Zespół do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej zbadał rozmieszczenie i stan ofiar na miejscu tragedii. Ciała czterech z nich nosiły ślady działania wysokiej temperatury, czego nie można wyjaśnić pożarami naziemnymi. Znajdowały się one kilkanaście metrów od stref, w których doszło do pożarów.
Niedługo po katastrofie smoleńskiej okazało się, że sekcje zwłok przeprowadzone przez rosyjskich śledczych urągały jakimkolwiek standardom. Dziś już wiemy, że w co najmniej kilku wypadkach doszło do zamiany ciał ofiar. Kolejne nieprawidłowości wychodzą na jaw wraz z dalszymi przeprowadzanymi ekshumacjami, których dokonuje prokuratura.
Skandalu można by uniknąć, gdyby strona polska chciała wykonać własne badania. Polskie władze jednak tylko zachwycały się pracą rosyjskich patomorfologów i dodatkowo zabroniły rodzinom otwierania trumien z ciałami ich bliskich. Tymczasem stan szczątków ofiar mógł dużo powiedzieć o katastrofie.
Czytaj też: Nieoficjalnie: Ekshumacje ofiar Smoleńska ujawniły kolejną nieprawidłowość
Na wrakowisku znaleziono ciała czterech ofiar noszące ślady działania wysokiej temperatury, których nie można wyjaśnić pożarami naziemnymi.
Dwa ciała znalezione pod fragmentem centropłatu nosiły ślady oparzeń pierwszego i drugiego stopnia. Kolejne znalezione w innym sektorze miało rany ze zwęgleniem, a kolejna – oparzenia 2. i 3. stopnia na ok. 30 proc. powierzchni ciała. Trzy z opisanych ofiar podróżowały w części pasażerskiej samolotu, a jedna była członkiem załogi. Trwają analizy mające ustalić dokładną liczbę ciał ze śladami wysokiej temperatury, które znaleziono poza strefami pożarów na ziemi.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#oparzenia ofiar
#Katastrofa smoleńska
(jal)