W składzie delegacji udającej się na Kreml „musiała być osoba, która zrobi z tego notatkę” – podkreśla w rozmowie z Niezalezna.pl były ambasador RP w Moskwie prof. Włodzimierz Marciniak. - Nikt z urzędników MSZ w tym celu z Warszawy nie przyjechał, co wydaje mi się bardzo dziwne – dodał dyplomata, komentując ujawnione w II odcinku serialu „Reset” kulisy działań (byłego funkcjonariusza SB) płk. Zbigniewa Rzońcy podczas wizyty Donalda Tuska w Moskwie.
W drugim odcinku serialu dokumentalnego „Reset” jego autorzy ujawnili szereg istotnych faktów i dokumentów dot. przełomowego spotkania Donalda Tuska z Władimirem Putinem na Kremlu w lutym 2008 r. a także niecodzienną w nim rolę szefa wydziału politycznego polskiej ambasady w Moskwie, byłego funkcjonariusza komunistycznej bezpieki Zbigniewa Rzońcy.
Wśród krytyki kierowanej pod adresem filmu Sławomira Cenckiewicza i Michała Rachonia, płynącej ze strony polityków opozycji oraz sprzyjających jej mediów, niespodziewanie (i to na łamach Onetu!) pojawił się analityczny tekst, w którym kompetentny w sprawach związanych z meandrami dyplomacji autor (być może niechcący?) potwierdza fakty ujawnione przez autorów „Resetu”.
Jak wskazał we wspomnianej analizie Witold Jurasz, który w latach 2005-2009 był pracownikiem Wydziału Politycznego Ambasady RP w Moskwie, Zbigniew Rzońca (który w czasie wizyty Tuska kierował tym wydziałem) był „bardzo wpływowym człowiekiem w ambasadzie”. Z tego właśnie powodu „był w stanie bez niczyjej zgody i akceptacji wykreślić Cezarego Grabarczyka [ówczesnego ministra infrastruktury-red.] ze składu delegacji udającej się wraz z premierem Tuskiem do Władimira Putina”.
Zamiast Grabarczyka na Kreml wraz z Tuskiem udał się Rzońca. – (…) udał się na spotkanie z Putinem nie dlatego, że odgrywał jakąkolwiek rolę w otoczeniu Donalda Tuska, ale dlatego, żeby wiedzieć, co Tusk powiedział w rozmowie z Putinem. (…) Mówiąc wprost - Zbigniew Rzońca uczestniczył w rozmowie z Władimirem Putinem nie dlatego, że był człowiekiem zaufania Donalda Tuska, ale dlatego, żeby go, jak mi osobiście mówili, „pilnować” – tłumaczył Jurasz.
Dla porządku należy dodać, że analiza Witolda Jurasza dość szybko zniknęła ze strony głównej Onetu i trafiła do opcji płatnej, co zdecydowanie zmniejszyło jej dostępność i zasięgi.
Były ambasador RP w Moskwie (w latach 2016-2020) prof. Włodzimierz Marciniak komentując te doniesienia w rozmowie z naszym portalem przyznał, że nie wie, czy Rzońca wykreślił Grabarczyka „bez żadnych konsultacji”, ponieważ jak dotąd „znamy tylko dosyć ogólne informacje na ten temat”. Jako adresata szczegółowych pytań w tej kwestii wskazał autora wspomnianego artykułu - Witolda Jurasza.
- W tej sprawie jest bardzo dużo komentarzy a trochę mało faktów. Tak, jak ja rekonstruuję sytuację, najpierw Radosław Sikorski będąc już marszałkiem Sejmu opowiedział o treści rozmowy [Tuska z Putinem-red.] a potem się z tego wycofał, zasłaniając się niepamięcią itd. To rodzi pytanie, w czasie której rozmowy ten temat [rozbioru Ukrainy-red.] był poruszany, czy w czasie rozmów plenarnych, w których minister Sikorski uczestniczył, czy też było jakieś inne spotkanie w cztery oczy. Wydaje mi się, że takie rzeczy trzeba by odtwarzać
- zaznaczył.
Nasz rozmówca wskazał też na istotny szczegół. Otóż w przypadku tego rodzaju wizyt w języku dyplomacji słowo „delegacja” występuje w dwóch różnych znaczeniach. - Delegacja, która przybyła do Moskwy i delegacja, która spotkała się z Putinem, to niekoniecznie musiały być te same delegacje. Z Putinem mogła się spotkać mniejsza liczba osób. Generalnie przyjmuje się w takich sytuacjach zasadę parytetu, tzn. mniej więcej tylu samo członków delegacji z jednej, co i z drugiej strony – wyjaśnił Marciniak.
- Dobrze byłoby wiedzieć, kto był na liście osób, które udały się na rozmowy plenarne z prezydentem Putinem. Chodzi o dokładną listę nazwisk, być może autorzy filmu mają taką wiedzę
- powiedział.
Tłumacząc ogólne zasady podkreślił, że w składzie takiej delegacji (w tym wypadku udającej się na Kreml) „musiała być osoba, która zrobi z tego notatkę”. - Czyli nie minister, tylko urzędnik niższego szczebla. Jak rozumiem – był to wówczas radca Rzońca i nie było tam nikogo innego, co wynika z ujawnionej korespondencji. Nikt z urzędników MSZ (w tym celu) z Warszawy nie przyjechał, co wydaje mi się bardzo dziwne. Taka osoba powinna towarzyszyć premierowi, chociażby po to, żeby sporządzać odpowiednią dokumentację – wyjaśnił, dodając, że obecność Zbigniewa Rzońcy mogła być zrozumiała „jeśli nie było nikogo innego, kto mógłby tę funkcję pełnić”.
Dopytywany czy obecność szefa wydziału politycznego ambasady na tego typu spotkaniu w roli osoby, która miała sporządzić notatkę należy do standardowych procedur, prof. Marciniak przyznał, że „w sensie żargonowym – tak”. - Wydaje mi się jednak, że w tym wypadku mamy do czynienia, że tak powiem, z niedoborem, niż z nadwyżką informacji, bo ta wizyta zmieniła istotnie polską politykę zagraniczną – dodał.
- W związku z tym z tej wizyty powinna powstać szczegółowa notatka, ażeby np. urzędnicy MSZ wiedzieli jaka jest aktualnie polityka państwa polskiego, skoro ona się zmieniła. Ktoś powinien to zapisać, żeby poinformować członków kierownictwa ministerstwa, dyrektorów departamentów, żeby oni to wiedzieli. Ona powinna być także przekazana prezydentowi, co wynika z konstytucji, ale jak wiadomo, rząd Tuska prowadził walkę z prezydentem i nie tylko z tego powodu, ale także w związku z tą wizytą wszczął dosyć poważny wewnętrzny konflikt polityczny
- podsumował Włodzimierz Marciniak.