Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polityka

Marta Kightley o próbie usunięcia prezesa NBP: Koszty reputacyjne i ratingowe Polska ponosiłaby latami

- Pamiętajmy, że w przypadku próby usunięcia prezesa NBP z urzędu, koszty reputacyjne i ratingowe Polska ponosiłaby latami. To trwale wypchnęłoby Polskę z grona stabilnych finansowo demokracji i zepchnęłoby do kręgu państw niepoważnych i niestabilnych – podkreśla w wywiadzie dla Niezalezna.pl pierwszy zastępca prezesa NBP Marta Kightley.



Przemysław Obłuski: Czy ze strony zarządu lub prezesa NBP doszło do jakichkolwiek uchybień polegających – jak czytamy w tekście opublikowanym w ubiegłą sobotę przez Bloomberga – na „wprowadzaniu rządu w błąd w kwestii zeszłorocznych wyników finansowych banku centralnego”?

Reklama

Marta Kightley, wiceprezes NBP – pierwszy zastępca prezesa NBP: Nie doszło. Była to standardowa, rutynowa wymiana informacji na temat prognozy wyniku finansowego w danym momencie. Z uwagi na bardzo dużą niepewność realizacji prognozowanego wyniku finansowego NBP, spowodowaną czynnikami niezależnymi od NBP - jak częstokroć wskazywany (w tym podczas konferencji NBP) poziom kursu złotego do walut obcych na koniec roku - taka prognoza w trakcie roku obarczona jest dużym ryzykiem braku realizacji.

MF miał tego świadomość decydując się na wpisanie konkretnej kwoty do projektu budżetu. Sam MF z resztą podkreślał tę niepewność w uzasadnieniu do projektu ustawy budżetowej. Należy zaznaczyć, że planowany czy też prognozowany przez NBP wynik finansowy nie jest wielkością obligującą NBP do jego zrealizowania. Jest to praktycznie niemożliwe z uwagi na wiele czynników, na które NBP nie ma bezpośredniego wpływu. 

Czy wobec tego ocena w zakresie prognozowanych zysków lub strat niezależnego banku centralnego leży w gestii polityków i czy może stanowić podstawę do skierowania wniosku o pociągnięcie do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu prezesa NBP?

Nie. To absurdalne. Realizowanie dodatniego celu nie jest celem NBP. Na wynik NBP wpływa natomiast wiele czynników jak kształtowanie się kursu złotego oraz koszty walki z inflacją. Dlatego NBP należy oceniać przez pryzmat realizacji celu i zadań ustawowych, jak np. skuteczności walki z inflacją, a nie prognozowanego, czy zrealizowanego wyniku finansowego.  

Czy działania prezesa Adama Glapińskiego przed oraz w trakcie jesiennej kampanii wyborczej nosiły znamiona „braku neutralności politycznej”?

Prezes Adam Glapiński w całkowitym przeciwieństwie do wielu poprzednich prezesów NBP nie przyszedł bezpośrednio z polityki do Banku. Okres jego krótkiego udziału w polityce przypada na czasy bardzo odległe. Jednocześnie należy podkreślić, że w okresie sprawowania funkcji Prezesa NBP przez prof. Adama Glapińskiego nie miały miejsca zdarzenia, które naruszałyby godność sprawowanego urzędu poprzez naruszenie przepisów Konstytucji RP, ustawy o NBP, norm etycznych czy sprzeniewierzeniu się przysiędze złożonej przed Sejmem RP, na co powołują się krytycy Prezesa. Nie można również kwestionować możliwości publicznego wypowiadania się Prezesa NBP w sprawach polityki pieniężnej i gospodarczej czy współpracy z rządem. Gdyż takie działania są inherentne dla jego funkcji. 

Jak Pani ocenia doniesienia zawarte w publikacji Bloomberga w kontekście wcześniejszych zapowiedzi ze strony obecnego premiera i realizacji jakiego celu politycznego zdaniem Pani mogą one służyć? 

Myślę, że każdy kto choć trochę śledzi ten temat, doskonale zdaje sobie sprawę, że to kolejna próba wyjścia przez krytyków z kłopotliwej sytuacji, w której sami się postawili, twierdząc długo, że źródłem wysokiej inflacji była polityka NBP. W czasie kampanii wyborczej na podstawie mało sprecyzowanych zarzutów zapowiadano „wyprowadzenie Profesora Glapińskiego z NBP”. Wyciagnięcie konsekwencji wobec Prezesa NBP i jego usunięcie ze stanowiska stało się w efekcie elementem kampanii wyborczej. 

Problem polega jednak na tym, że tych konsekwencji nie ma kompletnie za co wyciągać. Proszę zwrócić uwagę, że nie jest bynajmniej tak, że wobec Profesora Glapińskiego zostały sformułowane jakieś jedne, konkretne zastrzeżenia. Mieliśmy i mamy raczej „koncert kolejnych, zmienianych często zarzutów”. 
I te zarzuty po kolei są wysuwane w przestrzeni publicznej, do czasu, kiedy oczywista staje się ich bezpodstawność, żeby nie powiedzieć niedorzeczność.

W pierwszej kolejności uderzano w prowadzony przez NBP w czasie kryzysu covidowego skup aktywów. Tylko, że analogiczne, całkowicie zgodne z prawem programy, realizowało wiele banków centralnych, w tym EBC czy Fed. Następnie atakowano Profesora, za jakoby niewystarczającą walkę z inflacją. Chociaż NBP jako trzeci bank w Europie i jeden z pierwszych na świecie rozpoczął długi cykl zdecydowanych podwyżek stóp procentowych. Ale jak na złość, dzięki dobrej i trafnej polityce pieniężnej NBP, inflacja na przestrzeni ostatniego roku bardzo szybko i silnie spadła i jest obecnie bliska powrotu do celu inflacyjnego.

