Rok temu wprowadzono ustawę o obronie ojczyzny, która pozwoliła na radykalne zwiększenie środków przeznaczonych na wzmocnienie polskiego potencjału militarnego. - Ta ustawa w zamierzeniu pozwala intensywnie przygotowywać się do zbudowania trzystutysięcznej armii, która będzie najlepszym środkiem odstraszającym wobec naszego barbarzyńskiego sąsiada i zagwarantuje nam nienaruszalność naszych granic - ocenił szef sejmowej Komisji Obrony Narodowej Michał Jach (PiS) w wywiadzie dla portalu Niezalezna.pl. Polityk wyraził przy okazji wątpliwość co do tego, czy ten wielki plan byłby kontynuowany, gdyby opozycja doszła do władzy. - Pewności oczywiście nie mam co do tego, co oni by zrobili, ale jestem przekonany, że nie udałoby im się znaleźć na to środków - ocenił.
Prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz minister obrony narodowej, wicepremier Mariusz Błaszczak podczas specjalnej konferencji prasowej podsumowali, co zmieniło się rok po wprowadzeniu ustawy o obronie ojczyzny. Jaka jest pana zdaniem największa zmiana w Polsce, jeżeli chodzi o podejście do kwestii obronności?
Przede wszystkim - na szczęście - dramatyczne zmalała liczba osób kwestionujących potrzebę wydatków na obronę narodową, ale to wynika raczej z wojny za naszą granicą niż z ustawy o obronie ojczyzny. Tak się przypadkowo zbiegło, ale warto wziąć pod uwagę zdolności predykcyjne prezesa Kaczyńskiego, który nadzorował pracę nad wprowadzeniem ustawy długo przed rozpoczęciem wojny.
Ustawa spowodowała przede wszystkim radykalnie zwiększenie finansowania sił zbrojnych. Po drugie uprościła wiele procedur funkcjonowania sił zbrojnych i sposób podejmowania decyzji przez kierownictwo Ministerstwa Obrony Narodowej, ale również innych podległych mu instytucji.
Czy są jeszcze jakieś inne aspekty?
Tak. Ta ustawa w zamierzeniu pozwala intensywnie przygotowywać się do zbudowania trzystutysięcznej armii, która będzie najlepszym środkiem odstraszającym wobec naszego barbarzyńskiego sąsiada i zagwarantuje nam nienaruszalność naszych granic. Nie będzie już tak, jak to jeszcze kilka lat temu było, że rząd, zdając sobie sprawę, że ta słaba 96-tysięczna armia nie jest w stanie obronić naszej granicy, to potencjalną linię obrony przygotowywał na Wiśle, czyli kolokwialnie mówiąc - mieszkańcy Warszawy mogli sobie szukać albo szukać znajomych po drugiej stronie Wisły, albo przygotować się do samoobrony.
Prezes Kaczyński podczas tego wystąpienia stwierdził, że Polska musi być eksporterem bezpieczeństwa. Jak pan to rozumie?
Wiadomo, że potrzebujemy ścisłej współpracy w kwestiach bezpieczeństwa i najlepiej nam jest współpracować z państwami sąsiadującymi z nami. I dysponując tak wielkim potencjałem militarnym, jaki planujemy mieć, będziemy mogli gwarantować bezpieczeństwo nie tylko sobie, ale także naszym sąsiadom takim jak m.in. Litwa, czy Słowacja, ale także takim krajom jak Rumunia. Dzięki tym zmianom będziemy mogli wspólnie tworzyć ten parasol bezpieczeństwa, oczywiście z głównym zaangażowaniem Polski, bo nasz potencjał ludnościowy, gospodarczy i przede wszystkim militarny będzie tutaj dominujący. To będzie gwarancją bezpieczeństwa dla tych mniejszych państw, nieposiadających potencjału na zatrzymanie tego ruskiego barbarzyństwa. Razem współpracując, możemy doprowadzić do powstania takiej siły, że nikt nie będzie czuł się zagrożony. Miejmy nadzieję, że do tych państw dołączy także wkrótce Ukraina.
Czy pana zdaniem, gdyby opozycja wróciła do władzy, to kontynuowałaby ten wielki plan modernizacji polskiego wojska, czy może by się z tego wycofali?
Nie wierzę, żeby ta grupa nieudaczników była w stanie to zrobić. Ich doradcy już teraz mówią, że trzeba się będzie przyjrzeć tym wszystkim kontraktom i pewnie z niektórych zrezygnować, że nie będzie do tego ludzi. Oni widzą tylko problemy i zagrożenia, które w tym są. Ten program wzmocnienia polskiej armii wymaga ogromnego zaangażowania i to nie tylko całego rządu, ale wielu dziedzin funkcjonowania naszego państwa – z gospodarką włącznie. Oni tylko widzą, że to są jakieś koszty, ale nie martwią się tym, co by się stało, gdybyśmy znaleźli się w zagrożeniu. Wystarczy spojrzeć na Ukrainę. Ona do obecnej sytuacji przygotowywała się przez kilka lat, bo gdyby tego nie zrobiła, to Ruscy by się po nich przejechali tak, jak w 2014 roku.
Pewności oczywiście nie mam co do tego, co oni by zrobili, ale jestem przekonany, że nie udałoby im się znaleźć na to środków. Ci ludzi nie są przyzwyczajeni do myślenia twórczego, do myślenia o ojczyźnie w taki sposób jak na przykład klubowicze „Gazety Polskiej” czy czytelnicy innych patriotycznych mediów. Oni patrzą na to zupełnie inaczej. Jestem przekonany, że wycofanie się z tego wielkiego planu wzmocnienia polskiej armii byłoby jedną z pierwszych decyzji, jaką podjęliby, gdyby doszli do władzy, bo chcieliby pokazać, że coś się zmienia, a najprościej jest zabrać siłom zbrojnym i pokazać, że jednak znaleźli środki na inne cele.
Przecież jak przez osiem lat rządziła Platforma Obywatelska i PSL, to oni nie wydali 12 miliardów złotych przeznaczonych na polskie wojsko. Dla mnie to oczywiście abstrakcyjna kwota, ale gdyby wydali te pieniądze właściwie, to mielibyśmy teraz dwa razy więcej samolotów F-16, niż mamy. Oni tych pieniędzy po prostu nie wydali. Oni nie potrafili przygotować odpowiedniego programu, te pieniądze wróciły do budżetu, zmniejszyły tylko zadłużenie Polski, co w żadnej mierze nie zmieniło jakichkolwiek wskaźników gospodarczych.