W rozmowie z naszym portalem, doktor ekonomii i poseł PiS Zbigniew Kuźmiuk stwierdził, że aby protesty rolników skończyły się dla nich pozytywnie, należałoby zablokować ukraiński handel z Unią oraz uruchomić system pomocy publicznej. Jednak – zdaniem naszego rozmówcy – niestety tak się nie stanie, a polscy rolnicy będą cały czas oszukiwani.
Chciałbym z panem porozmawiać o ostatnich protestach polskich rolników. Wiadomo, że sprzeciwiają się oni tak zwanemu Zielonemu Ładowi”Unii Europejskiej oraz niekontrolowanemu przywozowi do Polski ukraińskich towarów. Ale za tymi oboma zjawiskami ktoś stoi: jacyś ludzie. Więc mam pytanie: przeciw komu – zdaniem Pana – rolnicy protestują?
Przede wszystkim rolnicy nie identyfikują takich wielkich rzeczy. Wspomniane przez pana hasła podpowiadają im politycy. Natomiast rolnicy głównie odnotowują fakt, że gwałtownie maleją ich dochody ze względu na spadek ceny surowców rolniczych. Bo dość powiedzieć, że w tamtym roku protesty były wtedy, kiedy cena pszenicy wynosiła 1100 złotych za tonę. I w tym momencie, gdy tylko Komisja Europejska zgodziła się na pomoc publiczną, rząd Prawa i Sprawiedliwości jeszcze uruchomił dopłaty– po 300 złotych do tony. Więc, sumarycznie, ktoś, kto sprzedawał pszenicę, otrzymywał 1400 złotych do tony. A ostatnio ceny pszenicy cały czas spadały i spadły do poziomu już poniżej 700 złotych. I to za pszenicę konsumpcyjną. A więc najwyższej jakości. I nikt nawet „nie piśnie” o tym, żeby uruchomić jakikolwiek system dopłat. I tak jest w zasadzie z każdym rodzajem surowca rolniczego. Wyjątkiem jest mleko. Jego cena jakoś się jeszcze trzyma. Ale to dzięki temu, że współwłaścicielami spółdzielni mleczarskich bardzo często są producenci mleka. I oni nie pozwalają robić sobie jakiejś gigantycznej szkody.
Ale w przypadku pozostałych produktów mamy do czynienia z wyraźną obniżką poziomu cen skupu. Przy jednoczesnym, gwałtownym wzroście kosztów wytwarzania. A więc cen nawozów, paliwa i środków ochrony roślin.
Co jest więc powodem spadku cen na polskim rynku? Głownie import z Ukrainy! Bezcłowy handel pomiędzy Unią i Ukrainą. Handel powodujący to, że duża część towarów, które wchodzą na rynek unijny, a więc i polski, nie wędruje już dalej. Ze względu więc na koszty transportu ukraińskie towary w swej większości zostają w tak zwanych państwach przyfrontowych. A w szczególności w tak dużym kraju, jak Polska, który ma kilka przejść granicznych, przez które te produkty mogą być przewożone. Ostatecznie, zostając głównie w Polsce. To podstawowy problem! Może rozwiązać go tylko Unia Europejska. Tyle że ona raczej nie chce tego i wykonuje gesty w stronę Ukrainy. Oczywiście, Ukrainie trzeba pomagać. To jasne! Natomiast owa pomoc nie może odbywać się kosztem różnych grup społecznych i ważnych części gospodarki Unii Europejskiej. Choć dla niemieckich czy francuskich rolników to nie jest problem. Bo do nich produkty ukraińskie najczęściej nie docierają. Ale oczywiście Ukraina sprzedaje na Zachód zboże. Jednak to dlatego, że francuscy czy hiszpańscy hodowcy zgłaszają zapotrzebowanie na nie. I zawsze tak było.
Jednocześnie Ukraina została wypchnięta z rynku afrykańskiego. Tam już zboże dostarcza Rosja. Więc Unia swoim bezcłowym handlem nie tylko niszczy produkcję rolną krajów członkowskich, ale jeszcze pomaga Rosji w tym, żeby ulokowała się na rynkach afrykańskim i krajów Bliskiego Wschodu, gdzie wcześniej Ukraina tradycyjnie sprzedawała swoje towary rolne po bardzo godziwych cenach, eksportując je przez Morze Czarne. W sytuacji, gdy Morze Czarne zostało zamknięte i świat nie robi nic, żeby je odblokować, to jedynym kierunkiem ukraińskiego eksportu stają się „kraje przyfrontowe”. I ukraińskie towary nie wędrują daleko, tylko są rozładowane zaraz za granicami. Bo koszt transportu jest tam najniższy.
