagę, że
Wszyscy dostaną mniej, gdy chodzi o nasz region. (...) Powiem więcej, kraje, które pokornie i grzecznie słuchały Brukseli i przyjmowały imigrantów, dostaną po kieszeni procentowo bardziej niż Polska. (...) Malta przyjęła całą kwotę imigracyjną ustaloną trzy lata temu na szczycie Unii we wrześniu 2015 r. w Brukseli, jako jedyny kraj przyjęła tych imigrantów więcej, dostanie procentowo bardziej po kieszeni niż Polska. Kraje bałtyckie podobnie, Czechy, które nie miały żadnych kłopotów z tzw. praworządnością również, w związku z tym cały region jest poszkodowany, Polska mniej, niż szereg innych państw
- podkreślił Czarnecki.
Wyjaśniając dlaczego jest mniej pieniędzy wskazał, że jest Brexit i "w unijnej skarbonce" brakuje blisko 100 mld euro, ponieważ Wielka Brytania co roku płaciła ok. 40 mld euro do kasy w Brukseli.
Po drugie, dlatego że nastąpił wzrost zamożności w części krajów naszego regionu, to nie dotyczy Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, tych najnowszych członków Unii Europejskiej, (...) natomiast tu trzeba powiedzieć Polakom, bardzo wyraźnie, że Polska za dziewięć, dziesięć, może jedenaście lat, za około dekadę, będzie płatnikiem netto - będziemy więcej dawali do kasy w Brukseli, w formie składki członkowskie, niż stamtąd brali
- zwrócił uwagę Czarnecki.
Obiektywne kryteria są takie, że będziemy mieć tych pieniędzy mniej
- dodał.
W jego ocenie niedobrą tendencją, jest "kwestia przesunięcia środków z naszego regionu Europy do Europy Południowej".