Jestem wielkim fanem polityki Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Radosna legislacyjna twórczość to już jednak kategoria rozrywkowa, a nie prawna. Najnowszym pomysłem Pauliny Hennig-Kloski jest odgórne wyznaczenie obszaru tzw. starolasów.
Nie wiadomo dokładnie, czym one mają być. Logika wskazywałaby, że to drzewostany, które są wiekowe. Problem jest taki, że ów gaików – i to jeszcze znajdujących się poza terenami chronionymi – nie ma za dużo. Jednak temu Paulina Hennig-Kloska zaradziła. Wydała polecenie służbowe leśnikom. Oto od 2027 r. ma być 2 proc. starolasów i nic więcej jej nie obchodzi. Sytuacja wygląda naprawdę jak z kreskówki. Teraz – zgodnie z wolą siedzącej w zamku na ul. Wawelskiej Hennig-Kloski – leśnicy, niczym wędrowcy z bajek, rozpierzchną się po lasach, by znaleźć te stumilowe i pradawne. Kto wie, może jest to metoda? Jeżeli znajdą odpowiednią liczbę, to będzie można ją rozwijać. W następnym edykcie Paulina Hennig-Kloska może nakazać liczenie turów albo łapanie jednorożców. Byłoby to nawet zabawne, gdyby nie to, że mowa o minister, od której zależą ceny prądu w naszych domach i przyszłość polskiej energetyki. Dobrze to się nie skończy. Nie ma takiej opcji.