Na granicy amerykańsko-meksykańskiej odnotowano w lipcu ponad 180 tysięcy aresztowań bądź wydaleń osób chcących przekroczyć ją w nielegalny sposób. W porównaniu z czerwcem, liczba tego typu incydentów wzrosła aż o 40 tysięcy. – Wody rzeki Rio Grande oddzielają od siebie dwa światy: dobrobyt od biedy, wolność od zniewolenia, bezpieczeństwo od systemu zdominowanego przez skorumpowanych watażków i wszelkiej maści przestępców. Ameryka, dokładnie tak jak w czasach europejskich pielgrzymów, jest symbolem nadziei dla migrantów nie tylko z Meksyku, ale także z krajów Ameryki Południowej i Środkowej. Problem zaczyna się wtedy, gdy rzesze nielegalnych imigrantów, bez jakiejkolwiek kontroli, próbują sforsować amerykańskie granice, przenikając do tego kraju z pogwałceniem prawa. Tworzy to dla USA realne wyzwania z dziedziny bezpieczeństwa – mówi w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Tomasz Winiarski, amerykanista.
Najnowsze statystyki przedstawił przed kilkoma dniami amerykański Urząd Celny i Ochrony Granic (US Customs and Border Protection, CBP).
Over 183,000 people were processed by border agents in July, a 33 percent increase from last month, U.S. Customs and Border Protection (CBP) announced. https://t.co/rl2chQs32Y
— The Hill (@thehill) August 19, 2023
Zachowujemy czujność i nadal dostosowujemy nasze plany operacyjne tak, aby zmaksymalizować wysiłki w zakresie egzekwowania prawa wobec osób, które nie korzystają z legalnych ścieżek imigracji lub procesów.
Pierwsze poważne wysyłki budowy czegoś w rodzaju muru granicznego, o którym tak wiele mówił w trakcie swojej kampanii prezydenckiej Donald Trump, podejmowała jeszcze administracja prezydenta George’a W. Busha. Dzisiaj bezpieczeństwa w tym rejonie strzegą nowoczesne technologie, kamery, systemy podczerwieni oraz zastępy oficerów straży granicznej USA. Wciąż jednak nie udało się uszczelnić południowej granicy Stanów Zjednoczonych, a temat ten niczym bumerang powraca przy okazji każdych kolejnych wyborów. Tak będzie z całą pewnością także w trakcie rozpoczynającej się w USA kampanii do wyborów prezydenckich w 2024 roku.
Wraz z nielegalną migracją, rośnie ryzyko przeniknięcia do Ameryki groźnych przestępców, handlarzy narkotyków, członków karteli itd. Administracja Bidena zdaje się być całkowicie bezradna w obliczu tego problemu. Nie dlatego, że nie wie co robić, bo tutaj administracja Trumpa udowodniła, że istnieją skuteczne mechanizmy, aby z tym kryzysem się uporać, ale dlatego, że po prostu w Białym Domu brakuje obecnie woli politycznej, aby powrócić do strategii z czasów Donalda Trumpa. Wówczas republikańskiemu prezydentowi udało się radykalnie zmniejszyć liczbę nielegalnych imigrantów próbujących przekraczać południową granicę USA.
Kiedy do władzy przychodzą bardziej stanowczy w tym zakresie republikanie, tacy jak Donald Trump, wśród potencjalnych nielegalnych migrantów spada też chęć, by próbować nielegalnie przenikać przez amerykańską granicę. Ci ludzie bardzo często bowiem zdają sobie sprawę, że pod rządami republikanów będzie to po prostu zadaniem znacznie trudniejszym, a często wręcz niemożliwym. W dodatku obarczonym znacznie poważniejszymi sankcjami. Republikanie inaczej jak demokraci bliżsi są tutaj polityce pod hasłem: "zero tolerancji".
Słowem – stanowcza polityka migracyjna, obliczona na ochronę własnych granic, a więc doktryna tożsama dla republikanów i samego Trumpa, w dużej mierze odstraszała nielegalnych imigrantów. Miękki w tej kwestii Biden ze swoją liberalną polityką do nielegalnego przekraczania granicy po prostu ich zachęca.