"4 czerwca 1992 roku to był niebywały dramat dla wielu ludzi w Polsce. Wtedy opadły maski. Wtedy okazało się, że agentów bezpieki broni prezydent, ten sam, który był twarzą Solidarności, nadzieją narodu. I to właśnie on stanął po stronie agentury. (...) Wtedy też okazało się, że środowisko polskich liberałów sterowane przez Donalda Tuska - tych, którzy byli nadzieją wielu pracowników, dokonało historycznego wyboru. Postanowili razem z komunistami bronić agentury. Chcieli zdobyć władzę za wszelką cenę. Za cenę wolnej Polski" - mówił dziś w Sejmie podczas konferencji poświęconej dorobkowi rządu Jana Olszewskiego, Jan Parys - minister obrony narodowej w latach 1991-1992.
Dziś - 3 czerwca w Sali Kolumnowej Sejmu RP odbywa się publiczne spotkanie oraz konferencja poświęcona dorobkowi rządu Jana Olszewskiego - pierwszego demokratycznego rządu RP po 1945 r. wybranego w całkowicie wolnych wyborach.
4 czerwca mija 31. rocznica tzw. "nocnej zmiany", czyli spisku parlamentarno-prezydenckiego mającego na celu obalenie gabinetu Olszewskiego.
W trakcie spotkania w Sejmie głos zabrało wielu znamienitych polityków, takich jak Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, czy Jan Parys. Każdy z nich pełnił istotną rolę w polskiej polityce właśnie w czasach rządów obalonego przez agenturę.
"Ci którzy są na tej sali wiedzą, co się stało w Sejmie 4 czerwca 1992 roku. Wiedzą również dlaczego. Warto o tych wydarzeniach przypominać, mimo, że bardzo dobrze o nich pamiętamy. Jest duża grupa ludzi w Polsce, którzy uważają, że to był bardzo przełomowy moment w naszej historii i że z tego momentu wynikają pewne skutki. A skutki właśnie tamtych wydarzeń trwają do dziś..."
– mówił Parys.
Jak ocenił - "nocna zmiana" była dramatem dla polskiego państwa, które "pozostało w rękach agentury przez wiele lat".
"To był moment, gdzie zamiast iść prosto do celu, zaczęliśmy się cofać na drodze do budowy niepodległego kraju. Nie da się budować suwerennego państwa, kiedy w elicie państwowej jest rosyjska agentura" - wskazał.
Wymieniając wnioski, które wynikały z tamtych wydarzeniach, wypunktował:
1) "Kiedy nie wystarczają argumenty, to w kwestiach ważnych dla kraju trzeba iść na zwarcie. Nie można za wszelką cenę uniknąć konfliktu, bo nie można ustępować przed tymi, których polska racja stanu nie obchodzi.
2) Do polityki trzeba wybierać ludzi z charakterem, ludzi twardych, którzy o Polsce nie będą tylko ładnie mówić, ale i bronić jej interesów".
Nawiązując do punktu drugiego, wspomniał o swojej rozmowie z ojcu Józefie Marii Bocheńskim na temat tego, jaki powinien być dobry kandydat na biskupa. Jak relacjonował - Bocheński odparł, że "silny biskup musi mieć silny charakter". Tutaj Parys zastosował analogię, jeśli chodzi o polityków.
"Otóż, po wielu latach uczestnictwa w polityce, nabrałem przekonania, że aby być dobrym politykiem, trzeba mieć takie cechy jakich potrzebuje dobry biskup - dobry charakter i dekalog. I to wystarczy"
– stwierdził.
Nawiązując do 4 czerwca ocenił, że 'był to niebywały dramat dla wielu Polaków".
"Wtedy opadły maski. Wtedy okazało się, że agentów bezpieki broni prezydent, ten sam, który był twarzą Solidarności, nadzieją narodu. I to właśnie on stanął po stronie agentury. (...) Wtedy też okazało się, że środowisko polskich liberałów sterowane przez Donalda Tuska - tych, którzy byli nadzieją wielu pracowników, dokonało historycznego wyboru. Postanowili razem z komunistami bronić agentury. Chcieli zdobyć władzę za wszelką cenę. Za cenę wolnej Polski"
– mówił Parys, dodając, że to wtedy rozpadł się obóz Solidarności, co poskutkowało podziałem obecnym po dziś dzień.
"Mamy podział na tych, którzy są za suwerenną Polską i tych, którzy chcą bronić obce wpływy" - doprecyzował.
"Ten podział jest aktualny również dziś. Donald Tusk zwołuje demonstrację 4 czerwca. On nie lubi, jak mu się przypomina te wydarzenia z 1992 roku. Dziś on chce czcić wybory z 4 czerwca 1989 roku. Otóż trzeba przypominać, że wtedy - w 1989 roku żadnych wolnych i demokratycznych wyborów nie było. Były one wtedy ustawione. Komuniści na mocy postanowień z Magdalenki mieli zagwarantowany udział we władzy. Dla Tuska układy z komunistami z 1989 roku i dziś to żaden problem. On zrobi wszystko, aby wrócić do władzy. Nawet przy pomocy sił zagranicznych"
– przekonywał .
W nawiązaniu do wyborów właśnie z 1989 roku, wspomniał, że "wtedy mimo wszystko, udało się społeczeństwu w trakcie głosowania na ludzi do Senatu, odrzucić koncepcję współrządzenia z komunistami. A to przewidywały obrady okrągłego stołu".
"To właśnie tę wolę społeczeństwa, które odrzuciło komunę i komunizm trzeba zapamiętać. To jest lekcja dla Tuska i jego zwolenników" - dodał.
"Można powiedzieć, że rząd Olszewskiego był zafiksowany na potrzebie suwerenności. Kiedy premier stawiał w Sejmie pytanie, czyja jest Polska, czyja ma być Polska, to nie chodziło o to, która ekipa ma rządzić Polską... Dzień po tych wydarzeniach, jeden z dziennikarzy napisał jasno - rząd odchodzi, agenci zostają. I to jest właściwe podsumowanie"
– przyznał Jan Parys w Sejmie.
W jego ocenie - "dramat tamtych dni trwa do dzisiaj. Dziś po 31 latach od nocnej zmiany, gdy chcemy opisać bolszewickie wpływy w Polsce, słyszymy histerie, ze łamana jest demokracja, Konstytucja".
"Olszewskiemu chodziło tylko o to, żeby decyzje, które dotyczą Polski - zapadały w Warszawie. Suwerenność polega na tym, ze wolni Polacy decydują o sobie..."
– skwitował.