W takim razie czy można powiedzieć, że za problemy rolników związane z ukraińskim eksportem i „Zielonym Ładem”, odpowiadają władze Unii Europejskiej?
Zdecydowanie tak! A jeżeli chodzi o „Zielony Ład”, to jego ojciec chrzestny Frans Timmermans, który już uciekł z europejskiej polityki. Narozrabiał i uciekł! I nikt nie chce ponieść za to odpowiedzialności. Natomiast główna rzecz dokuczająca rolnictwu, a wynikająca z „Zielonego Ładu” forsowanego przez Timmermansa, to ograniczenie stosowania środków ochrony roślin i nawozów sztucznych. Ich redukcja o 50 proc! Niezależnie od dotychczasowego zużycia! Co było powodem gigantycznych protestów. Również w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie z zasady używamy nawozów i środków ochrony roślin mniej niż w Europie Zachodniej. A tymczasem redukcja o pięćdziesiąt procent miała dotyczyć wszystkich. I Komisja Europejska w popłochu wycofała się z tego pod nieobecność Timmermansa.
Druga rzecz wynikająca z tak zwanej Strategii Środowiskowej, to odłogowanie: najpierw 10 proc. gruntów, a później 4 proc. Polskie rolnictwo udało się wybronić w ten sposób, że odłogowanie dotyczy większych gospodarstw powyżej dziesięciu hektarów. Tymczasem w Polsce siedemdziesiąt procent gospodarstw ma powierzchnię do dziesięciu hektarów. A Wojciechowskiemu to odłogowanie udało się zawiesić jeszcze na kolejne trzy lata. W tym także na ten rok. Oczywiście, ono może być w następnym roku odwieszone. Ale to zadanie dla kolejnych ministrów rolnictwa i następnego komisarza do spraw rolnictwa, żeby dążyli do zawieszenia odłogowania w sytuacji, kiedy unijne bezpieczeństwo żywnościowe byłoby ciągle zagrożone.
Wspomniał Pan komisarza Wojciechowskiego. Jaka jest jego odpowiedzialność za „Zielony Ład”?
On odpowiada za wspólną politykę rolną. I co mógł zrobić, to zrobił. Przede wszystkim Polsce od 2023 do 2027 roku (a więc na pięć lat) zostało przydzielonych 25 miliardów euro. A więc po pięć miliardów euro rocznie.
Również Wojciechowski doprowadził do tego, że od bieżącego roku rolnicy mają płacone za praktyki, które i tak do tej pory realizowali. Więc - między innymi - za zaorywanie obornika i za inne tradycyjne praktyki. I teraz mogą mieć za nie płacone. W postaci tak zwanych eko-schematów. A jeżeli gospodarstwa (w szczególności mniejsze) poprawiają dobrostan zwierząt, to także mają za to płacone.
Dzięki temu wszystkiemu doszło do wyrównania dopłat bezpośrednich do średniej unijnej, co obiecywaliśmy jeszcze przed 2015 rokiem. Obecnie zatem dopłata w Polsce wynosi średnio 259 euro, podczas gdy unijna średnia to 256 euro. Więc ze wspomnianego zobowiązania politycznego wywiązaliśmy się. Natomiast za handel i rozwiązania w zakresie handlu nie odpowiada Wojciechowski, tylko komisarz Dombrovskis. Łotysz, który powinien „czuć” problemy krajów frontowych, A jednak raczej ich nie „czuje”.
Natomiast, tak jak powiedziałem: jeżeli chodzi o „Zielony Ład”, to oczywiście odpowiada za niego pan komisarz Timmermans, którego już w tej chwili nie ma.
Jeżeli jednak Pan tak pozytywnie ocenia komisarza Wojciechowskiego, to dlaczego Jarosław Kaczyński wezwał go do dymisji?
Jarosław Kaczyński - jak rozumiem – przede wszystkim myśli o przyszłości. A więc o tym, że być może komisarz Wojciechowski będzie musiał firmować decyzje polskiego rządu, z którym nam „nie po drodze”. Bo my - sprzeciwiając się Unii Europejskiej - w tamtym roku wprowadziliśmy embargo na import dwóch zbóż i dwóch nasion. Mam na myśli pszenicę i kukurydzę oraz nasiona słonecznika i rzepaku. Mimo tego, że Komisja Europejska straszyła nas sankcjami. Tymczasem obecna ekipa - w sytuacji destabilizacji na rynku drobiu, cukru, jaj i kolejnych produktów (na przykład malin) - nie decyduje się na wprowadzenie zakazu. Choć wszystko w ich rękach! Oczywiście, embargo byłoby sprzeczne z prawem unijnym. Bo za wspólną politykę handlową odpowiada Unia. Ale my się temu sprzeciwiliśmy. A obecnie rządzący tego nie robią.