Trzeba było więc szukać kolejnych „przewinień”. Mieliśmy więc oskarżenia o upolitycznienie działań NBP, choć tutaj nawet nie próbowano wskazać na czym miałoby ono polegać. Teraz pojawił się temat zysku NBP i informacji przekazanej Ministerstwu Finansów. Chyba nietrudno się domyśleć, że oskarżenie to jest tak samo całkowicie błędne, jak wszystkie poprzednie. Ale ciągłe szkalowanie Prezesa NBP i osłabianie wiarygodności banku centralnego trwa w najlepsze. 

Czy polityczna ingerencja w niezależność NBP może pociągnąć za sobą wzrost inflacji, wzrost kosztów obsługi długu publicznego, ewentualnie innych kosztów?

Taka ingerencja jest działaniem skrajnie nieodpowiedzialnym. Zwłaszcza w obecnych warunkach, a więc groźby zbliżania się do Polski wojny za naszą wschodnią granicą, rosnących potrzeb pożyczkowych i konieczności sfinansowania bezprecedensowych zbrojeń, a także utrzymujących się ryzyk dla inflacji w średnim okresie. Utrudnia to walkę z inflacją, podważa wydatki na importowane zbrojenia oraz sfinansowanie potrzeb pożyczkowych. Dlatego dzisiaj potrzebujemy stabilności i odpowiedzialnej polityki, a nie dodatkowych czynników, które będą zwiększać niepewność.

Polska musi się prezentować jako wzorowy, praworządny kraj o solidnych instytucjach, stabilnie chronionych przez ustawy i Konstytucję.  Szczególnie groźne mogą być długookresowe i niestety trwałe konsekwencje ingerencji w niezależność NBP. Warto zadać sobie pytanie: jak będzie postrzegany kraj, który z jednej strony chce pozostać demokratyczny, należy do Unii Europejskiej, jest związany traktatami, a jednocześnie w którym podejmowane są politycznie umotywowane próby odwołania prezesa banku centralnego bez żadnych sensownych powodów? Takie próby naruszania niezależności nie tylko stałyby w sprzeczności z prawem, ale również poważnie i na bardzo długo nadszarpnęłoby reputację Polski i zaufanie inwestorów. Przy każdych kolejnych wyborach parlamentarnych w Polsce pojawi się pytanie o stabilność NBP. 

Tym bardziej, że jedyną kłamliwą i czysto polityczną przesłanką ingerencji w niezależność NBP jest to, że w kampanii wyborczej, w warunkach wysokiej inflacji wywołanej przecież pandemią i wojną, dla celów czysto propagandowych, oskarżono NBP o spowodowanie inflacji i złożone zostały pochopne obietnice mające przynieść doraźne korzyści polityczne. Jakiekolwiek uzasadnienie merytoryczne takiego ruchu nie istnieje, mimo usilnych poszukiwań autorów oskarżeń.

Dzisiaj inflacja jest niemalże w celu inflacyjnym NBP, na co istotny wpływ miała dobra polityka pieniężna NBP. Przypomnę, że polityka pieniężna NBP najpierw pomogła uratować gospodarkę przed zapaścią w Covidzie, a potem nie tylko przyczyniła się do silnego spadku inflacji, ale również zrobiła to bez wywoływania recesji i bezrobocia. 

Pamiętajmy, że w przypadku próby usunięcia Prezesa NBP z urzędu, koszty reputacyjne i ratingowe Polska ponosiłaby latami. To trwale wypchnęłoby Polskę z grona stabilnych finansowo demokracji i zepchnęłoby do kręgu państw niepoważnych i niestabilnych.

Warto też postawić sobie pytanie: a co będzie, jeżeli w przyszłości przyjdzie kolejna pandemia albo wprost wojna zawita do naszych granic, a władze NBP będą musiały podejmować decyzje np. o prowadzeniu luzowania ilościowego, mając świadomość, że w przyszłości będą oskarżane o rzekome łamanie prawa? Ten czynnik może na trwale wpisać w premię za ryzyko polskich aktywów i ich cenę, a tym samym długookresowo szkodzić polskiej gospodarce. Po prostu Polsce.



W minioną sobotę na łamach największej na świecie agencji prasowej specjalizującej się w tematyce związanej z rynkami finansowymi „Bloomberg”, pojawił się artykuł, w którym dwoje polskich autorów: Agnieszka Barteczko i Maciej Martewicz, powołując się na informacje z kręgów zbliżonych do polskiego rządu, ujawniło, że Donald Tusk chce podjąć próbę postawienia prezesa NBP Adama Glapińskiego przed Trybunałem Stanu. Według nich, miałoby dojść do zawieszenia prezesa banku centralnego w wykonywaniu obowiązków i w konsekwencji „do ustąpienia ze stanowiska”.

Wśród przyczyn możliwej decyzji Tuska autorzy wskazują na rzekome zarzuty pod adresem prezesa Glapińskiego, polegające na „wprowadzaniu rządu w błąd w kwestii zeszłorocznych wyników finansowych banku centralnego” oraz „brak neutralności politycznej” w trakcie kampanii wyborczej.

Źródło: niezalezna.pl
Reklama