I rozumiem, że politycznie skutki obecnej sytuacji obciążają także Wojciechowskiego, choć za zaniechanie embarga odpowiada polski rząd. Ale jednak rolnicy pytają: co robi komisarz do spraw rolnictwa? Chociaż komisarz w tej sprawie nie ma nic do zrobienia! I w tym sensie Jarosław Kaczyński mówił o tym, że dobrze by było, żeby komisarz Wojciechowski przemyślał to i złożył rezygnację. Nie firmował rzeczy, na które nie ma czy nie będzie miał wpływu.
Mówił Pan o bardzo pozytywnych działaniach PiS za jego rządów. Rolnicy jednak nie oceniają tych działań tak dobrze. Przecież, gdy posłowie PiS pojawiają się na protestach, to rolnicy też mają do nich pretensje.
Bo ja wiem, czy naprawdę mają pretensje do posłów PiS-u? W każdym razie muszę panu powiedzieć tak: jeżeli chodzi o komisarza Wojciechowskiego, to nie znam komunikatu żadnej organizacji rolniczej w krajach Europy Zachodniej czy w Polsce, która domagałaby się odejścia Wojciechowskiego, uważając, że on przyczynił się do obecnego kryzysu. Jego odwołania domagają się głównie politycy Polskiego Stronnictwa Ludowego (PSL), którzy już od prawie trzech miesięcy odpowiadają za rolnictwo. A wcześniej, w kampanii wyborczej i tuż po przejęciu władzy, naobiecywali rolnikom między innymi to, że zablokują przedłużenie umowy o bezcłowym handlu Unia-Ukraina. Nic jednak w tej sprawie nie zrobili. I jeszcze raz powtórzę: wspomniana umowa będzie obowiązywała. Za chwilę zostanie przedłużona jeszcze o rok. A przedstawiciele Europejskiej Partii Ludowej (do której należy PSL), kiedy ta sprawa stawała na Komisji Handlu, dawali uzasadnienie konieczności tego przedłużenia, mówiąc, że wspomniana umowa nie szkodzi europejskim rolnikom. A przecież co się dzieje na polskich granicach?
Więc trzeba być odpowiedzialnym. A obecnie rządzący Polską próbują uciec od tej odpowiedzialności. I wszystko wskazuje na to, że umowa o handlu Unia-Ukraina zostanie przedłużona na bardzo niekorzystnych dla Polski warunkach. Przy biernej postawie zarówno polskiego ministra rolnictwa, jak i Donalda Tuska, który powiedział, że w Brukseli nie da się ograć!
Tymczasem my wprowadziliśmy embargo na wspomniane wyżej cztery zboża! Oprócz tego uruchomiliśmy wsparcie dla rolników, o którym już mówiłem. Sumarycznie: przez ostatnie dwa lata cała pomoc publiczna wynosiło 16 mld zł A więc 9 mld euro. W czym mieści się pomoc unijna. Oczywiście, finansowana z budżetów krajowych. A Polska dała rolnikom 16 mld zł. To są 3,5 mld euro. Więc ponad jedną trzecią pomocy publicznej stanowiła pomoc polskiego rządu.
Choć rolnicy wciąż byli niezadowoleni, bo przecież ceny nie były satysfakcjonujące. Ale rolnicy mieli jednak jakąś osłonę finansową. Teraz o takiej osłonie nikt nawet nie wspomina. Więc po porównaniu tego, co robiło Prawo i Sprawiedliwość, z działaniami obecnej ekipy, widać jasno, że to po prostu „niebo a ziemia”. I ten brak aktywności rządzących próbuje się osłonić argumentami politycznymi. Właśnie Wojciechowskim. W sytuacji, kiedy w sferze realnej nie robi się nic!
Bo właśnie finalizowana jest sprawa przedłużenia umowy w sprawie, w jakiej protestują polscy rolnicy. A polski rząd „uszy po sobie” i siedzi cicho: ani nie organizuje mniejszości blokującej, ani nie próbuje wprowadzić do tej umowy jakichś bezpieczników, które realnie by uchroniły polski rynek przed importem z Ukrainy. Nie naciska też na Komisję Europejską po to, aby razem z ONZ doprowadziła do tego, żeby Morze Czarne zostało odblokowane. Bo tu jest klucz do rozwiązania problemu!
Przecież ukraińscy oligarchowie (oczywiście nie rolnicy) wcale nie chcą sprzedawać w Polsce.
Oni jeszcze dwa lata temu wszystko spokojnie wozili przez Morze Czarne do Afryki. I sprzedawali tam wielkie partie surowców rolnych, uzyskując godziwe ceny. Dlatego właśnie nie byli zainteresowani jakąś „drobnicą” dawaną na rynek europejski. Ale skoro zamknięto Morze Czarne, więc nie mają innego wyjścia. Pchają, gdzie się da.
Tymczasem Komisja Europejska, zamiast myśleć o tych strategicznych rzeczach, poszła po najmniejszej linii oporu. Otworzyła swoje rynki, zdając sobie sprawę z faktu, że to uderzy w rolnictwo krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Bo przecież nie tylko w polskie, ale też w słowackie, węgierskie, rumuńskie czy bułgarskie. A rolnictwo niemieckie i francuskie nie traci. Bo tam tych produktów nie dowiezie się ze względu na wysokie koszty transportu. Więc, niestety, taka jest unijna polityka!
Być może więc, warto by uprzytamniać rolnikom to, co robi Unia i to, co dla nich zrobił PiS!
Wie pan, na wiecu bardzo trudno się rozmawia. W niedużej sali z trzydziestoma osobami można porozmawiać tak, jak my obydwaj spokojnie rozmawiamy: pan zadaje mi pytania, a ja staram się na nie odpowiedzieć. Natomiast na blokadzie w ten sposób nie porozmawia się. Ale jeszcze raz powtórzę: żadna z organizacji rolniczych nie domaga się odejścia Wojciechowskiego. Bo zdają sobie sprawę z tego, że w skrajnie trudnych warunkach skutków pandemii i później wojny osłaniał on rolnictwo, jak mógł. Natomiast inni, jak komisarz do spraw handlu czy pan Timmermans, nie przejmowali się efektami swoich koncepcji, tylko wprowadzali je. I niestety w dużej mierze skutki tego przychodzi ponosić także polskim rolnikom.
A jak – według Pana - skończą się obecne protesty? Czy – na przykład – interwencją policji, która będzie odblokowywała granicę?
Tusk ostatnio powiedział, że infrastrukturę graniczną i drogi dojazdowe zakwalifikuje do tak zwanej infrastruktury krytycznej. I jeżeli wyda takie rozporządzenie (chyba jeszcze go nie wydał), to na jego podstawie będzie mógł siłowo pacyfikować protesty. Co byłoby niebywałym skandalem! Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie i nie wrócimy do początku lat 90., kiedy to policja siłowo rozprawiała się z rolnikami protestującymi na drogach. Miejmy nadzieję, że „uśmiechnięta Polska” Donalda Tuska nie będzie brutalna wobec rolników. Choć – skoro rządzący wkroczyli na drogę powszechnego łamania prawa, między innymi atakując media publiczne, aresztując posłów i dokonując gigantycznych zmian w Prokuraturze - to tak naprawdę na wszystko ich stać. Nie wiem tylko, czy partie koalicyjne będą popierały tego rodzaju działania. W szczególności PSL, który wziął odpowiedzialność akurat za rolnictwo.
A w takim razie, czy to wszystko może w ogóle pozytywnie skończyć się dla rolników?
Moim zdaniem, niestety nie. Bo rolników cały czas się oszukuje. Tymczasem, aby protesty skończyły się pozytywnie dla rolników, należałoby po pierwsze: zablokować ukraiński handel z Unią. A Ukrainie pomóc w ten sposób, że odblokuje się Morze Czarne.
Po drugie zaś trzeba by uruchomić system pomocy publicznej. Jeszcze raz powtórzę: przez dwa ostatnie lata (2022-2023) z polskiego budżetu do rolników doszło 16 mld zł w formie pomocy publicznej. Były to dopłaty do nawozów, do sprzedanego zboża, do paliwa i do kredytów: suszowe, klęskowe i tak dalej. I polski budżet sfinansował ponad jedną trzecią całej tej unijnej pomocy publicznej dla rolników. A teraz jest po prostu zero pomocy publicznej. I jeżeli tych dwóch rzeczy realnie nie zrobi się: nie zablokuje importu z Ukrainy i chociaż przejściowo nie pomoże się finansowo rolnikom, to nie ustaną powody ich protestów. Cudów nie ma!
A „Zielony Ład” nie zostanie cofnięty?
Jeszcze raz powtórzę: w polityce europejskiej nie ma już „ojca chrzestnego Zielonego Ładu” i jego głównego promotora. W związku z czym po kolei odpadają rzeczy, które on forsował. Choć programy strategiczne ciągle „wiszą”. Takie programy jak redukcja metanu i tak dalej. One mają być zrealizowane w przyszłości. Ale dotyczą głównie rolnictwa o charakterze przemysłowym. A więc krajów Europy Zachodniej. I właśnie w owej sprawie protestują tamtejsi rolnicy. Bo ich negatywne skutki umowy o bezcłowym handlu z Ukrainą w zasadzie nie dotyczą.